"Żuławy są nudne? To muzeum otwarte 24 godziny na dobę"

2018-04-23 18:00:23(ost. akt: 2018-04-23 16:17:58)
Stoisko z serami żuławskimi przed Muzeum Archeologicznym w Gdańsku

Stoisko z serami żuławskimi przed Muzeum Archeologicznym w Gdańsku

Autor zdjęcia: Anna Dawid

Żuławy gościły w miniony weekend w Gdańsku. O ratowaniu menonickich nagrobków z rzeki Tuga, odtwarzaniu rytuału picia Machandla, rekonstrukcji wiatraków oraz o perełce Żuław, czyli pompie parowej w Różanach opowiadali m.in. Marek Opitz i Leszek Marcinkowski.
Tłum turystów i mieszkańców oblegał w weekend stoisko z dawnymi żuławskimi serami, które było jedną z atrakcji zorganizowanego w miniony weekend przez Muzeum Archeologiczne w Gdańsku spotkania poświęconego Żuławom.

— Żuławy to muzeum, które jest czynne przez 24 godziny. Jest pełne zabytków i ciekawych miejsc. Niektórzy mówią, że Żuławy są nudne. Tak mogą twierdzić tylko ci, którzy Żuław nie poznali naprawdę, nie przejechali się ich polnymi drogami, nie poznali domów podcieniowych i przepięknej historii tego regionu — przekonywał uczestników spotkania Leszek Marcinkowski, przewodnik PTTK Ziemi Elbląskiej.

Sercem dawnych dziejów tego regionu jest Żuławski Park Historyczny, prowadzony przez Klub Nowodworski w dawnej serowni Leonharda Kriega w Nowym Dworze Gdańskim. O tym, że to historyczne serce Żuław bije coraz mocniej opowiadał w Gdańsk Marek Opitz z Klubu Nowodworskiego.

— Naszą "relikwią" są szczątki pochodzącego z Groszkowa wiatraka odwadniającego. Znane są tylko dwa egzemplarze takiego wiatraka, jeden jest na Zamku w Malborku, który pochodzi z Żuław Elbląskich, drugi to nasz. Wiatrak z Groszkowa już przed pierwszą wojną światową uznano za zabytek. Później trafił do skansenu w Gdańsku Oliwie, po wojnie dwa razy się palił i został z niego jedynie kikut. Potem przeniesiono go do miejscowości Wieniec na Wyspie Sobieszewskiej. Przez rok staraliśmy się o pozwolenie na zabranie go stamtąd i uratowanie szczątków, które z niego pozostały. Pojechaliśmy na wizję lokalną, w środku wiatraka paliło się ognisko, ugasiliśmy je, a wiatrak trafił do nas. Nie staraliśmy się już o żadne pisemka z Urzędu Miasta Gdańska, który był jego właścicielem, po prostu wiatrak zabraliśmy, oczywiście pod ochroną fachowców. Jego dolna część nadal nosi ślady ognia. Do ekspozycji nadają się: część dolna, ściany, belki, wał i kamienne łożysko — mówi Marek Opitz.

Do Żuławskiego Parku Historycznego ściągnięto ekipę Holendrów, która "przebadała" uratowany wiatrak.
— Holendrzy stwierdzili, że wiatrak dałoby się uruchomić, ale jedynie pokazowo. Ich takie rozwiązanie nie interesowało. Holendrzy, jeśli coś naprawiają, to ma to po prostu funkcjonować. Jednak podczas tej współpracy z Holendrami otrzymaliśmy coś innego: projekt wiatraka, wykonany na podstawie dokumentów, jakie udało nam się odnaleźć w Nidzie. Obecnie jesteśmy na etapie przekładania go już na projekt budowlany. Mam nadzieję, że gmina Cedry Wielkie, która podjęła się odtworzenia tego wiatraka, zepnie pomysł w całość i wiatrak powstanie — mówi Marek Opitz.

W muzeum można też oglądać magazynek strażnika wałowego, do którego nieustannie przybywa eksponatów.
— To jedyna w Polsce ekspozycja dawnej ochrony przeciwpowodziowej, nazwaliśmy ją magazynkiem strażnika wałowego. Pozbieraliśmy ubijaki, baby drewniane, lampy naftowe, worki do piasku, gdy likwidowano magazyny powodziowe. Mamy też nowy eksponat, to swoista pompką, którą można sobie odpompować wodę z fragmentu Żuław, oczywiście, jak to na Żuławach woda za chwilę zalewa teren na nowo, podchodzi do góry. To eksponat edukacyjny. Trafiła też do nas zgrzewka "małpek" wódki Machandel. Mamy ją jako jedyni na świecie — mówi Marek Opitz.

Machandel, to niezwykle popularna, specyficzna jałowcówka, która dawniej powstawała w Nowym Dworze Gdańskim. Produkcję tego alkoholu rozpoczął w 1776 r. Peter Stobbe.
— Alkohol w naszych Machandlach niestety wysycha, bo znajduje się w korkowanych butelkach. Niektórzy podejrzewają nas być może o niecne sprawy, ale zarzekam się, że folia na butelkach jest nieruszona — mówi Opitz.

Machandla piło się z kieliszka i z zakąską. Zakąską była suszona śliwka, obowiązkowo z pestką. Piło się tak: najpierw przy pomocy wykałaczki wkładało się do ust śliwkę, której miąższ należało oddzielić od pestki, umieszczając pestkę między zębami a policzkiem. Następnie opróżniało się kieliszek (za jednym zamachem), pestkę natomiast trzeba było wypluć do pustego kieliszka. Całość rytuału wieńczyło uroczyste złamanie wykałaczki nad pustym szkłem i leżącą w nim obraną pestką śliwki. Kto by pomylił się w kolejności czynności rytualnych, lub którąś z nich pominął - ten stawiał następną kolejkę.

— Podjęliśmy inicjatywę wskrzeszenia tradycji Machandla. Rodzinę Stobbe poprosiliśmy o namaszczenie mistrzów tej ceremonii. To przecież fajny kawałek tradycji, która pochodzi stąd. Trafił też do nas niezwykle sentymentalny eksponat. Heinrich Korella, przekazał nam klucze zabrane ze swojego dawnego domu. Uchowały się one w torebce jego mamy, która uciekała z Żuław trójką dzieci, podróżowała statkiem MS Wilhelm Gustloff. Klucze od domu na Żuławach były przez wiele lat u państwa Korelli, mieli je w końcu wyrzucić, jednak przekazali nam — mówi Opitz.


Na wydobycie z rzeki Tugi czeka też kilkanaście menonickich steli.
— W 1639 r. mennonici i luteranie z jedenastu wsi w okolicy Nowego Dworu Gdańskiego, otrzymali pozwolenie na założenie własnego cmentarza obok cmentarza kościoła katolickiego w miejscowości Tiegenhagen, obecnie Żelichowo/Cyganek. Na cmentarzu zachowało się kilka oryginalnych nagrobków w formie stel, do których dołączyliśmy ok. 80 kamieni nagrobnych z XVII-XVIII w. Są to kamienie polne z wyrytymi datami śmierci, inicjałami zmarłych oraz gmerkami (znakami własnościowymi gospodarstw lub rodzin). To największy zbiór kamieni nagrobnych w Polsce. W okolicy jest jeszcze dziesięć kamieni, które chcemy wydobyć. Musimy jednak czekać, gdy będą prowadzano prace budowlane na fundamentach budynków. Kamień na Żuławach był cennym surowcem, więc tych kamieni nagrobnych używano po prostu pod fundamenty budynków. Cmentarz w Żelichowie był przedtem wielkim gruzowiskiem. Położony jest daleko od zabudowań, urządzano tam sobie ogniska, a z nagrobków robiono trampoliny i skocznie do zabawy. Wiemy, że co najmniej kilkanaście steli znajduje się jeszcze w rzece Tuga i szykujemy się do ich wydobycia. Są zakonserwowane w mule, nic więc najprawdopodobniej się nie stało. Udało nam się także uratować nagrobek z Różewa. To nagrobek szczególny, bowiem z tablicą informującą o wyjeździe mennonitów nad Morze Czarne. Będziemy go remontowali — mówi Marek Opitz.

O perełce z Różan, czyli jedynej zachowanej pompie parowej na Żuławach, opowiadał Leszek Marcinkowski. Niestety, plany uruchomienia zabytku nie zostały zrealizowane. Dzisiaj jest ona łakomym kąskiem nie tylko dla turystów, ale niestety również dla złodziei, którzy próbują okraść przepompownię. Ostatnia próba włamania do budynku miała miejsce dwa tygodnie temu.


— Wewnątrz przepompowni znajdują się urządzenia wykonane przez elbląskich przemysłowców Franza Komnicka (1857-1938) i Ferdynanda Schichaua (1814-1896).
 Niestety, nie zachowała się tabliczka znamionowa zakładów, bo ukradli ją złodzieje. Nie do końca wiadomo też, czyjej produkcji jest urządzenie parowe, według źródeł, które udało mi się odnaleźć, to cała przepompownia, czyli piec i urządzenie parowe wykonano w Komnicku, a rury w fabryce Schichaua. Przepompownia służyła do początku lat 50. Żyje jeszcze ostatni pompiarz, który ją obsługiwał. Z jego opowieści wiem, że piec był opalany węglem. Do dzisiaj zainteresowanie obiektem jest bardzo duże. Niestety również złodziei, którzy w 2012 roku włamując się do wnętrza, ukradli sporo części. Po tym włamaniu zamontowano w drzwiach przepompowni specjalny zamek i dwie dodatkowe kłódki. Dwa tygodnie temu miała miejsce próba włamania. Złodzieje sforsowali kłódki, ale specjalistycznego zamka nie udało im się pokonać — mówi Leszek Marcinkowski.

Niestety pomysł „ożywienia” pompy w Różanach, który zrodził się kilka lat temu, nie doszedł do skutku.
— Moim pomysłem zainteresował się dr Jacek Łubiński z Wydziału Mechanicznego Politechniki Gdańskiej. Inżynierowie byli dwa razy we wnętrzu przepompowni. Dokonali pomiarów niezbędnych do stworzenia modelu 3D. Jednak zmienił się status prawny obiektu. Właścicielem nie jest już Żuławski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych, ale Zarząd Zlewni. Początkowo obiecano remont... Chcieliśmy, aby teren przepompowni przejęła gmina Gronowo Elbląskie, odpowiedziano, że owszem, przejmie, ale zarządca ma najpierw wyremontować drogę dojazdową do obiektu, dach, pomalować budynek, otynkować i udrożnić pobliski kanał. To przekroczyło możliwości finansowe Zarządu Zlewni. Stanęliśmy więc w martwym punkcie — mówi Leszek Marcinkowski.
daw
Żuławy w Gdańsku

Źródło: Dziennik Elbląski