Niezwykła historia maleńkiej wsi Śliwica
2018-04-22 16:00:00(ost. akt: 2018-04-20 14:37:28)
Ta mała, nieco zapomniana wieś w dzisiejszej gminie Rychliki, położona jest w pobliżu Kanału Elbląskiego i pochylni w Kątach. Kiedyś funkcjonował tutaj majątek ziemski, a po wojnie zaczęli gospodarzyć polscy osadnicy przybyli z okolic Warszawy.
Przybysze z „centrali” dla własnego użytku przetłumaczyli drugi człon niemieckiej nazwy tej wsi „Nahmgeist” i w ten sposób powstała nazwa „Duchowo”, popularnie używana przez wiele lat, chociaż od 1948 r. wprowadzono urzędową nazwę Śliwica.
Pierwsze dane dotyczące tej wsi pochodzą z ksiąg czynszowych Zakonu Krzyżackiego, ale trudno jest ustalić dokładną datę jej lokacji. Mogło to być prawdopodobnie w pierwszej połowie XIV wieku. Dopiero z 1427 r. pochodzi informacja, że jeden „wolny Prus” ma tu 28 łanów ziemi, a w 1448 r. gospodarzą dwaj wolni Prusowie: Stybur i Gabriel. Później powstał tutaj majątek rycerski należący między innymi do rodu von Lewaldt, von Bochsen, a następnie wszedł w skład domen królewskich.
Pierwsze dane dotyczące tej wsi pochodzą z ksiąg czynszowych Zakonu Krzyżackiego, ale trudno jest ustalić dokładną datę jej lokacji. Mogło to być prawdopodobnie w pierwszej połowie XIV wieku. Dopiero z 1427 r. pochodzi informacja, że jeden „wolny Prus” ma tu 28 łanów ziemi, a w 1448 r. gospodarzą dwaj wolni Prusowie: Stybur i Gabriel. Później powstał tutaj majątek rycerski należący między innymi do rodu von Lewaldt, von Bochsen, a następnie wszedł w skład domen królewskich.
Polacy zaznaczyli w tej wsi swój pierwszy pobyt niezbyt chlubnie. Otóż podczas I wojny polsko-szwedzkiej, 1 lutego 1626 r. polska kompania z wojsk stacjonujących pod Pasłękiem niemiłosiernie złupiła Śliwicę, podobnie jak wiele okolicznych wsi.
Ze Śliwicą i okresem napoleońskim wiąże się pewna legenda, zarejestrowana w 1913 r. w Centralnym Archiwum Podań Ludowych w Królewcu:
Ze Śliwicą i okresem napoleońskim wiąże się pewna legenda, zarejestrowana w 1913 r. w Centralnym Archiwum Podań Ludowych w Królewcu:
Na cmentarzu w Śliwicy znajduje się stara, mocno pochylona wierzba. Gdy zimą 1812 r. resztki napoleońskiej „Wielkiej Armii” wracały przez Prusy Wschodnie, mały oddział przybył do Śliwicy. Zmarł tu jeden z dwóch braci - oficerów i został pochowany na miejscowym cmentarzu. Nagle oddział francuski został zaatakowany przez nieprzyjacielską konnicę i zmuszony do ucieczki. Brat zmarłego stwierdził, że nie przystroił w żaden sposób grobu, więc szybko wsadził do ziemi gałązkę wierzby. Z czasem wyrosła tu „płacząca wierzba okalająca mogiłę”. Cmentarz ten znajduje się po prawej stronie, przy wylocie ze wsi w kierunku pochylni w Kątach.
Ciekawe rzeczy zaczęły dziać się w Śliwicy od około 1870 r., gdy w tutejszych dobrach stanowiących domenę królewską zaczął gospodarzyć niejaki por. Rudolf Wichmann. Jego ojciec był znanym rzeźbiarzem, a brat dyrektorem filharmonii w Lipsku. Natomiast jego żona Wilhelmina była z domu Thaer i to właśnie ona wniosła dobra w Śliwicy jako wiano do małżeństwa. Jej pradziadek prof. Albert D. Thaer był dyrektorem pruskiej akademii rolniczej i nazywany „ojcem rolnictwa”. Ceniony i szanowany przez największe osobistości ówczesnych Prus. Do dzisiaj w Lipsku stoi jego pomnik.
Ciekawe rzeczy zaczęły dziać się w Śliwicy od około 1870 r., gdy w tutejszych dobrach stanowiących domenę królewską zaczął gospodarzyć niejaki por. Rudolf Wichmann. Jego ojciec był znanym rzeźbiarzem, a brat dyrektorem filharmonii w Lipsku. Natomiast jego żona Wilhelmina była z domu Thaer i to właśnie ona wniosła dobra w Śliwicy jako wiano do małżeństwa. Jej pradziadek prof. Albert D. Thaer był dyrektorem pruskiej akademii rolniczej i nazywany „ojcem rolnictwa”. Ceniony i szanowany przez największe osobistości ówczesnych Prus. Do dzisiaj w Lipsku stoi jego pomnik.
Natomiast wspomniany por. R. Wichmann był swego rodzaju bon vivant, nie rozumiał w ogóle gospodarki rolnej, a jako członek loży wolnomularskiej, najchętniej spędzał czas w Berlinie, poświęcając swą uwagę kasynom gry. I nic dziwnego, że wkrótce doprowadził Śliwice do upadku. W obliczu przymusowej licytacji, jego żona usiłowała dobra sprzedać, ale nic nie wskórała. Ostatecznie w 1900 r. Śliwicę nabył kpt. Martin von Perbandt. Przejął dobra od swojej szwagierki Wilhelminy za cenę oddłużenia i renty osobistej, ratując tym samym jej ojcowiznę. Nowy właściciel dźwignął szybko gospodarkę rolną w majątku, dysponując znacznymi kwotami wniesionymi w wianie przez jego drugą żonę, baronównę Esterę von Troschke. Około roku 1910 wybudował imponujący, neobarokowy dwór. W majątku powstały także cieplarnie kwiatowo-warzywne, wybudowano czworaki dla robotników dworskich, ujeżdżalnię, stodoły i stajnie.
Staraniem kpt. von Perbandta we wsi powstała szkoła, przystosowana z kupionej… gospody. Gdy 22 stycznia 1945 r. w Śliwicy pojawili się sowieccy żołnierze, z miejsca podpalili wspomniany dwór, aczkolwiek nie ruszyli innych zabudowań. Tak więc do dzisiaj zachował się między innymi pochodzący z drugiej połowy XVIII w. spichlerz z ładną drewnianą sygnaturką. Są w nim masywne piwnice z łukowymi sklepieniami, z których prowadziło podziemne przejście do znajdującego się obok dworu. Niestety, spichlerz ten jest dzisiaj w fatalnym stanie, a sygnaturka dachowa lada moment runie. Jego losem nie interesują się ani wojewódzkie władze konserwatorskie, ani lokalne. To wielka szkoda, w sytuacji gdy podjęto starania o wpisanie Kanału Elbląskiego i jego otuliny na listę UNESCO, a przecież wspomnianą wieżyczkę widać z pokładu statków płynących po kanale, zwłaszcza podczas przetaczania na pochylni w Kątach.
Na szczęście już wiele lat temu część założenia parkowego, przynależnego do dworu von Perbandt’ów w Śliwicy, kupił właściciel dużego gospodarstwa sadowniczego w Jelonkach. W ostatniej chwili uratował znajdującą się w dawnym parku dworskim płytę nagrobną wspomnianej już Wilhelminy Thaer (1834-1902) oraz masywny krzyż żeliwny z cmentarzyka dworskiego von Perbandt’ów, znajdującego się pod pobliskim lasem. Krzyż ten stał na grobie Carla von Perbandt’a (1832-1911), który był cenionym malarzem, a jego obrazy, uznawane za wybitne, znajdują się w muzeum w Oakland koło San Francisco.
Niżej podpisany miał okazję poznać córkę ostatniego właściciela Śliwicy Esterę-Sigrid von Perbandt (1909-1999), która była autorką powieści „Cień wilka” (Die Schatten der Wölfe - 1934) oraz noweli „Wśród pruskich Bogów” (Unter den Göttern Preussens - 1939). Jej syn posługiwał się biegle językiem polskim. Natomiast jej brat Martin (ur. 1922) był nazywany „ostatnim Sklode”, w nawiązaniu do protoplasty rodu von Perbandt, wzmiankowanego już w pierwszej połowie XIII wieku. Zginął jako podporucznik artylerii na froncie wschodnim w 1942 r. Został pochowany w Śliwicy na wspomnianym cmentarzyku familijnym, niedaleko rzeczki Klepiny, popularnie zwanej przed wojną „Żmijówką”. Na pewnym odcinku płynie ona wzdłuż Kanału Elbląskiego.
Lech Słodownik
Lech Słodownik
Źródło: Dziennik Elbląski
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Akcjat4 #2500398 | 91.228.*.* 13 maj 2018 06:08
Cholerne czerwone bydło wszystko spaliło i zostawili tu swoich komunistów żeby niszczyli do dziś (czyt. NIEpolska zjednoczona platforma obywatelska).
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz