Z Zielonki Pasłęckiej do pracy na wiejskiej farmie w Zambii

2018-06-02 08:00:00(ost. akt: 2018-06-01 13:53:15)
Agata Boraczek z dwoma uczestnikami  „Projektu Zambia 2018”, podczas zbiórki na rzecz mieszkańców Kasisi. Młodzi misjonarze do Afryki wyjadą już w sierpniu tego roku

Agata Boraczek z dwoma uczestnikami „Projektu Zambia 2018”, podczas zbiórki na rzecz mieszkańców Kasisi. Młodzi misjonarze do Afryki wyjadą już w sierpniu tego roku

Autor zdjęcia: arch. prywatne

O takim wyjeździe myślała już od pewnego czasu. 28-letnia Agata Boraczek, pochodząca z Zielonki Pasłęckiej, w sierpniu poleci do Kasisi, małej zambijskiej wioski, by pomagać w budowie farmy i wspierać dzieci z miejscowego sierocińca.
Agata Boraczek pochodzi z Zielonki Pasłęckiej (powiat elbląski). Ma 28 lat. Na co dzień pracuje jako pielęgniarka w jednym z bydgoskich szpitali. W sierpniu tego roku jedzie do Kasisi, małej zambijskiej wioski, by tam przez miesiąc pomagać w budowie farmy i wspierać dzieci z miejscowego sierocińca. Agata jest jednym z ośmiu uczestników „Projektu Zambia 2018”, przedsięwzięcia realizowanego przez Jezuickie Centrum Społeczne „W Akcji” w Warszawie i Duszpasterstwo Akademickie Studnia w Toruniu.

— Wiele osób pyta mnie, dlaczego właśnie Zambia? Czy nie mogę pomagać innym tutaj, w Polsce. Oczywiście, że mogę i doskonale rozumiem, że jest duża potrzeba niesienia tej pomocy tu. Jednak czasami człowiek chce wyjść o krok dalej z miłością i pojechać tam, gdzie być może nikt jechać nie chce albo się boi jechać. We mnie takiego lęku nie ma — mówi pani Agata.

Pomysł, by zostać misjonarką, dojrzewał w niej dość długo.
— O wyjeździe na misję do Afryki myślałam już od jakiegoś czasu. Wiedziałam, że byłaby to piękna inicjatywa i warto ją podjęć. Jednak, gdy czytałam w internecie, co należy zrobić, by zostać misjonarzem, to mój entuzjazm opadał. Wiedziałam, że będzie bardzo trudno pogodzić taki wyjazd z pracą. Jednak przed rokiem spotkałam wolontariuszy poprzedniej edycji „Projektu Zambia” i dowiedziałam się, że oni wyjeżdżają na miesiąc. Odebrałam to, jako znak z góry... Pomyślała: ja też mogę, przecież miesiąc, to nie tak długo — wspomina.

Od wolontariuszy wzięła ulotkę z postanowieniem, że się do nich odzewie.
— Po pół roku dowiedziałam się, że rusza nowa edycja tego projektu. Wypełniłam więc kwestionariusz i wysłałam. Nie liczyłam na nic, myślałam: będzie, co ma być. Udało mi się jednak zakwalifikować do projektu, z czego ogromnie się cieszę — mówi.

Agata nie ma obaw przed wyjazdem i przed trudną pracą, która czeka jej grupę w Kasisi.
— Warto podejmować takie inicjatywy, nieść dobro. Jedziemy pracować na farmie. Będzie to kontynuacja wcześniejszych edycji projektu, których celem była właśnie budowa farmy. Ona da tamtejszej ludności żywność i pracę. Druga część naszego dnia będzie wypełniona opieką nad dziećmi z sierocińca w Kasisi. Jadę tam z otwartością i radością, że mogę się realizować w ten sposób. Chęć pomagania jest we mnie głęboko zakorzeniona. Moja mama też jest pielęgniarką. Po prostu nie zastanawiam się, co ja będę z tego miała, chcę tam pojechać i pomagać. Z pewnością takie doświadczenie wzbogaca. Wiem też, że mogę zetknąć się w Zambii ze skrajnymi sytuacjami, z ogromnym ubóstwem, tam przecież brakuje żywności. Być może ci ludzie pokażą nam, że można być szczęśliwym, mając tak niewiele — mówi Agata.

Więcej obaw miała jej rodzina.
— Mama wie, że ja czasem w życiu dokonuję hardcorowych wyborów. Była więc może troszeczkę przygotowana na taką informację. A jednak bałam się jej o tym powiedzieć. W końcu uznałam, że Boże Narodzenie, to dobry moment, by to zrobić. Przez pierwsze dni atmosfera była napięta. Tata cały czas się pytał, czy tam jest bezpiecznie. Mama potrzebowała więcej czasu, by to przemyśleć i ochłonąć. Po dwóch dniach powiedziała mi, że jest ze mnie dumna i będzie mnie wspierała — mówi Agata.

Przed Agatą i jej grupą jeszcze dużo spraw do załatwienia przed wyjazdem. Mimo to znajdują czas, by organizować zbiórki dla niemowląt w Kasisi.
— Zebraliśmy kaszki, materiały edukacyjne, kosmetyki do pielęgnacji. Do Afryki wysłaliśmy 14 paczek po 20 kg. Jeszcze nie dowierzam, że tam jadę, ale po cichu, w duszy już mam nadzieję, że nie będzie to ostatni taki wyjazd — mówi.
daw

Źródło: Dziennik Elbląski