Nasza rozmowa. "Pisanie tekstów to zostawianie śladów"

2018-09-01 13:00:00(ost. akt: 2018-09-01 19:24:07)
Kamila Łyłka

Kamila Łyłka

Autor zdjęcia: Aleksadra Szymańska

Kamila Łyłka z Elbląga już dzisiaj nazywana jest ciekawym i mądrym głosem swego pokolenia. Właśnie wydano jej nowy tomik wierszy i zbiór opowiadań.
— Dwa lata temu na rynku pojawił się twój debiutancki tomik wierszy „From 17”. Dzisiaj trzymamy w ręku drugi pt. „Prosta skomplikowana”. Czy między obiema pozycjami można postawić znak równości, czy Twój warsztat przez te dwa lata mocno się zmienił?

— „From 17” to trochę taki przypadkowy i zebrany w jeden tom zbiór tekstów, gdzie przewijają się nawet te same osoby: przyjaciele, te same pseudonimy, imiona i znajdziemy tam swoisty rozstrzał czasowy od dzieciństwa aż do teraz. W „Prostej Skomplikowanej” też na pewno jest dużo wspomnień. Ale jeśli skupić się na podmiocie lirycznym, to na pewno tu bardziej można mnie odkryć. To trochę taki pamiętnik. Zadedykowałam go mojemu przyjacielowi, Kubie Pawłowskiemu, który zmarł w ubiegłym roku. Nasza przyjaźń wywarła na mnie ogromny wpływ. Długo nie mogłam się pogodzić z jego śmiercią. Dużo tekstów „W prostej skomplikowanej” jest wynikiem naszej relacji, choć znajdziemy tu sporo innych tekstów czy wspomnień. O ile we „From 17” jest więcej przypadku, to „Prosta...” jest trochę bardziej skupiona. Widzę, że się zmieniam, nabieram więcej dojrzałości i dystansu do tego, jak patrzę na przeszłość i jak w niej grzebię. Co najważniejsze, to ciągle jest fikcja, nie każdy podmiot liryczny jest Kamilą Łyłką. Nie wiem czy jakikolwiek jest.

— Łatwiej Ci pisać wiersze, czy typowe teksty literackie?
— Wiesz, to dość ciekawe, bo w moim przypadku najpierw była proza, a dopiero później poezja, w której o dziwo dość szybko zaczęłam się odnajdywać. Jest przekonanie, że wiersz pisze się szybko, bo jest po prostu krótszy. Nie byłabym chyba w stanie napisać czegoś długiego ze względu na tryb życia, który prowadzę, bo jestem w ciągłym biegu. Małe, krótkie formy to jest coś, co mi najbardziej pasuje. Moja proza to zaś krótkie opowiadania. Ale lubię się bawić słowem, czasami lubię użyć krótszych metafor, skojarzeń, symboli, żeby coś ukryć, streścić, a jednocześnie nadać temu głębię. Kiedy indziej wolę to opisać dokładniej, brutalniej, prościej i wtedy wychodzi z tego proza. I wiesz, z każdą taką próbą dzieje się coś, co mnie do prozy przyciąga. Więc może nie powinnam utwierdzać się w tym, że czegoś nie chcę robić, tylko działać dwutorowo i bawić się tą formą. Myślę, że najlepszą radą, którą sama sobie mogę dać, to po prostu pisać. A co z tego wyjdzie, to już tylko kwestia podzielenia na wersy, albo dodania akapitów. Formą, w której dopiero próbuję się odnaleźć, jest dramat. Debiut „Kolorowy kitek”, wspólnie z Dominiką Lewicką-Klucznik, pokazał mi, że najlepszym dialogiem między poezją a prozą jest właśnie ten gatunek. W najbliższej przyszłości wspólnie z Rafałem Konefałem chcemy zebrać i wydać teksty Kuby. Kuba pisał dużo, to było jego marzenie. Chciałabym, żeby został po nim taki ślad. W końcu pisanie to zostawianie śladów.

— Na razie za taki wstęp do zmierzenia się z prozą można chyba uznać Twoje opowiadania "To o nas", które właśnie zadebiutowały na rynku literackim.
— "To o nas" to powrót do przeszłości. Opowiadania są inspirowane Kamionkiem Wielkim, w którym spędziłam większą część dzieciństwa, bo tam mieszkały moja babcia i kuzynki. To było piękne miejsce: lasy, strumyki, malowniczy Zalew Wiślany. Ale dziecko pewne rzeczy widzi też inaczej, filtruje je sobie przez głowę, skupia w pamięci, jak w soczewce i zniekształca na swój sposób, tworząc z tego także coś groteskowego i wynaturzonego. Te sprzeczne uczucia złożyły się na "To o nas", gdzie pokazuję, jak może wyglądać polska wieś, niekoniecznie spokojna i piękna, bo dzieją się na niej nieprawdopodobne rzeczy.

— W książce odnajdziemy prawdziwe historie?
— Mimo, że pojawiają się tutaj imiona i pseudonimy i część historii rzeczywiście ociera się o prawdę, to dużo jest tu mojego wyobrażenia o tym miejscu, jakie miałam kiedyś, właśnie jako dziecko. Teraz nie jeżdżę już regularnie do Kamionka, ale czasem robię sobie taką sentymentalną podróż w te rejony. Pakuję wtedy plecak i wędruję starymi szlakami. W tym roku byłam w Kamionku dwa razy. Chciałam jeszcze raz zbliżyć się do ludzi, których pamiętałam z dzieciństwa. I chociaż oni przyjęli mnie bardzo ciepło, to jednak czuć było dystans między nami. To już nie jest "tamto" towarzystwo, ja już byłam obca między nimi... Mimo wszystko jest między nami więź, której czas i doświadczenia nie zerwą. Wychowywaliśmy się razem. Dzisiaj nasze dzieci wspólnie się bawią.

— Sama zrobiłaś też zdjęcia do tej książki
— Tak. I myślę, że to, czego tu nie dopowiedziałam, to zamieściłam na tych fotografiach. Chociaż są one absolutnie amatorskie, dobrze oddają klimat tego miejsca, które odnajdziemy na kartach tej książki. "To o nas" ukazało się nakładem Fundacji Wspólnota Gdańska w ilości 500 egzemplarzy dzięki Andrzejowi Stelmasiewiczowi. Cenię sobie to, że nie wydaję swoich książek samodzielnie. Założyłam kiedyś, że będę chciała tego uniknąć. Dwa pierwsze książki to efekt wygranych konkursów literackich, a opowiadania ktoś zauważył, co jest dla mnie największym docenieniem mojej twórczości.
as

Źródło: Dziennik Elbląski