Wspomnienie. Ciernista droga do wolności

2018-10-13 08:00:00(ost. akt: 2018-10-12 20:31:36)
Konstanty Kazimierz Ralkiewicz (z prawej)

Konstanty Kazimierz Ralkiewicz (z prawej)

Autor zdjęcia: archiwum rodziny

Brał udział w kampanii wrześniowej 1939 r., przeżył niewolę w radzieckiej Rosji, walczył w armii gen. Andersa, a później został zesłany na Sybir. Konstanty Kazimierz Ralkiewicz wrócił do kraju w 1956 roku i zamieszkał w Pasłęku. Tu przeżył prawie 30 lat.
Wspomnienie zostało wygłoszone 18 września podczas mszy świętej w kościele św. Bartłomieja w Pasłęku w dniu odsłonięcia tablicy poświęconej pamięci Konstantego Kazimierza Ralkiewicza na Parkingu Staromiejskim w Pasłęku.

Konstanty Kazimierz Ralkiewicz urodził się w 1910 r. w Rydze, w polskiej rodzinie. Od najmłodszych lat musiał pracować, aby pomóc rodzicom w utrzymaniu licznej rodziny. Pasł krowy, przez wiele lat służył do mszy jako ministrant.
1 września 1917 r. poszedł do szkoły powszechnej w Petersburgu, ale przerwał edukację, ponieważ rozpętała się rewolucja październikowa. Wówczas cała rodzina przeniosła się do miejscowości Hermanowicze (wtedy północno-wschodnia Polska) i tam pozostała do wybuchu II wojny światowej.

W latach 1931-32 został powołany do wojska i był skoszarowany w Poznaniu w 58. Pułku Piechoty. W 1939 roku K. K. Ralkiewicz zawarł związek małżeński z Teofila Kuryłowicz, jednakże nie nacieszył się zbyt długo bliskością swojej żony. Nie było podróży poślubnej, nie było miodowego miesiąca.

Przetrącony kręgosłup
dawał o sobie znać

W sierpniu 1939 r. został powołany do Korpusu Ochrony Pogranicza w Suwałkach lub Augustowie i do 17 września 1939 r. brał udział w kampanii wrześniowej.
17 września 1939 został wzięty do niewoli radzieckiej. Z tamtego terenu Augustów-Suwałki został wywieziony pociągami towarowymi w głąb Rosji Radzieckiej do łagrów, do KOMI SSR na dalekiej północy. Konstanty znalazł się w miejscu, w którym panowały skrajnie złe warunki bytowe, umieszczony tam, był przymuszany do wycieńczającej, niewolniczej pracy. Celem tych obozów była przecież „reedukacja przez pracę”, eksterminacja „wrogów ustroju”.
Tam marzł, był bity, przetrącony kręgosłup dawał o sobie znać, głód i pragnienie rwały mu wnętrzności, obie nogi ledwo chodziły z utrudzenia, zmordowania; obie ręce ostatkiem sił ruszały się z przemęczenia; oczy widziały nieobecne spojrzenia ludzkie, wzrok zawieszony w niewiadomym odległym punkcie; uszy słyszały odgłosy barbarzyńskich zbrodni, strzały w tył głowy, kilkusekundowe bezdechy, ostatnie tchnienia. Potem nie działo się już nic. Był koniec. Cisza i kompletny bezruch.

15 września 1941 roku Konstanty opuszcza łagry. Po zwolnieniu zostaje przetransportowany wagonami bydlęcymi w okolice Moskwy, gdzie został skoszarowany i tam, po raz pierwszy, zobaczył gen. Andersa. I tutaj zaczyna się kolejna historia żołnierza, który wstąpił do Polskich Sil Zbrojnych w ZSRR. Ewakuowany z Rosji Sowieckiej, dostał się pod dowództwo brytyjskie na środkowym wschodzie i w 1942 roku został wcielony do 5 Kresowej Dywizji Piechoty. Został saperem i był nim do końca II wojny światowej. Uczestniczył w działaniach wojennych we Włoszech w latach 1944-45. Przed bitwą o Monte Cassino ówczesny papież Pius XII rozdawał żołnierzom ilustracje z wizerunkiem Chrystusa i swoim, wtedy Konstanty, otrzymawszy je, włożył obrazki do kieszeni munduru na piersi, wraz z dodatkowym nieśmiertelnikiem, wykonanym z metalu w kuźni polowej w kształcie bransoletki. Podczas zdobywania Monte Cassino został ugodzony kulą karabinową w to właśnie miejsce. Kula uderzyła w nieśmiertelnik, ześlizgując się po nim, tym sposobem ratując mu życie, Jednocześnie od kuli zostały postrzępione te dwa obrazki święte, które miał w kieszeni, a na bransoletce - widziałam- wgłębienie po kuli.

Bóg chronił go
przed śmiercią na polu bitwy

Jak twierdził Konstanty — w obliczu Boga wszechmogącego przysięgał być wiernym ojczyźnie i stać na straży jej honoru, walczyć o wyzwolenie jej z niewoli ze wszystkich sil. Jak twierdził Konstanty: Bóg czuwał nad nim i chronił go przed śmiercią na polu bitwy.
Dziadek, pomimo że był saperem, bitwę o Monte Cassino przeszedł bez szwanku. Podczas rozminowywania pól minowych we Włoszech (w okolicach Ancony i Bolonii) wybuchła pod nim mina, został ranny. Wówczas w marcu 1945 r. pod dowództwem kapitana W. Kryka został przetransportowany samolotem do Anglii, ponieważ żaden szpital we Włoszech nie chciał ze względu na zły stan zdrowia podjąć się leczenia.
Jako ciekawostkę z życia Konstantego dodam, że z jego ciała do końca życia wychodziły odłamki po minie wielkości ziarnka maku i drucików do długości 1,5 cm. A wyglądało to tak, że w pewnym momencie na ciele powstał obrzęk, zaczerwienienie i odłamek samoczynnie wychodził z ciała w różnych miejscach. Wspomnę jeszcze, że podczas wybuchu miny Konstanty stracił lewe oko i całe pozostałe życie nosił protezę gałki ocznej.

Chciał wrócić
do żony

Zwolniony ze szpitala powrócił do służby w czerwcu 1945 r. Z Włoch do Wielkiej Brytanii przybył we wrześniu 1946 r., gdzie wstąpił rok później do Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczania i służył w Zjednoczonym Królestwie aż do zwolnienia z powodu repatriacji do Polski.
Po zwolnieniu z wojska K. K. Ralkiewicza, jego kuzyn namawiał go, by pojechał z nim do Argentyny, łechcąc go wizją lepszego życia. Jednak Konstanty chciał wrócić do żony. I w końcu przez Bałtyk dotarł do Teofili, do Hermanowicz.
Po 10 latach tułaczki wojennej pragnął zacząć życie na nowo.

W 1950 roku urodził im się syn, Kazimierz. I gdy się wydawało, że ich życie nabiera normalnego biegu, pewnej nocy członkowie NKWD okrążyli dom, wtargnęli weń z impetem i dali rodzinie K. K. Ralkiewicza dwie godziny na spakowanie się.
Wszyscy wiemy, że nazwa NKWD stała się w potocznym rozumieniu synonimem wszelkich zbrodni dokonanych przez Sowietów.

Nastąpiła wywózka całej rodziny (trzy osoby) na Sybir. K.K. Ralkiewicz prosił sowietów, by pozwolili mu zostawić u rodziny 10-miesięcznego syna, ale, niestety, nie wyrazili zgody. Później okazało się, że ktoś „życzliwy” doniósł do NKWD, że K.K. Ralkiewicz służył w armii pod dowództwem brytyjskim. Okazało się, że Konstanty Ralkiewicz został tzw. wrogiem ludu i za to właśnie skazano go na dożywotni pobyt na Sybirze. Miejscem skazania, docelowo, jak się później okazało, było miasteczko Usolije Sybirskoje nad Bajkałem. Podróż do miejsca skazania odbywała się w wagonach bydlęcych, które były przepełnione i wiele osób nie wytrzymało trudów podróży, umierając po drodze z głodu, chłodu i chorób. Od czasu do czasu pociąg zatrzymywał się, by uzupełnić węgiel i wodę.

Na jednym z przystanków Konstanty zobaczył kobietę, która sprzedawała mleko, więc wyskoczył z pociągu, aby kupić je dla dziecka. Wówczas sołdat pilnujący pociągu wycelował w niego lufę karabinu i nakazał mu wrócić do wagonu.

Uderzył w twarz
rosyjskiego urzędnika

Po przyjeździe na miejsce zesłania, więźniowie zostali zakwaterowani w barakach drewnianych. Na miejscu trzeba było się zarejestrować. Ponieważ Konstanty urodził się w Rydze, urzędnik chciał na siłę wypisać mu obywatelstwo łotyskie lub rosyjskie, na co Konstanty nie przystał. Doszło między nimi do poważnej awantury, podczas której Konstanty uderzył w twarz tego rosyjskiego urzędnika, podkreślając tym czynem, że jest wyłącznie Polakiem. Za ten akt odwagi został osadzony w miejscowym więzieniu na okres 10 dni, ale w dokumentach został Polakiem.
Niestety, tuż po przyjeździe na miejsce, trudów podróży nie wytrzymał Kazimierz, syn Konstantego i wkrótce zmarł. W lutym 1952 r. Konstantemu i Teofili Ralkiewiczom urodziła się córka, Weronika, moja mama.

Konstanty Ralkiewicz z rodziną znów znalazł się na biegunie okrucieństwa, znalazł się w miejscu, w którym odbywał się największy koszmar dwudziestego wieku: ruska golgota, białe krematorium, arktyczne piekło, mroźny koncłagier bez pieców, machina do przemysłowego mielenia mięsa i kruszenia kości.

Żona Konstantego, Teofila, pisała listy do I sekretarza KC Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Nikity Chruszczowa z prośbą o zezwolenie na powrót do Polski. Listy wysyłała raz w tygodniu. Po sześciu latach otrzymali pozwolenie na powrót do ojczystego kraju. Do Polski.

Uciekali stamtąd jak ptaki z przetrąconymi skrzydłami, okaleczeni, okryci ranami, poturbowani, skrzywdzeni.

Ich życie
nie wyglądało kolorowo

Konstanty wraz z żoną Teofila i córką Weroniką przekroczyli granicę Brześć-Terespol w grudniu 1956 r. i udali się do jego siostry, mieszkającej koło Świeradowa-Zdroju. Jednakże jako miejsce stałego pobytu wybrali Pasłęk w styczniu 1957 r. I tutaj, w Pasłęku, mieszkali aż do śmierci.
Po powrocie do Polski ich życie nie wyglądało kolorowo. Rodzina Ralkiewiczów była wytykana palcami i ciągle słyszała nieprzychylne uwagi pod swoim adresem. K.K. Ralkiewicz również nie mógł otwarcie mówić o tym, że walczył w armii gen. Andersa.

Zmarł 3 marca 1984 r. w szpitalu wojskowym w Elblągu po zabiegu amputacji lewej nogi.

Honor Konstantego i jego służba ojczyźnie są dziś, dla nas tu zebranych, smutną, piękną, wzruszającą lekcją historii. Chciałabym, by jego postawa stała się moralnym drogowskazem dla kolejnych pokoleń, drogowskazem, który pokazywałby jak budować i chronić państwowość.
Należy pamiętać o przeszłości. Inspirować młodzież takimi przykładami siły i charakteru, niezłomności i odwagi.

Konstanty i wielu żołnierzy jego pokroju żyli dla Polski i ginęli za Polskę. Niech pamięć o nich dzisiaj przypomni nam, że nasza wolność okupiona została ich krwią. Niech dzisiejsza uroczystość stanie się okazją do głębokiej historycznej refleksji.
Małgorzata Wolska, wnuczka Konstantego Kazimierza Ralkiewicz