By pamięć o poległych celnikach i kolejarzach nigdy nie zgasła
2018-06-26 18:00:39(ost. akt: 2018-06-26 15:52:08)
Elblążanin Romuald Adamowicz, emerytowany naczelnik Urzędu Celnego w Elblągu, wręczył w poniedziałek (25.06) prezydentowi RP Andrzejowi Dudzie dwie publikacje, które są m.in. świadectwem mordu na polskich celnikach, kolejarzach i ich rodzinach pierwszego dnia drugiej wojny światowej.
W poniedziałek (25.06) Prezydent RP Andrzej Duda przebywał z oficjalną wizytą w Malborku. Wcześniej jednak złożył wieniec pod Pomnikiem Celników Polskich w Kałdowie.
Obelisk upamiętnia wydarzenia z 1 września 1939 roku, kiedy to rankiem, polscy inspektorzy celni z Kałdowa, we współpracy z kolejarzami z Szymankowa, skierowali na ślepy tor pancerny, niemiecki pociąg wroga. Drugi, tranzytowy skład, w którym ukryła się grupa hitlerowskich żołnierzy, został zaś wykolejony. To sprawiło, że polscy żołnierze w Tczewie zdążyli wysadzić mosty, które chcieli opanować Niemcy.
W odwecie za niepowodzenie akcji grupa Niemców, członków NSDAP, jeszcze tego samego dnia wymordowała polskich kolejarzy z Szymankowa i ich rodziny. Jedni zginęli w miejscu pracy, inni w mieszkaniach. Liczby mówią też o sześciu zabitych inspektorach celnych (jednego nie udało się zidentyfikować). Wszystkich zamordowanych wrzucono do przydrożnego rowu i postawiono tam tablicę z napisem "Tu spoczywa polska mniejszość narodowa".
Aby jeszcze mocniej przybliżyć świadectwo tamtych dni Prezydentowi Dudzie, Romuald Adamowicz, emerytowany naczelnik Urzędu Celnego w Elblągu, przekazał na ręce głowy państwa dwie publikacje. Jedna z nich to książka "Ja, świadek urodzony w Piekle", autorstwa Erwina Karczewskiego, byłego mieszkańca miejscowości Piekło, a potem Szymankowo i ostatniego świadka mordu na polskich celnikach, kolejarzach i ich rodzinach, pierwszego dnia drugiej wojny światowej.
— Gdy wybuchła wojna Erwin Karczewski miał 14 lat. Jako harcerz pełnił wtedy rolę gońca pomiędzy polskimi placówki celnymi w Szymankowie i Kałdowie. Nieszczęśliwie został pojmany przez Niemców i "za szpiegostwo" osadzony w więzieniu. Dostał wyrok śmierci, który ze względu na młody wiek zamieniono mu na obóz w Sztutowie. Tam, w wyniku ciężkiej, wyniszczającej pracy, Erwin stracił lewą rękę. Ale doczekał wyzwolenia obozu. Wydawało się, że zacznie spokojne życie, ale komunistyczna władza nie dawała spokoju takim, jak on. Jako wróg narodu był prześladowany i represjonowany. W końcu, załamany Karczewski wyjechał z Polski do RFN. Zmarł w 2013 roku, ale do końca był wierny Polsce, tęsknił za ojczyzną, a za cel zawsze przyświecało mu przypominanie o bezsensownym okrucieństwie wojny, m.in. o wydarzeniach z 1 września w Szymankowie — mówi Romuald Adamowicz.
Były naczelnik przekazał też prezydentowi książkę "Druga wojna światowa wybuchła w Tczewie. 4.34" pióra tczewskiego historyka prof. Kazimierza Ickiewicza.
Co roku obchody w Kałdowie gromadzą setki osób, w tym przedstawicieli wszystkich służb celnych i kolejarskich z całego kraju. Romuald Adamowicz, który przepracował w Służbie Celnej ponad 40 lat i w przeszłości z jej ramienia był odpowiedzialny za organizację uroczystości 1 września w Kałdowie i Szymankowie uważa to za ogromny sukces. Adamowicz był także inicjatorem projektu tablicy poświęconej pamięci wszystkich inspektorów celnych poległych w czasie II wojny światowej.
— Mój ojciec pracował w celnictwie od 1945 do 1956 roku. W komunistycznej Polsce, struktury SB wybadały jednak, że ojciec był w AK. Wtedy został dyscyplinarnie zwolniony ze służby. Zaczęły się reperkusje... Ojciec tego nie wytrzymał, zmarł młodo... Dlatego ten pomnik i coroczne obchody tyle dla mnie znaczą. To mój prywatny hołd dla mojego ojca — kończy Romuald Adamowicz.
as
as
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez