Elbląg na ekranie, a na widowni tłum. I tak już od 12 lat!

2018-02-22 13:00:17(ost. akt: 2018-02-22 13:28:57)
Juliusz Marek był gościem Kawiarenki Historycznej Clio

Juliusz Marek był gościem Kawiarenki Historycznej Clio

Od dwunastu lat podczas spotkań „Elbląg na dużym ekranie” emitowane są archiwalne filmy o mieście. Wciąż pojawiają się kolejne perełki, które przybliżają nam Elbląg sprzed lat. Takie jak np. niedawno odkryty film o Zamechu z 1967 roku.
Juliusz Marek, dziennikarz i regionalista, twórca Telewizji Elbląskiej, autor publikacji i filmów dokumentalnych o naszym mieście był gościem Kawiarenki Historycznej Clio w elbląskim muzeum.

Od dwunastu lat prowadzi niezwykle popularne spotkania kinowe z cyklu „Elbląg na dużym ekranie”. Archiwalne filmy wraz z odpowiednim komentarzem przyciągają do Kina Światowid tłumy.
A sukces serii zaczął się niepozornie, od publicznego pokazu zdigitalizowanych kronik nieżyjącego już elbląskiego filmowca, Stefana Muli.

— Sądziłem, że zrobimy jedno, dwa, czy pięć spotkań i nie będzie już czego pokazywać — wspominał Juliusz Marek podczas wtorkowego spotkania w muzealnej kawiarence Clio. — Na pierwszej projekcji spodziewałem się kilku osób. Przyszło ich tyle, że w małej sali kinowej ledwo się zmieściliśmy. Nie zaczęło się to wszystko jednak szczęśliwie. Projektor przeskakiwał, pomijając sceny i pan Stefan bardzo się zdenerwował, podejrzewając, że ocenzurowałem mu film. Skończyło się awanturą. Było to coś pomiędzy zawałem u pana Muli, a pobiciem mnie. Na drugi dzień chwyciłem kwiaty oraz czekoladki i poszedłem do jego mieszkania przy al. Grunwaldzkiej, by go przeprosić i wytłumaczyć sytuację. Wiedziałem jednak, że nie będzie łatwo, ponieważ pan Stefan był człowiekiem nadzwyczaj nieufnym. Dużo w życiu przeszedł, był radiotelegrafistą w armii gen. Maczka, uczestniczył w desancie i przeprawie przez Kanał La Manche, a te przeżycia z młodości wywarły na nim olbrzymi wpływ. Na przykład nigdy nie spał przy zgaszonym świetle... Później był filmowcem w czasach, gdy nie było to bezpieczne zajęcie — dodaje.



Zainteresowanie pierwszą projekcją było tak wielkie, że seans trzeba było powtórzyć. Później nie wypadało już zawieść widowni. I tak co miesiąc Kino Światowid wypełnia się widownią po brzegi, a na ekranie pojawiają się bardziej lub mniej archiwalne filmy o Elblągu i jego mieszkańcach, a także o bliższych i dalszych okolicach.

Fascynacja filmami i historią regionu Juliusza Marka zaczęła się jednak na długo wcześniej...
— Gdy miałem kilkanaście lat, to zarobiłem na swój pierwszy aparat fotograficzny Smiena 8M. Wykonałem nim trochę zdjęć, trzeba było jakoś je wywołać i tak trafiłem do domu kultury, w którym działał klub fotograficzny „El foto”. Tam nauczyli wywoływania zdjęć. Szybko okazało się, że jest to w tamtych czasach umiejętność dość rzadka, bowiem fotografia była drogim zajęciem. Jednocześnie była też zajęciem niezwykle ciekawym. Tak to się zaczęło — wspomina Juliusz Marek.

Niedługo potem jego nauczyciel przyniósł mu album fotograficzny i poprosił o zreprodukowanie zdjęć.
— Na pierwszej stronie nie było napisane Elbląg tylko Elbing. To wzbudziło we mnie wówczas jakąś nieufność. W środku: piękne ulice i kamienice, bogate miasto, fabryki, statki i okręty... Coś niezwykłego. Zrobiłem mu te odbitki, ale jednocześnie niektóre z nich również dla siebie. Tak zrodziła się pasja. Potem trafiłem do elbląskiego muzeum, by szukać dalszych informacji na temat historii Elbląga, tam polecono mi Roczniki Elbląskie, które kupiłem hurtem — opowiada Juliusz Marek.

To, że możemy oglądać na filmie Elbląg z dawnych lat, to w dużej mierze zasługa Stefana Muli. Od początku lat 60. najpierw samodzielnie, później w utworzonej wraz z przyjaciółmi sekcji filmowej przy Miejskiej Przychodni Obwodowej, Mula dokumentował ważniejsze i mniej ważne wydarzenia w Elblągu. Po latach mówił, że impulsem do działania była nieobecność Elbląga w telewizji.
— Ekipa z Gdańska rzadko bywała w Elblągu, bo była nieliczna. Wówczas postanowiłem coś robić dla Elbląga — wspominał w jednym z wywiadów.



W ciągu 30 lat powstały setki krótkich filmów, w większości dokumentów czasu, jak sam nazywał swoją twórczość. Były też większe produkcje: kroniki filmowe, filmy dokumentalne i edukacyjne oraz liczne produkcje przygotowywane na konkursy i festiwale filmowe.

— Stefan Mula część ze swoich produkcji miał na kasetach VHS. Dziś wiemy, jakie to jest cenne, ponieważ do odtworzenia taśm 8, czy 16 mm potrzebny jest projektor. Te obecnie są już rzadkością. Każde nałożenie taśmy na projektor to również obawa przed jej zerwaniem, czyli zniszczeniem. W zeszłym tygodniu przegrywałem film z takiej taśmy, by go scyfryzować i rwała się na potęgę. Taśma celuloidowa jest bardzo krucha, szczególnie, gdy jest długo nieużywana — wyjaśnia Juliusz Marek.

Czasy kaset VHS, to była wyjątkowa przygoda z filmem.
— VHS-y pojawiły się na przełomie lat 80. i. 90. Nasz sąsiad Andrzej Brzostek przywiózł z Niemiec kasetę z filmem, który dzisiaj jest powszechnie znany i można go znaleźć w Internecie. To kilkunastominutowy film o Elblągu pt. „Dawniej w domu”. To jeden z pierwszych, jakie miałem o naszym mieście. Przegrywałem go i pokazywałem wielu osobom. Filmami bowiem trzeba się dzielić. Film, to nie kapusta i nie należy go kisić. W tamtych czasach trafiły do mnie również filmy od byłych mieszkańców Tolkmicka. Fatalna jakość, ale coś tam było na nich jednak widać, coś się ruszało. Potem były już czasy telewizji. Zawsze starałem się coś w naszej lokalnej stacji o tej historii Elbląga opowiadać. To był bardzo ciekawy okres. Mieliśmy interesujące kontakty z telewizją z Kaliningradu. Wówczas na krótko zagościły tam wolność i demokracja i co tydzień wymienialiśmy się kasetami na granicy. My dawaliśmy kasetę z nagraniami z Elbląga, Rosjanie wręczali nam kasetę z nagraniami z Kaliningradu. Zapraszam na projekcję „Elbląg na dużym ekranie” 7 marca o godz. 18, pokażę dwa filmy z tej właśnie wymiany. Będą one poświęcone bursztynowi — zapowiada Juliusz Marek.

Nadal coś pozostaje do odkrycia, więc widzowie cyklu nie muszą się martwić o kolejne seanse.
— Niekiedy filmy trafiają do mnie przez zaskakujące zbiegi okoliczności. We wrześniu ubiegłego roku wypożyczyłem od elbląskiego muzeum film o Elblągu z 1975 r. Chcieliśmy nowy sezon „Elbląga na dużym ekranie” rozpocząć prawdziwym filmem wyświetlonym z taśmy. Przyniosłem trzy puszki taśmy do swojego biura i pani Teresa Wojcinowicz z Elbląskiego Towarzystwa Kulturalnego pyta: co ty tam masz? Mówię, że film o Elblągu. Po czym ona zaprowadziła mnie do magazynu i pokazała jakieś taśmy z wyblakłą etykietą i napisem „Zamech 1967”. Tego filmu szukałem od dawna — opowiada pan Juliusz.

Film o Zamechu wyprodukowała Wytwórnia Filmów Dokumentalnych, a muzykę do niego skomponował Jerzy Maksymiuk.
— Jednak obraz urywa się w pewnym momencie i zorientowałem się, że brakuje trzeciego aktu. Tego samego dnia, niemal cudem się on odnalazł. Pan Kowalski, były pracownik kina Syrena, od pięciu lat obiecywał mi film o Elblągu. Mówił: "ale tam jest coś po rusku, pewnie jakaś propaganda". Dostałem tę szpulę i był na niej trzeci brakujący akt filmu o Zamechu, po rosyjsku. Stan filmu był idealny, bowiem obraz nie był nigdy wyświetlany. Są też takie filmy, których cały czas szukam. Na przykład film Lorentowicza z 1965 r. roku o Elblągu. Wszyscy wiedzą, że jest, ale nie wiadomo gdzie — mówi filmowiec.

Niektóre z tych historycznych filmów owiane są legendą. Tak jest z obrazem z 1967 r. o okolicznych PGR-ach. Tak opowiada o nim świadek projekcji: „Pan Mula zaciągnął zasłony w oknach, drzwi zastawił krzesłem. To był 2004 r. Mówił, że przyjechali smutni panowie, mieli taśmy, kazali wziąć ze sobą kamerę i pojechali w trasę po PGR-ach, m.in. do Nowego Dworu Elbląskiego. Kazali filmować, ale nigdy nie pojawili się po tę taśmę”.
— Dzisiaj możemy się zastanawiać, dlaczego to się stało? Czy to nie było zbieranie haków na jakiegoś sekretarza rolnego? Bowiem na filmie jest pokazany wielki syf w PGR-ach. Po prostu robili to, żeby mieć coś, w razie, jak to się mówi „W”. Zdjęcia są przerażające: rozwalające się wygódki-sławojki, leżące zdechłe kurczaki, niemyte kanki na mleko, tylko popłukane wodą, tragedia — mówi Juliusz Marek.
Dziennik Elbląski jest patronem medialnym cyklu „Elbląg na dużym ekranie”.
daw

Źródło: Dziennik Elbląski