GOTUJĄ LUDZIOM OBIADY, LEPSZY LOS I NIOSĄ NADZIEJĘ
2018-08-19 18:00:00(ost. akt: 2018-08-29 13:02:36)
ELBLĄG\\\ Marta nie chciała wyrzucać jedzenia i wpadła na pomysł, by podzielić się nim. Tak powstała grupa „Oddam obiad”, która z pomocą dociera do głodnych i potrzebujących. Kilka osób rozwozi nie tylko posiłki, ale także ubrania i sprzęt domowy.
Wszystko zaczęło się od spaghetti alla carbonara. Marta Apanowicz z Elbląga przyznaje, że gotuje niezbyt dobrze, ale tamtym razem makaron wyszedł jej, że aż palce lizać.
— Było go jednak tak dużo..., prawie połowa obiadu została. Pomyślałam, że gdybym chciała w Elblągu oddać to jedzenie, to nie ma odpowiedniego miejsca do tego. Może gdyby była jakaś grupa na Facebooku i tam to ogłosić? — wspomina Marta. — Mąż wtedy powiedział: to weź i ją załóż. Chwyciłam więc telefon, weszłam na Facebooka i tak powstała grupa „Oddam obiad”.
O co w tym chodzi? Po prostu ludzie ludziom gotują nie tylko obiady, ale także, a może przede wszystkim, dobry los. Grupa działa od marca i przez niespełna pół roku nakarmiła wielu elblążan i nie tylko, bo teraz ich wsparcie wykracza poza Elbląg. Czasem jadą naprawdę daleko, by dostarczyć zebraną żywność potrzebującym.
— To nie my stworzyliśmy grupę, powiedziałabym raczej, że to grupa stworzyła nas. Zamysł był taki, by powstało miejsce, w którym ludzie będą nawzajem sobie pomagali. W innych miastach są publiczne, społeczne lodówki, czy jadłodajnie. W Elblągu nie ma, jeśli są to tylko dla bezdomnych. Nie spodziewaliśmy się, że to wszystko tak pięknie się potoczy i rozwinie — mówi Marta Apanowicz.
Jak działają? Zasady są bardzo proste.
— Masz za dużo jedzenia? Zostało Ci za dużo obiadu lub sporo przystawek po imprezie, których nie da się zamrozić? Masz w piwnicy pełno weków i ich nie przejesz? W ogrodzie marnują się owoce lub warzywa? Podziel się. A może masz sąsiada lub znasz kogoś, kto na pewno przyjmie coś do jedzenia? My się podzielimy. Zasada jest taka, że jak masz coś do jedzenia, to dodajesz post, a osoby, które wiedzą komu to dać, kontaktują się prywatnie. Jak znasz kogoś, kto na pewno jest głodny, to dodaj post z zapytaniem, kto ma coś do jedzenia i ty przekazujesz takie potrawy potrzebującemu. Nigdy nie podajemy adresu do osób, którym chcemy pomóc bez ich wiedzy — czytamy w opisie grupy.
Pomoc trafia do osób, które niekiedy nie mają po prostu nic. Akcja rozwinęła się bowiem na tyle, że ludzie dzielą się już nie tylko jedzeniem, ale także innymi rzeczami.
— Wiem, że trudno sobie to wyobrazić, ale w Elblągu nie brakuje osób, które są głodne — mówi Marta Apanowicz. — Wyobraźmy sobie młodą kobietę samotnie wychowującą dwójkę dzieci. Ta pani odezwała się do nas, bo chciała kapciuszki dla córki. Początkowo wstydziła się tego, koniecznie chciała dać coś w zamian. Powiedziała, że ma do oddania mikrofalówkę, bo za dużo prądu „ciągnie”, a jej na to nie stać. Potem okazało się, że ta pani ma również wyłączoną lodówkę, by zaoszczędzić na prądzie. W mieszkaniu nie miała kompletnie nic, nawet łóżka, spała na podłodze.
Kobieta otrzymała jedzenie, odzież, środki higieny. Ale jak podkreśla Nel Cybulska, otrzymała także coś więcej: poczucie, że nie jest sama ze swoimi problemami.
— Ta pani chodziła po urzędach, ale wszędzie słyszała, że jej się nic nie należy. To od nas dowiedziała się, dokąd ma udać się po pomoc — mówi. — Zgłosiła się również osoba, która zaproponowała miejsce w przedszkolu dla jej niepełnosprawnego dziecka. Kobieta zyskała poczucie, że nie jest sama. To dodało jej odwagi, by walczyć o siebie i dzieci. Jest teraz samodzielna, po prostu otrzymała nowy start.
— Proszę sobie wyobrazić, że otwieram lodówkę u rodziny, w której jest małe dziecko, a tam jedynie kawałek kiełbasy i miseczka zupy. Nic ponadto, nie ma nawet kawałka chleba. Gdy wróciłam do domu, to spojrzałam na moje dziecko i pomyślałam: ono dzisiaj jadło wafelka, kaszkę i wypluło je, do tego owoce i jogurt. Tamto dziecko miało tylko miseczkę zupy, może nawet do podziału z innymi domownikami? — mówi Marta.
Jak mówią, pomaganie daje im po prostu radość i ogromną satysfakcję.
— Ludzie się dziwią, że to robimy. Kilka lat temu i ja bym może się dziwił? — mówi Radosław Apanowicz.
Szymon Ziajko dołączył do grupy, gdy przeczytał na niej jeden z postów.
— Czasem jest potrzebna tego typu motywacja. Ktoś poprosił mnie o pomoc i tak już zostałem. Niekiedy wydaje mi się, że to wszystko daje mi większą radość, niż ludziom, którym pomagamy — mówi Szymon.
Każdej z akcji towarzyszą wielkie emocje.
— Czasem te emocje są tak ogromne, że wszyscy płaczemy. Byliśmy we trójkę u jednej pani. Płakaliśmy w windzie wszyscy, bez wyjątku i nie z powodu tego, co u niej zastaliśmy, ale właśnie z ogromnych emocji. W tym biednym domu było bardzo dużo serca, to się czuło — mówi Radosław Apanowicz.
— Uświadamiamy sobie, jak my dużo od życia otrzymaliśmy. Widzimy, jak ludzie przeżywają biedę i to w zupełnej ciszy. Wracamy do domu i doceniamy to, co mamy. Doceniam to, że mam chleb, a moje dzieci ubranie — mówi Nel Cybulska.
— Gdy idę w sklepie i biorę do ręki jakiś gadżet, to po chwili przychodzi zastanowienie, po co on mi będzie potrzebny? Ta akcja, to duża lekcja pokory dla nas — mówi Marta.
Przyznają, że mają też chwile zwątpienia.
— Jesteśmy tylko ludźmi i czasami są gorsze chwile, bo pojawił się negatywny komentarz. Niekiedy ręce opadają, bo pieniędzy nie ma na paliwo, a samochody, którym rozwozimy dary, się psują. Jednak widzimy sens tego wszystkiego, widzimy, że jesteśmy potrzebni. Jadę do kobiety, a ona do mnie mówi: dobrze, że pan jest, bo bardzo głodna jestem. Patrzysz w lodówce, a tam nic. Łzy jej ciekną po twarzy. Wtedy czuję, że ta pomoc ma sens — mówi Radosław Apanowicz.
„Oddam obiad” działa oczywiście dzięki darczyńcom.
— Ludzie dają mnóstwo jedzenia, po prostu ogrom, ciężko to zliczyć. Dzisiaj na przykład to było 25 dużych słoików zupy, pięć bochenków chleba plus trzy kartony produktów suchych — mówi Marta Apanowicz.
Wszystko rozwożą za własne pieniądze, własnymi samochodami.
— Wracałem z pracy o godz. 16, zostawałem z dziećmi, a żona jechała rozwieść jedzenie, przyjeżdżała i ja o godz. 20 wyjeżdżałem. Wracałem około godz. 23. Czasem doba jest za krótka, a wszyscy mamy rodziny i pracujemy zawodowo. Ale jest pięknie, cieszymy się, że możemy pomóc. Ludzie nabrali do nas zaufania, to i akcja nabrała tempa. Niedawno mieliśmy dwa, trzy wyjazdy dziennie. Dzisiaj, gdybyśmy mogli, to jeździlibyśmy od rana do wieczora. To są setki kilometrów przejechanych tygodniowo — mówi Marta Apanowicz.
Na zrzutce założyli zbiórkę na paliwo (Oddam Obiad Elbląg/paliwo).
— Jeśli ktoś chciałby pomóc nam w ten sposób, to może wpłacić nawet złotówkę miesięcznie. Pieniądze wykorzystamy na paliwo i naprawę samochodów — wyjaśnia Radosław Apanowicz.
Wesprzeć akcję mogą również restauracje i puby, darując jedzenie, które im zostaje. Niektóre już to zrobiły.
— Czasem nasza pomoc wystarcza, by człowiek odbił się od dna. Nie musi on już wydawać ostatnich pieniędzy na jedzenie.
Informacji o tym, jak pomóc w akcji trzeba po prostu szukać na Facebooku na profilu "Oddam obiad".
— Jedzenie zawsze jest potrzebne, ale nie mamy magazynów, więc inne rzeczy zbieramy pod konkretne potrzeby danej rodziny, czy osoby. Nasze magazyny to przedpokoje, samochody i worki — mówi Dorota Brzozowska.
W akcjach regularnie uczestniczy około 300 osób. Założyciele grupy to małżeństwo Marta i Radosław Apanowiczowie, a jedzenie głodnym i rzeczy potrzebującym dowożą: Nel Cybulska, Dorota Brzozowska, Jacek Brzozowski, Szymon Ziajka, Anna Michalska, Joanna Beata Lech.
Anna Dawid
a.dawid@dziennikelblaski.pl
— Było go jednak tak dużo..., prawie połowa obiadu została. Pomyślałam, że gdybym chciała w Elblągu oddać to jedzenie, to nie ma odpowiedniego miejsca do tego. Może gdyby była jakaś grupa na Facebooku i tam to ogłosić? — wspomina Marta. — Mąż wtedy powiedział: to weź i ją załóż. Chwyciłam więc telefon, weszłam na Facebooka i tak powstała grupa „Oddam obiad”.
O co w tym chodzi? Po prostu ludzie ludziom gotują nie tylko obiady, ale także, a może przede wszystkim, dobry los. Grupa działa od marca i przez niespełna pół roku nakarmiła wielu elblążan i nie tylko, bo teraz ich wsparcie wykracza poza Elbląg. Czasem jadą naprawdę daleko, by dostarczyć zebraną żywność potrzebującym.
— To nie my stworzyliśmy grupę, powiedziałabym raczej, że to grupa stworzyła nas. Zamysł był taki, by powstało miejsce, w którym ludzie będą nawzajem sobie pomagali. W innych miastach są publiczne, społeczne lodówki, czy jadłodajnie. W Elblągu nie ma, jeśli są to tylko dla bezdomnych. Nie spodziewaliśmy się, że to wszystko tak pięknie się potoczy i rozwinie — mówi Marta Apanowicz.
Jak działają? Zasady są bardzo proste.
— Masz za dużo jedzenia? Zostało Ci za dużo obiadu lub sporo przystawek po imprezie, których nie da się zamrozić? Masz w piwnicy pełno weków i ich nie przejesz? W ogrodzie marnują się owoce lub warzywa? Podziel się. A może masz sąsiada lub znasz kogoś, kto na pewno przyjmie coś do jedzenia? My się podzielimy. Zasada jest taka, że jak masz coś do jedzenia, to dodajesz post, a osoby, które wiedzą komu to dać, kontaktują się prywatnie. Jak znasz kogoś, kto na pewno jest głodny, to dodaj post z zapytaniem, kto ma coś do jedzenia i ty przekazujesz takie potrawy potrzebującemu. Nigdy nie podajemy adresu do osób, którym chcemy pomóc bez ich wiedzy — czytamy w opisie grupy.
Pomoc trafia do osób, które niekiedy nie mają po prostu nic. Akcja rozwinęła się bowiem na tyle, że ludzie dzielą się już nie tylko jedzeniem, ale także innymi rzeczami.
— Wiem, że trudno sobie to wyobrazić, ale w Elblągu nie brakuje osób, które są głodne — mówi Marta Apanowicz. — Wyobraźmy sobie młodą kobietę samotnie wychowującą dwójkę dzieci. Ta pani odezwała się do nas, bo chciała kapciuszki dla córki. Początkowo wstydziła się tego, koniecznie chciała dać coś w zamian. Powiedziała, że ma do oddania mikrofalówkę, bo za dużo prądu „ciągnie”, a jej na to nie stać. Potem okazało się, że ta pani ma również wyłączoną lodówkę, by zaoszczędzić na prądzie. W mieszkaniu nie miała kompletnie nic, nawet łóżka, spała na podłodze.
Kobieta otrzymała jedzenie, odzież, środki higieny. Ale jak podkreśla Nel Cybulska, otrzymała także coś więcej: poczucie, że nie jest sama ze swoimi problemami.
— Ta pani chodziła po urzędach, ale wszędzie słyszała, że jej się nic nie należy. To od nas dowiedziała się, dokąd ma udać się po pomoc — mówi. — Zgłosiła się również osoba, która zaproponowała miejsce w przedszkolu dla jej niepełnosprawnego dziecka. Kobieta zyskała poczucie, że nie jest sama. To dodało jej odwagi, by walczyć o siebie i dzieci. Jest teraz samodzielna, po prostu otrzymała nowy start.
— Proszę sobie wyobrazić, że otwieram lodówkę u rodziny, w której jest małe dziecko, a tam jedynie kawałek kiełbasy i miseczka zupy. Nic ponadto, nie ma nawet kawałka chleba. Gdy wróciłam do domu, to spojrzałam na moje dziecko i pomyślałam: ono dzisiaj jadło wafelka, kaszkę i wypluło je, do tego owoce i jogurt. Tamto dziecko miało tylko miseczkę zupy, może nawet do podziału z innymi domownikami? — mówi Marta.
Jak mówią, pomaganie daje im po prostu radość i ogromną satysfakcję.
— Ludzie się dziwią, że to robimy. Kilka lat temu i ja bym może się dziwił? — mówi Radosław Apanowicz.
Szymon Ziajko dołączył do grupy, gdy przeczytał na niej jeden z postów.
— Czasem jest potrzebna tego typu motywacja. Ktoś poprosił mnie o pomoc i tak już zostałem. Niekiedy wydaje mi się, że to wszystko daje mi większą radość, niż ludziom, którym pomagamy — mówi Szymon.
Każdej z akcji towarzyszą wielkie emocje.
— Czasem te emocje są tak ogromne, że wszyscy płaczemy. Byliśmy we trójkę u jednej pani. Płakaliśmy w windzie wszyscy, bez wyjątku i nie z powodu tego, co u niej zastaliśmy, ale właśnie z ogromnych emocji. W tym biednym domu było bardzo dużo serca, to się czuło — mówi Radosław Apanowicz.
— Uświadamiamy sobie, jak my dużo od życia otrzymaliśmy. Widzimy, jak ludzie przeżywają biedę i to w zupełnej ciszy. Wracamy do domu i doceniamy to, co mamy. Doceniam to, że mam chleb, a moje dzieci ubranie — mówi Nel Cybulska.
— Gdy idę w sklepie i biorę do ręki jakiś gadżet, to po chwili przychodzi zastanowienie, po co on mi będzie potrzebny? Ta akcja, to duża lekcja pokory dla nas — mówi Marta.
Przyznają, że mają też chwile zwątpienia.
— Jesteśmy tylko ludźmi i czasami są gorsze chwile, bo pojawił się negatywny komentarz. Niekiedy ręce opadają, bo pieniędzy nie ma na paliwo, a samochody, którym rozwozimy dary, się psują. Jednak widzimy sens tego wszystkiego, widzimy, że jesteśmy potrzebni. Jadę do kobiety, a ona do mnie mówi: dobrze, że pan jest, bo bardzo głodna jestem. Patrzysz w lodówce, a tam nic. Łzy jej ciekną po twarzy. Wtedy czuję, że ta pomoc ma sens — mówi Radosław Apanowicz.
„Oddam obiad” działa oczywiście dzięki darczyńcom.
— Ludzie dają mnóstwo jedzenia, po prostu ogrom, ciężko to zliczyć. Dzisiaj na przykład to było 25 dużych słoików zupy, pięć bochenków chleba plus trzy kartony produktów suchych — mówi Marta Apanowicz.
Wszystko rozwożą za własne pieniądze, własnymi samochodami.
— Wracałem z pracy o godz. 16, zostawałem z dziećmi, a żona jechała rozwieść jedzenie, przyjeżdżała i ja o godz. 20 wyjeżdżałem. Wracałem około godz. 23. Czasem doba jest za krótka, a wszyscy mamy rodziny i pracujemy zawodowo. Ale jest pięknie, cieszymy się, że możemy pomóc. Ludzie nabrali do nas zaufania, to i akcja nabrała tempa. Niedawno mieliśmy dwa, trzy wyjazdy dziennie. Dzisiaj, gdybyśmy mogli, to jeździlibyśmy od rana do wieczora. To są setki kilometrów przejechanych tygodniowo — mówi Marta Apanowicz.
Na zrzutce założyli zbiórkę na paliwo (Oddam Obiad Elbląg/paliwo).
— Jeśli ktoś chciałby pomóc nam w ten sposób, to może wpłacić nawet złotówkę miesięcznie. Pieniądze wykorzystamy na paliwo i naprawę samochodów — wyjaśnia Radosław Apanowicz.
Wesprzeć akcję mogą również restauracje i puby, darując jedzenie, które im zostaje. Niektóre już to zrobiły.
— Czasem nasza pomoc wystarcza, by człowiek odbił się od dna. Nie musi on już wydawać ostatnich pieniędzy na jedzenie.
Informacji o tym, jak pomóc w akcji trzeba po prostu szukać na Facebooku na profilu "Oddam obiad".
— Jedzenie zawsze jest potrzebne, ale nie mamy magazynów, więc inne rzeczy zbieramy pod konkretne potrzeby danej rodziny, czy osoby. Nasze magazyny to przedpokoje, samochody i worki — mówi Dorota Brzozowska.
W akcjach regularnie uczestniczy około 300 osób. Założyciele grupy to małżeństwo Marta i Radosław Apanowiczowie, a jedzenie głodnym i rzeczy potrzebującym dowożą: Nel Cybulska, Dorota Brzozowska, Jacek Brzozowski, Szymon Ziajka, Anna Michalska, Joanna Beata Lech.
Anna Dawid
a.dawid@dziennikelblaski.pl
Od lewej: Radosław Apanowicz, Marta Apanowicz, Nel Cybulska, Ania Michalska, Dorota Brzozowska i Jacek Brzozowski
Fot. Jakub Sawicki
Fot. Jakub Sawicki
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez