Połączeni po latach. "Z początku nie dowierzała, że jesteśmy rodziną"

2018-04-29 16:00:00(ost. akt: 2018-04-29 16:06:06)
Podczas wernisażu "Odnalezione korzenie" mogliśmy poznać niesamowite historie rodzinne

Podczas wernisażu "Odnalezione korzenie" mogliśmy poznać niesamowite historie rodzinne

Autor zdjęcia: Anna Dawid

Najważniejsza dla nas historia dzieje się bardzo blisko, tuż na wyciągniecie ręki. O tym mogliśmy się przekonać podczas wernisażu "Odnalezione korzenie", na którym elblążanie prezentowali swoje drzewa genealogiczne. Niektórzy z nich po wielu latach odnaleźli rodzinę.
Odtwarzanie drzewa genealogicznego jest żmudną pracą, ale niezwykle ciekawą. Dowiadujemy się, czym zajmowali się nasi przodkowie, poznajemy miejsca związane z historią rodziny i wreszcie odkrywamy krewnych, o których istnieniu nie mieliśmy do tej pory pojęcia.

Krzysztof Czubiński w poszukiwaniu korzeni swojej rodziny dotarł do 1730 r. Aktualnie w jego rodzinnym drzewie genealogicznym jest 720 osób. Najstarszym znanym mu przodkiem jest Sławomir Januszkiewicz, prapraprapra dziadek jego żony.
— Okazuje się, że najważniejsza dla nas historia nie dzieje się daleko, lecz bardzo blisko nas. Obecnie w moim drzewie genealogicznym jest 720 osób. Nie wszystkie one się znają, ale ja znam je wszystkie. Historię każdego z nich poznałem w trakcie poszukiwań. Nie wszystkie korzenie tych osób wiążą się ze sobą, ale mają jeden pień, z którego wyrosły — powiedział nam pan Krzysztof, który w miniony czwartek brał udział w wernisażu wystawy „Odnalezione korzenie”. Tego dnia w Światowidzie elblążanie prezentowali swoje drzewa genealogiczne.

Historia rodziny pana Krzysztofa została zapomniana m.in. przez wojenną zawieruchę.
— Wojna spowodowała, że osób ze starszego pokolenia nie znamy, wówczas też często gubiły się dokumenty, a tym samym i historie tych ludzi. Po latach mamy otwarte archiwa, można je bez przeszkód odwiedzać i szukać bliskich. Polecam to każdemu. Poznanie przodków wzbogaca nas samych, dowiadujemy się bowiem skąd i kim jesteśmy — mówi pan Krzysztof.

Bywa też tak, że podczas poszukiwań genealogicznych rodzina się nam powiększy.
— Jeszcze do ubiegłego miesiąca byłem pewien, że mój dziadek miał czterech braci. Okazuje się, że było ich sześciu. Jutro jadę do Lublina, tam odnalazłem siostrę mojej babci, która obecnie ma 99 lat i bardzo dobrze pamięta dawne czasy — mówi pan Krzysztof. — To już nasze drugie spotkanie. Podczas pierwszego dowiedziałem się o dwóch nieznanych mi braciach dziadka. Pierwszą moją wizytą była bardzo zaskoczona, wcześniej w ogóle się przecież nie znaliśmy. Troszeczkę się mnie bała, nie dowierzała, że jesteśmy rodziną. Na początek przekonała ją elbląska rejestracja mojego samochodu, ponieważ wiedziała, że jej siostra, zaraz po wojnie wyjechała do Elbląga. Wiedziała, że może mieć w Elblągu rodzinę — dodaje.


Jak mówi pani Grażyna Jaskuła, drzewo genealogiczne to jedna z lepszych pamiątek, jakie możemy po sobie zostawić naszym bliskim. Za kilka lat tych wspomnień nie da się odtworzyć, spisać i zostawić kolejnym pokoleniom. Genealogią rodziny zajmowała się również mama pani Grażyny, która dzisiaj ma 88 lat. Tak opisuje to we wspomnieniach.
— Zaczęło się od pamiętnika mojego ojca Aleksandra, urodzonego w 1895 roku. W zeszycie ojciec spisał przodków swojej rodziny do czasów pierwszej wojny światowej. Ojciec mieszkał w Stoczku, był fotografem, wynalazcą, grał na kilku instrumentach, znał kilka języków obcych, w tym esperanto i łacinę. Ojciec zmarł w 1973 roku, a zeszyt trafił do jego córki. Ona załączyła do niego fotografie zrobione przez ojca, które miały być uzupełnieniem pamiętnika. Obecnie w rodzinie znalazł się młody człowiek, który na podstawie pamiętnika uporządkował materiał archiwalnych metryk. Jeździł po rodzinie, zbierał fotografie i wspomnienia. Zrobił drugi już zjazd rodzinny. Klan nasz liczy już 1700 osób. Ja zaczęłam poszukiwania członków rodziny mamy ojca i jej matki. On był z zaboru austriackiego, ona z rosyjskiego. Dużo materiałów znalazłam w Archiwum Państwowym w Siedlcach w Lublinie. Mamy też wiele zdjęć. Chcemy w ten sposób zachować pamięć o przodkach i o nas samych.

Do poszukiwań przodków potrzebne są też duże pokłady cierpliwości.
— W księgach metrykalnych są błędy, zapisy są po rosyjsku i po niemiecku, a litery w nazwiskach zmieniano kilka razy czasem. Teraz ja zabrałam się za kontynuację zbiorów. Natrafiłam na opory urzędników urzędu stanu cywilnego. Twierdzono na przykład, że rodzeństwo mojego pradziadka, to już nie jest rodzina. Nie chcieli mi wydać odpisów aktów zgonu, małżeństwa. Urzędnicy nadal popełniają w dokumentach sporo błędów: zmieniają nazwy miejscowości, imiona i nazwiska. Nie mając oryginałów dokumentów, planowałam założenie sprawy sądowej o wydanie aktów w trybie administracyjnym. Niestety, bezskutecznie. Wysłali mi tylko pismo z pytaniem, po co mi to? Mimo tych trudności odszukałam metrykę dziadka mojego taty, nie mając daty i miejsca jego urodzin, imion jego rodziców i jego siostry. Droga do tego była daleka przez archiwa w Toruniu, Włocławku, Bydgoszczy, Płocku, Olsztynie, Gdańsku i Elblągu — opowiada pani Grażyna.

Wernisaż w Światowidzie był podsumowaniem projektu „Łączymy historie”. Jego uczestnicy brali udział w warsztatach genealogicznych, digitalizacyjnych i plastycznych.
Najważniejsze źródła dla początkujących genealogów to: zachowane w domu pamiątki: zdjęcia, dokumenty (akty chrztu, małżeństwa, świadectwa szkolne), wycinki z gazet, zapiski rodzinne, akty parafialne, herbarze, nekrologi, relacje najstarszych członków rodziny, lokalne archiwa: urzędy stanu cywilnego, oddziały archiwum akt dawnych, archiwa diecezjalne, dane zgromadzone w Internecie, Warszawskie Towarzystwo Genealogiczne (www.wtg.org.pl).
daw

Źródło: Dziennik Elbląski