Ona zmieniła nasze myślenie o raku. Wspominamy Alicję Tomczyk
2018-11-01 14:00:00(ost. akt: 2018-11-01 18:06:08)
Jedną z osób, które pożegnaliśmy w ubiegłym roku była Alicja Tomczyk. Wieloletnia szefowa elbląskich Amazonek zmarła 14 stycznia, w ostatniej drodze towarzyszyły jej tłumy elblążan.
Alicja Tomczyk, mimo ciężkiej choroby, zawsze była pełna entuzjazmu i pozytywnego nastawienia do życia. Pomogła setkom kobiet zmagającym się z nowotworem piersi. Zapewne drugie tyle pań, dzięki profilaktyce, do której nieustannie zachęcała, uniknęło raka lub wygrało życie, dzięki wczesnemu zdiagnozowaniu guza. Elbląskimi Amazonkami kierowała przez ponad 22 lata.
— Rak, to tak naprawdę początek nowego życia, tylko innego. Narodowy Fundusz Zdrowia pozwala jedynie na dwa tygodnie rehabilitacji, a później trzeba radzić sobie samemu i my sobie radzimy — powiedziała nam w jednym z ostatnich wywiadów. — Musimy dbać też o swoją psychikę. Choroba nowotworowa niezwykle obciąża, walka z nią wymaga siły, której czasami brak. Chorują zresztą nie tylko kobiety, ale cała rodzina. Dlatego ważne jest wsparcie, którego sobie udzielamy i pomoc psychologa, którą w Elblągu mamy.
Alicja Tomczyk zmarła po długiej chorobie 14 stycznia tego roku. Nabożeństwo żałobne odbyło się w kościele Matki Bożej Królowej Polski przy ul. Robotniczej. Na cmentarzu Dębica żegnały ją tłumy elblążan.
— Była przykładem na to, że życie warte jest życia. Pokazała, że warto je przeżyć, nawet jeśli jest niełatwe. Przecież tych 30 lat choroby było dla niej trudne, ale walczyła, była prawdziwą amazonką. Ona nie przegrała tej walki, wielokrotnie pokonała własną słabość i była wsparciem dla innych — mówił kapłan w homilii. — Dziękujmy Bogu, że dał nam taką osobę. Wasza obecność jest świadectwem, że oprócz rodziny, miała również przyjaciół. Dzisiaj, chcemy, czy nie chcemy, musimy spojrzeć w niebo. Nie chcemy, bowiem pragnęlibyśmy, aby Alicja była z nami. Ale ona jest tam, gdzie i nasze miejsce jest. Bóg chce, aby nawet takie wydarzenie zrodziło w nas nadzieję. To miłość inspiruje, buduje i daje nadzieję. Nie zostajemy sami, ta miłość nie umarła, żyje i jest wieczna, bo pochodzi od Boga — dodał.
— Była przykładem na to, że życie warte jest życia. Pokazała, że warto je przeżyć, nawet jeśli jest niełatwe. Przecież tych 30 lat choroby było dla niej trudne, ale walczyła, była prawdziwą amazonką. Ona nie przegrała tej walki, wielokrotnie pokonała własną słabość i była wsparciem dla innych — mówił kapłan w homilii. — Dziękujmy Bogu, że dał nam taką osobę. Wasza obecność jest świadectwem, że oprócz rodziny, miała również przyjaciół. Dzisiaj, chcemy, czy nie chcemy, musimy spojrzeć w niebo. Nie chcemy, bowiem pragnęlibyśmy, aby Alicja była z nami. Ale ona jest tam, gdzie i nasze miejsce jest. Bóg chce, aby nawet takie wydarzenie zrodziło w nas nadzieję. To miłość inspiruje, buduje i daje nadzieję. Nie zostajemy sami, ta miłość nie umarła, żyje i jest wieczna, bo pochodzi od Boga — dodał.
Jak podkreśla Jadwiga Król, jedna z przyjaciółek pani Alicji, zmieniła ona myślenie zarówno kobiet i mężczyzn o raku piersi.
— Ona chciała pokazać, że życie jest zbyt krótkie, żeby się poddać. Chciała pokazać, że trzeba walczyć, że trzeba żyć, mimo ciężkiej choroby i cieszyć się każdą chwilą — mówi Jadwiga Król.
— Ona chciała pokazać, że życie jest zbyt krótkie, żeby się poddać. Chciała pokazać, że trzeba walczyć, że trzeba żyć, mimo ciężkiej choroby i cieszyć się każdą chwilą — mówi Jadwiga Król.
Obie panie znały się od bardzo wielu lat.
— Była to wielka przyjaźń, odwiedzałam Alicję, nawet gdy nie mieszkała w Elblągu, ale na wsi. Zawsze uśmiechnięta, zawsze pogodna, miała wielkie serce do ludzi. Ala pomogła bardzo wielu kobietom, nie tylko w Elblągu, nawiązała przecież kontakty z chorymi na raka piersi w Kaliningradzie i Kijowie. Te kontakty z tamtejszymi Amazonkami trwają do dzisiaj. Pamiętam, jak w 2002 r. odwiedzałyśmy szpitale w Kaliningradzie, panowały w nich wówczas tragiczne warunki. Jednak Ala odniosła sukces: tamtejsze kobiety zaczęły przywiązywać wagę do profilaktyki nowotworowej i zaczęły się leczyć. Ala po prostu umiała wokół siebie skupić ludzi, zarazić ich dobrą energią, zachęcić do działania — mówi Jadwiga Król.
— Była to wielka przyjaźń, odwiedzałam Alicję, nawet gdy nie mieszkała w Elblągu, ale na wsi. Zawsze uśmiechnięta, zawsze pogodna, miała wielkie serce do ludzi. Ala pomogła bardzo wielu kobietom, nie tylko w Elblągu, nawiązała przecież kontakty z chorymi na raka piersi w Kaliningradzie i Kijowie. Te kontakty z tamtejszymi Amazonkami trwają do dzisiaj. Pamiętam, jak w 2002 r. odwiedzałyśmy szpitale w Kaliningradzie, panowały w nich wówczas tragiczne warunki. Jednak Ala odniosła sukces: tamtejsze kobiety zaczęły przywiązywać wagę do profilaktyki nowotworowej i zaczęły się leczyć. Ala po prostu umiała wokół siebie skupić ludzi, zarazić ich dobrą energią, zachęcić do działania — mówi Jadwiga Król.
Przyjaciółka tak wspomina ostatnią, wspólną Wigilię z Alicją Tomczyk.
— Znałyśmy się tyle lat, a nie miałyśmy żadnego wspólnego zdjęcia. Powiedziałem wówczas: Alu, zróbmy sobie dzisiaj to zdjęcie. I to było nasze pierwsze i ostatnie zdjęcie... Jakbym wiedziała, że odejdzie, jakbym coś czuła. Gdy odwiedzam jej grób, mówię: halo, halo, chyba jesteś tam szczęśliwa, ale pamiętaj o tym, co zrobiłaś tutaj, na Ziemi. Zrobiła wielkie rzeczy, zmieniła myślenie o raku piersi, jak o wstydliwej chorobie, która oznacza wyrok śmierci. Bardzo jej mi brakuje — mówi pani Jadwiga.
— Znałyśmy się tyle lat, a nie miałyśmy żadnego wspólnego zdjęcia. Powiedziałem wówczas: Alu, zróbmy sobie dzisiaj to zdjęcie. I to było nasze pierwsze i ostatnie zdjęcie... Jakbym wiedziała, że odejdzie, jakbym coś czuła. Gdy odwiedzam jej grób, mówię: halo, halo, chyba jesteś tam szczęśliwa, ale pamiętaj o tym, co zrobiłaś tutaj, na Ziemi. Zrobiła wielkie rzeczy, zmieniła myślenie o raku piersi, jak o wstydliwej chorobie, która oznacza wyrok śmierci. Bardzo jej mi brakuje — mówi pani Jadwiga.
Alicja Tomczyk z nowotworem piersi zmagała się ponad 30 lat.
— Ona o tej chorobie wiedziała wszystko, po prostu wszystko. Miała w sobie olbrzymią siłę charakteru, a jednocześnie była wrażliwa, empatyczna — mówi Anna Podhorodecka z elbląskiego hospicjum. — Gdy któraś z pań była "świeżo" po diagnozie raka piersi, to prosiliśmy ją, by porozmawiała z nią. Ona była po prostu wiarygodna, umiała rozmawiać z każdym, miała ten wyjątkowy dar. W trudnych momentach swojego życia umiała pomagać innych. Nie każdy chory ma w sobie tyle siły. Jej działalność na rzecz profilaktyki raka piersi jest nie do przecenienia — dodaje.
— Ona o tej chorobie wiedziała wszystko, po prostu wszystko. Miała w sobie olbrzymią siłę charakteru, a jednocześnie była wrażliwa, empatyczna — mówi Anna Podhorodecka z elbląskiego hospicjum. — Gdy któraś z pań była "świeżo" po diagnozie raka piersi, to prosiliśmy ją, by porozmawiała z nią. Ona była po prostu wiarygodna, umiała rozmawiać z każdym, miała ten wyjątkowy dar. W trudnych momentach swojego życia umiała pomagać innych. Nie każdy chory ma w sobie tyle siły. Jej działalność na rzecz profilaktyki raka piersi jest nie do przecenienia — dodaje.
Lekarze i pracownicy Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Elblągu zapamiętali ją jako niestrudzoną wolontariuszkę.
— Zapamiętaliśmy ją nie tylko jako naszą długoletnią i wielokrotną pacjentkę, ale głównie jako niestrudzoną wolontariuszkę. Kolejne pobyty w szpitalu uświadomiły Ali jak niewiele kobiety, nawet te już chore, wiedzą o raku piersi. O samej chorobie, o potrzebie nieustannej walki i wiary, że się uda, w końcu o tym, jak żyć po amputacji piersi… — mówi Anna Kowalska, rzeczniczka prasowa szpitala. — Ala zaangażowała się więc w profilaktykę raka piersi. Entuzjazmem zaraziła naszych lekarzy: onkologów, chirurgów onkologicznych. Zaczęto organizować wspólne bezpłatne badania dla kobiet Elblągu, ale i w małych miejscowościach, tam, gdzie dostęp do specjalisty był „żaden”. Efekty tych działań okazały się bezcenne.
— Zapamiętaliśmy ją nie tylko jako naszą długoletnią i wielokrotną pacjentkę, ale głównie jako niestrudzoną wolontariuszkę. Kolejne pobyty w szpitalu uświadomiły Ali jak niewiele kobiety, nawet te już chore, wiedzą o raku piersi. O samej chorobie, o potrzebie nieustannej walki i wiary, że się uda, w końcu o tym, jak żyć po amputacji piersi… — mówi Anna Kowalska, rzeczniczka prasowa szpitala. — Ala zaangażowała się więc w profilaktykę raka piersi. Entuzjazmem zaraziła naszych lekarzy: onkologów, chirurgów onkologicznych. Zaczęto organizować wspólne bezpłatne badania dla kobiet Elblągu, ale i w małych miejscowościach, tam, gdzie dostęp do specjalisty był „żaden”. Efekty tych działań okazały się bezcenne.
Przez wiele lat Alicja Tomczyk, jako wolontariuszka, odwiedzała też pacjentki szpitala po mastektomii.
— Zjawiała się w szpitalu często dosłownie „na telefon”. Tłumaczyła, słuchała, dzieliła się swoim doświadczeniem. Była wówczas najbardziej przekonującym, bo prawdziwym dowodem na to, że także po amputacji piersi można żyć pięknie, godnie, radośnie i aktywnie. Że na chorobie zdecydowanie nie kończy się świat! Taka właśnie Alicja pozostała w pamięci naszej - pracowników szpitala wojewódzkiego, ale też w sercach wielu kobiet, które miały szczęście spotkać ją na swojej drodze. Cieszymy się też, że "dzieło" Alicji z powodzeniem kontynuują jej koleżanki z Elbląskiego Stowarzyszenia Amazonek — dodaje rzeczniczka.
daw
— Zjawiała się w szpitalu często dosłownie „na telefon”. Tłumaczyła, słuchała, dzieliła się swoim doświadczeniem. Była wówczas najbardziej przekonującym, bo prawdziwym dowodem na to, że także po amputacji piersi można żyć pięknie, godnie, radośnie i aktywnie. Że na chorobie zdecydowanie nie kończy się świat! Taka właśnie Alicja pozostała w pamięci naszej - pracowników szpitala wojewódzkiego, ale też w sercach wielu kobiet, które miały szczęście spotkać ją na swojej drodze. Cieszymy się też, że "dzieło" Alicji z powodzeniem kontynuują jej koleżanki z Elbląskiego Stowarzyszenia Amazonek — dodaje rzeczniczka.
daw
Źródło: Dziennik Elbląski
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez