Pomagała ludziom, którzy byli na dnie. Zginęła od ciosów nożem. 25. rocznica śmierci dr Oli
2018-02-01 17:02:00(ost. akt: 2018-02-01 18:21:29)
Za kilka dni, dokładnie w najbliższy wtorek (6.02), minie 25 lat od zabójstwa Aleksandry Gabrysiak, nazywanej przez swoich pacjentów lekarzem ciała i duszy. Zginęła razem z adoptowaną córką w swoim mieszkaniu od ciosów nożem, jakie zadał jeden z jej podopiecznych, Zbigniew B.
W najbliższą niedzielę (4.02) w katedrze św. Mikołaja na Starym Mieście biskup elbląski Jacek Jezierski odprawi o godz. 13 mszę świętą z okazji 25 rocznicy śmierci doktor Aleksandry Gabrysiak.
6 luty 1993 r. Tragiczny finał życia Aleksandry Gabrysiak, doktor Oli, lekarza ciała i duszy, 25 lat temu wstrząsnął nie tylko środowiskiem medycznym i opinią publiczną, ale także zwykłymi elblążanami.
— Jakim była człowiekiem? Tego nie da się tego opisać w kilku słowach — mówi Edmund Robaczek, bliski przyjaciel doktor Oli. — Bo stwierdzenie, że dobrym, uczynnym, wiarygodnym i o wielkim sercu - to za mało powiedziane. W tamtych czasach mało kto rozumiał zasadę czynienia dobra dla drugiego człowieka. Będąc przyjacielem Oli i patrząc na jej filozofię życia, sam uczyłem się, jak pomagać innym ludziom. Dzięki niej otworzyłem się na potrzebujących: w tym sensie Ola była częścią mojego życia — dodaje.
Osoby, które na co dzień blisko współpracowały z doktor Olą, mówią, że była silna i wytrzymała, mimo swojej fizycznej niepełnosprawności. Aleksandra Gabrysiak od dziecka cierpiała bowiem na nieuleczalną krzywicę.
— Była sama doświadczona cierpieniem, lecz to nie przeszkadzało jej, by służyć potrzebującym. Pamiętam, że gdy przyjeżdżała do Domu Samotnej Matki zawsze miała dla tych kobiet dobre słowo i uśmiech — mówi siostra Alicja Dąbrowska, kierowniczka Ośrodka Interwencji Kryzysowej i Domu Samotnej Matki w Elblągu.
— Była sama doświadczona cierpieniem, lecz to nie przeszkadzało jej, by służyć potrzebującym. Pamiętam, że gdy przyjeżdżała do Domu Samotnej Matki zawsze miała dla tych kobiet dobre słowo i uśmiech — mówi siostra Alicja Dąbrowska, kierowniczka Ośrodka Interwencji Kryzysowej i Domu Samotnej Matki w Elblągu.
Koledzy medycy dodają, że była lekarzem-społecznikiem, niezwykle oddanym swoim pacjentom.
— Była człowiekiem wymagającym. Ale wymagała tak samo od innych jak i od siebie — mówi Wiesława Pokropska, dyrektor Hospicjum Elbląskiego. — Zdawała się być nie raz szorstka: pamiętam, że jak była kierownikiem laboratorium często potrafiła zrugać swoich kolegów za, jej zdaniem, niepotrzebne badania, które zlecali. Była zdecydowana w swoich działaniach, ale jednocześnie serdeczna. Pacjenci byli nią zachwyceni, bo nie tylko dbała o nich od strony medycznej, ale zabezpieczała również ich sferę socjalną.
— Była człowiekiem wymagającym. Ale wymagała tak samo od innych jak i od siebie — mówi Wiesława Pokropska, dyrektor Hospicjum Elbląskiego. — Zdawała się być nie raz szorstka: pamiętam, że jak była kierownikiem laboratorium często potrafiła zrugać swoich kolegów za, jej zdaniem, niepotrzebne badania, które zlecali. Była zdecydowana w swoich działaniach, ale jednocześnie serdeczna. Pacjenci byli nią zachwyceni, bo nie tylko dbała o nich od strony medycznej, ale zabezpieczała również ich sferę socjalną.
Jak dodaje, często spotykały się w szpitalu przy ul. Żeromskiego.
— Moją pierwszą specjalizacją jest chirurgia dziecięca: zdarzało się, że na oddziale leżało dziecko którejś z jej podopiecznych z domu samotnej matki. Ona bywała takim łącznikiem między nami, lekarzami, a tymi kobietami. Ułatwiała im też kontakty z nami. Potem spotykałyśmy się w hospicjum domowym, na terenie parafii św. Jerzego, gdyż placówka na Kopernika jeszcze nie istniała. Tam pracowałyśmy jako wolontariuszki. Przy kościele działała także apteka darów: Ola Gabrysiak bardzo często w niej bywała, sama starała się ściągać medykamenty z zagranicy. Potem dowoziła leki swoim pacjentom — mówi Edmund Robaczek. — Ola leczyła się m.in. w klinice ortopedycznej w Poznaniu. Często woziłem ją tam na zabiegi czy specjalistyczne badania. Po drodze zawsze było 8-10 przystanków i wizyty u jej pacjentów czy podopiecznych, którym przywoziła np. leki. Ola oddawała ostatnie pieniądze z wypłaty chorym, potrzebującym tym, co sięgnęli dna. A sama miała przecież małą córeczkę na utrzymaniu. Ale zawsze sobie jakoś radziła.
— Moją pierwszą specjalizacją jest chirurgia dziecięca: zdarzało się, że na oddziale leżało dziecko którejś z jej podopiecznych z domu samotnej matki. Ona bywała takim łącznikiem między nami, lekarzami, a tymi kobietami. Ułatwiała im też kontakty z nami. Potem spotykałyśmy się w hospicjum domowym, na terenie parafii św. Jerzego, gdyż placówka na Kopernika jeszcze nie istniała. Tam pracowałyśmy jako wolontariuszki. Przy kościele działała także apteka darów: Ola Gabrysiak bardzo często w niej bywała, sama starała się ściągać medykamenty z zagranicy. Potem dowoziła leki swoim pacjentom — mówi Edmund Robaczek. — Ola leczyła się m.in. w klinice ortopedycznej w Poznaniu. Często woziłem ją tam na zabiegi czy specjalistyczne badania. Po drodze zawsze było 8-10 przystanków i wizyty u jej pacjentów czy podopiecznych, którym przywoziła np. leki. Ola oddawała ostatnie pieniądze z wypłaty chorym, potrzebującym tym, co sięgnęli dna. A sama miała przecież małą córeczkę na utrzymaniu. Ale zawsze sobie jakoś radziła.
Aleksandra Gabrysiak miała niezwykły dar odnajdywania ludzi, którzy sięgali dna i potrzebowali pomocy nie tylko medycznej. Ratowała życie nienarodzonym, godziła zwaśnione małżeństwa, ratowała samobójców, pomagała odnajdywać sens życia. To ona wędrowała na dworzec i pomagała bezdomnym, narkomanom i chorym na AIDS, opiekowała się samotnymi matkami odrzuconymi przez swoje rodziny, zwracała się do więźniów.
— Mój brat, dzięki Oli, od 30 lat pozostaje trzeźwym alkoholikiem. Gdy inni siadali do wieczerzy wigilijnej, ona jechała na dworzec do bezdomnych i odrzuconych przez los niosąc im Dobrą Nowinę. Tam, gdzie nie mógł dotrzeć inny człowiek, Ola zawsze była pierwsza — dodaje Edmund Robaczek.
— Mój brat, dzięki Oli, od 30 lat pozostaje trzeźwym alkoholikiem. Gdy inni siadali do wieczerzy wigilijnej, ona jechała na dworzec do bezdomnych i odrzuconych przez los niosąc im Dobrą Nowinę. Tam, gdzie nie mógł dotrzeć inny człowiek, Ola zawsze była pierwsza — dodaje Edmund Robaczek.
Przy całym swoim zaangażowaniu Aleksandra Gabrysiak pozostawała bardzo blisko Boga i Kościoła.
— Z poradni chirurgii dziecięcej, która ówcześnie znajdowała się na ul. Nitschmanna, szłam zawsze piechotą do szpitala na ul. Żeromskiego. Po drodze mijałam kościół św. Jerzego. Bardzo często jej "maluch" stał na dziedzińcu przed kościołem. W południe w świątyni co dzień odprawiana była msza, w której ona uczestniczyła — mówi dyrektor Pokropska.
— Z poradni chirurgii dziecięcej, która ówcześnie znajdowała się na ul. Nitschmanna, szłam zawsze piechotą do szpitala na ul. Żeromskiego. Po drodze mijałam kościół św. Jerzego. Bardzo często jej "maluch" stał na dziedzińcu przed kościołem. W południe w świątyni co dzień odprawiana była msza, w której ona uczestniczyła — mówi dyrektor Pokropska.
— Była niezwykle religijna. Pamiętam, że zawsze miała przy sobie Pismo Święte i bardzo często do niego zaglądała, nie wstydziła się tego. Czytała je w każdej wolnej chwili: ustępy z Biblii czytywała także swoim pacjentom i podopiecznym. Obecna była praktycznie na każdej mszy świętej w kościele św. Jerzego. Myślę, że swoją siłę i moc na kolejne dni życia czerpała także z adoracji Najświętszego Sakramentu - służąc swoim powołaniem drugiemu człowiekowi, w którym widziała samego Jezusa — dodaje siostra Alicja.
Działalność dr Oli przerwała tragiczna śmierć. 6 lutego 1993 r. wróciła wieczorem do domu. Nie dane jej było jednak odpocząć po ciężkim dniu pracy. W mieszkaniu odkryła zwłoki swojej przybranej córki Marii. Młoda dziewczyna zginęła od ciosów nożem. Ostrze kuchennego narzędzia wkrótce zakończyło i życie doktor Oli. Obie kobiety zamordował jeden z podopiecznych lekarki, 19-letni Zbigniew B., któremu lekarka udzieliła pomocy, gdy ten trafił pod jej skrzydła wprost z więziennej celi. B. miał już bowiem bogatą kartotekę.
— Dokładnie pamiętam dzień, w którym odkryto tę zbrodnię — mówi Wiesława Pokropska. — Podwoziłam akurat mojego młodszego syna do jego kolegi na ul. Mączną. Chłopcy mieli zaplanowany poranny trening sportowy. Na dziedzińcu, na wysokości klatki w bloku, w którym mieszkała Ola Gabrysiak zobaczyłam policyjny radiowóz oraz karetkę pogotowia. W ogóle nie przyszło mi na myśl, że to chodzi o nią i Marysię... O śmierci doktor Oli dowiedziałam się od znajomych księży.
Wiadomość o zabójstwie doktor Oli zszokowała jej współpracowników, przyjaciół, a także całą opinię publiczną.
— Teraz, 25 lat od tej tragicznej śmierci, mam głębokie przekonanie, że Ola nas, przyjaciół, przygotowywała na swoje odejście. Kiedyś powiedziała mi, że jej droga na tej ziemi nie jest już taka pewna. Ona czuła zbliżający się koniec. Ale ja uznawałem, że to dotyczy bardziej jej stanu zdrowia, bo miała przecież szereg ciężkich operacji. W ostatnim okresie Ola żyła bowiem ze złamaną kończyną – nie chciała się poddać kolejnej, bolesnej operacji. Ogromnie cierpiała, była wyczerpana fizycznie i psychicznie— mówi Edmund Robaczek.
— Teraz, 25 lat od tej tragicznej śmierci, mam głębokie przekonanie, że Ola nas, przyjaciół, przygotowywała na swoje odejście. Kiedyś powiedziała mi, że jej droga na tej ziemi nie jest już taka pewna. Ona czuła zbliżający się koniec. Ale ja uznawałem, że to dotyczy bardziej jej stanu zdrowia, bo miała przecież szereg ciężkich operacji. W ostatnim okresie Ola żyła bowiem ze złamaną kończyną – nie chciała się poddać kolejnej, bolesnej operacji. Ogromnie cierpiała, była wyczerpana fizycznie i psychicznie— mówi Edmund Robaczek.
— To była niepotrzebna i głupia śmierć. Patrząc na jej działalność można powiedzieć, że ona niejako narażała się. Chodziła po dworcach, pijackich melinach i szukała tych, którzy pobłądzili w życiu, oferując im nadzieję i zmianę. Ona ufała ludziom i kochała ich do końca. Doktor Ola została zamordowana dwa tygodnie przed poświęceniem hospicjum, które otworzyliśmy przy ul. Kopernika. Księża zaproponowali, by dopisać ją jako patronkę naszej placówki — opowiada dyrektor Pokropska.
Co kierowało Zbigniewem B. w tym tragicznym dniu nie wiadomo do dziś. Podobno zadurzył się w Marii, ale czy zabił młodą kobietę dlatego, że odrzuciła jego zaloty? Tego nie wyjaśniła nawet rozprawa sądowa. B. całą winę zrzucił na wypity wcześniej alkohol. Zabójca Aleksandry Gabrysiak i jej córki Marii w 1996 r. został skazany na karę śmierci, którą potem zamieniono na dożywotnie więzienie. Po odbyciu 25 lat kary może starać się o warunkowe zwolnienie. Ten czas właśnie mija. Czy zabójcę doktor Oli jej córki spotkamy niedługo na ulicy? Czy B. starał się już o warunkowe zwolnienie? Zakład Karny w Sztumie, gdzie odbywa karę, nie udziela takich informacji - zasłania się ochroną danych osobowych.
Edmund Robaczek mówi, że gdy poznał więcej szczegółów tej tragedii, to dręczyło go jedno pytanie.
— Czy Ola widziała ciało Marii? Martwej, okaleczonej.... Bo wiedząc, jak bardzo kochała to dziecko, było to dla niej niewątpliwie większą traumą, niż sam moment jej własnej egzekucji — kończy.
— Czy Ola widziała ciało Marii? Martwej, okaleczonej.... Bo wiedząc, jak bardzo kochała to dziecko, było to dla niej niewątpliwie większą traumą, niż sam moment jej własnej egzekucji — kończy.
Źródło: Dziennik Elbląski
Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
matka #2432306 | 78.88.*.* 2 lut 2018 21:45
Za mało czasu poświęcała swojej przyrodniej córce !!!
odpowiedz na ten komentarz
naz #2431567 | 77.254.*.* 1 lut 2018 21:31
To nie było tak pięknie, tak cudownie. - Fakt śp. Aleksandra jeździła na dworzec PKP i nawet stamtąd zabierała bezdomnych do siebie. Oni później mocno się rozzuchwalili - klatka schodowa gdzie było mieszkanie śp. A. Gabrysiak na ul. Mącznej - stała się prawie meliną, miejscem oddawania moczu, noclegownią. Współmieszkańcy klatki schodowej byli załamani i nie raz nie dwa - protestowali, dzwonili na policję. Zbrodniarz - młody chłopak, pozostawał w bardzo bliskich kontaktach z M. - pasierbicą śp. A. Gabrysiak - nawet krótko przed dokonaniem mordu. Cała ta makabryczna sprawa bardzo blisko ocierała się o klasyczne reguły ujęte w nauce zwanej wiktymologią.
Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz