Historia cmentarza dworskiego w Dymniku

2018-08-26 08:00:00(ost. akt: 2018-08-24 12:50:58)
Dwór w Dymniku w latach międzywojennych. Ostatni jego właściciele ewakuowali się stąd z 21 na 22 stycznia 1945 roku

Dwór w Dymniku w latach międzywojennych. Ostatni jego właściciele ewakuowali się stąd z 21 na 22 stycznia 1945 roku

Autor zdjęcia: archiwum Lecha Słodownika

Był to jeden z najlepiej urządzonych i najciekawszych cmentarzy dworskich, oprócz cmentarza rodu von Dohna w Słobitach i cmentarza dawnych właścicieli majątku w Wysokiej. Cmentarz w Dymniku (gm. Rychliki) przetrwał wojnę i dopiero wiele lat po jej zakończeniu zniknął z powierzchni ziemi.
Dzieje tego cmentarza sięgają połowy XVII wieku. Zajmował obszar ponad pół hektara i znajdował się na terenie parku dworskiego, za dawną stacją paliw, na zachód od dworu. Prowadziła do niego aleja lipowa zwana „Długi Chód” (Lange Gang). Na samym zaś cmentarzu, w otoczeniu 12 nagrobków, na kamiennym cokole stał szary, granitowy krzyż. Obok niego była tablica z nazwiskiem Georga Wilhelma von Graevenitz’a który zginął 23 grudnia 1914 r. pod Verdun.

W I wojnie światowej walczyło aż dziewięciu członków rodziny von Graevenitz, ówczesnych właścicieli majątku ziemskiego w Dymniku. Jeszcze u schyłku XIX w. w pobliskim lasku sosnowo-jodłowym znajdowała się krypta, w której stały trumny właścicieli Dymnika począwszy od XVII wieku. Nad drzwiami prowadzącymi do tej krypty znajdowała się wyrzeźbiona w kamieniu trupia czaszka oraz róża. Integralnym elementem tej inskrypcji był napis pod różą: „Kim ty byłeś – ja byłem również” oraz: „Kim jestem, ty będziesz także” (pod trupią czaszką). Słowa te miały przypominać o nieuchronności śmierci i przemijania.

Z uwagi na zły stan krypty, po 1901 r. podjęto decyzję o jej rozbiórce i pochowaniu trumien w ziemi. Wieczne odpoczywanie na tym cmentarzu znaleźli kolejni właściciele tego majątku oraz ich rodziny. A więc von Kleyß, Boye, Plehn, Neumann, von Carlowitz, von Keltsch, von Arnim i von Graevenitz. Pochowano tu m.in. Annę Marię Plehn z domu Horn (1712-1778), która jako właścicielka Dymnika „szukała tu ciszy i spokoju, by służyć Bogu”. Wspominano ją jako „kobietę mądrą, bogobojną i lubiącą muzykę”.

Pochowano tu również Zygmunta von Keltsch, uczestnika wojny prusko-francuskiej 1870-1871, w której mocno się odznaczył i otrzymał Krzyż Żelazny. Pozostał kawalerem, a w wieku 37 lat z nieznanych powodów się zastrzelił.
Chowano tutaj, oprócz właścicieli majątku w Dymniku, również wyższych i zasłużonych pracowników oraz inspektorów majątku. Wspominano, że został tu pochowany „wierny inspektor” Hans Steinhardt, który „zmarł po 26 latach sumiennej pracy na rzecz majątku”. Gdy po 1918 r. zniesiono majoraty i dobra fideikomisowe, także w Dymniku, zgodnie z wolą ówczesnej właścicielki dóbr Magdaleny von Arnim z domu Keltsch (1841-1929), jako właściciela majątku obsadzono jej najstarszego wnuka, Helmuta von Graevenitz.

Ostatni właściciele dóbr w Dymniku ewakuowali się stąd w obliczu nadchodzących wojsk sowieckich w nocy z 21/22 stycznia 1945 r. Zamieszkali po wojnie w domu uzdrowiskowym w Bad Boll oraz w Argentynie.

Po 1945 r. cmentarz dworski w Dymniku pozostawał przez wiele lat w stanie nienaruszonym. Dopiero w latach 1977-1979 został rozkradziony i zdewastowany przez złodziei pochodzących z Malborka i okolic. Dzisiaj zachował się na nim tylko kawałek kamiennej płyty nagrobnej zmarłej w wieku 13 lat Marty von Arnim.
Pierwsi polscy osadnicy przetłumaczyli niemiecką nazwę dóbr „Stein” jako „Kamień” i taka nazwa utrzymywała się w pamięci mieszkańców przez dłuższy czas. Pierwszym powojennym zarządcą majątku był Szymon Dyk, głównym księgowym Jan Zając, magazynierem Piotr Niewczas (przeszedł później do Rejsyt, zwanych popularnie „Różycami”), a traktorzystami byli m.in. Henryk Kwiatkowski, Jan Matera i Bogdan Pietkiewicz. Warsztatem mechanicznym kierował Jan Kuca, którego brat był długoletnim (powojennym) weterynarzem w Pasłęku.
W majątku pozostało kilku przedwojennych mieszkańców jak Rudolf Klein, Urszula Knoblauch i Erna Zeimer. Dwór majątku był całkowicie splądrowany, a dwa domy robotników dworskich spalone.

Na temat wyposażenia dworu w Dymniku krążyły dosłownie legendy. Ale faktem jest, że były tam masywne szafy gdańskie, meble z jasnego drzewa czereśni, był zegar stojący z XVIII w. z ciemnego drzewa z alabastrowymi kolumienkami i żelaznymi okuciami. W zbiorach biblioteki dworu znajdował się m.in. egzemplarz Biblii z 1668 r. i „Zielona Kronika”, czyli dzieje Dymnika napisane przez Blankę von Keltsch w konwencji „rozmów drzew w parku”. Spośród obrazów była Madonna Carla Zolie oraz dobra kopia Madonny wg B. Murillo. Na piętrze dworu znajdowała się „Komnata Wizytowa” z dywanem ze Smyrny. Tu wisiały obrazy wszystkich przodków, dziedziców Dymnika. Był także kominek, przy którym chętnie zasiadano, zwłaszcza zimą. Na przedłużeniu hallu wejściowego do dworu znajdowała się „Komnata Ogrodowa”, w której stały stare, biało lakierowane i pozłacane meble…
Lech Słodownik