Złoty dekarz uczy się w Elblągu

2019-02-21 08:58:55(ost. akt: 2019-02-21 09:21:36)

Autor zdjęcia: Aleksandra Szymańska

W czasach, gdy inni chcą budować drony albo projektować gry komputerowe, on na dachach domów mierzy, montuje i dokręca śruby. Bo Przemek Pakulski z Elbląga wie, że dekarz to dziś zawód przyszłości. I chce być w tym najlepszy.
Zaczęło się przypadkowo — od pomagania tacie przy drobnych robotach dekarskich.
— Byłem jeszcze małym chłopcem, ale już wtedy wiedziałem, że dla mnie takie manualne prace to strzał w dziesiątkę — wspomina 17-letni Przemek Pakulski. — Choć na początku chciałem zostać cieślą. Dziś myślę, że szczęśliwie się złożyło, że gdy poszedłem do szkoły średniej zaproponowano mi właśnie klasę patronacką dekarzy, jedyną taką na północy Polski.

W ten sposób Przemek i dziewięciu jego kolegów trafiło do Zespołu Szkół Inżynierii Środowiska i Usług w Elblągu pod opiekuńcze skrzydła Krystyny Grochowskiej, nauczycielki przedmiotów zawodowych. To ona od wielu lat dba, by o dekarzach czy cieślach z Elbląga było głośno w Polsce. Uczniowie ZSIŚIU od lat biorą m.in. udział w ogólnopolskim konkursie Złota Kielnia i odnoszą sukcesy.
— W ubiegłym roku do finału tego konkursu dostał się Piotr Parzych, również uczeń kierunku dekarz w ZSIŚiU. Wygrał i został najlepszym dekarzem w Polsce. Dodatkowo uzyskał tytuł najlepszego praktyka — mówi pani Krystyna. — Złota Kielnia to konkurs z 48-letnią historią. Jego formuła zbliżona jest do zewnętrznych egzaminów zawodowych, co czyni poziom rywalizacji niesłychanie wysokim i pozwala uczniom sprawdzić swoje przygotowanie do podjęcia pracy w zawodzie.

Od sukcesu łatwo się uzależnić, więc w tym roku elbląska szkoła ponownie wystawiła swoją mocną ekipę na ten prestiżowy konkurs. Wynik był pierwszorzędny: pierwsze miejsce Przemka i czwarte jego kolegi Tomka Skidaniuka.

— Łatwo nie było, bo konkurs był wieloetapowy, a finał składał się z dwóch części: teorii i praktyki. W tej drugiej trzeba było zamontować okno dachowe i ławę kominiarską. To było wyzwanie, bo przed przygotowaniami do konkursu zrobiliśmy tylko szybkie szkolenie w naszej szkolnej pracowni, jak takie okno montować. Ale udało się — cieszy się Przemek.

Praca w zawodzie dekarza dzieli się na dwa wyraźne etapy: pierwszy z nich to praca na ziemi, najczęściej w warsztacie lub obok budynku, drugi to prace na dachu. Ale bycie dekarzem to nie tylko dobór odpowiedniego pokrycia dachowego.
— To także wykonywanie montażu okien dachowych, wyłazów, świetlików i urządzeń do pozyskiwania energii odnawialnej czy formowanie z blachy rynny i rur spustowych — wymienia Przemek.

I podkreśla, że aby zostać dobrym dekarzem trzeba mieć kilka umiejętności.
— Przede wszystkim umieć czytać rysunki techniczne, plany i projekty. Przydadzą się także zręczne ręce, doświadczenie na budowie oraz brak lęku przed pracą na wysokości. Dobry dekarz umie dziś nie tylko fachowo położyć pokrycie na dachu, ale potrafi też rozwiązać inne problemy budowlane. Bo budownictwo to takie naczynia połączone — opowiada.

Wygrana w konkursie Złota Kielnia to nie tylko prestiż, ale także profity. Przemek już został zwolniony z części pisemnej egzaminu zawodowego, który czeka go na zakończenie trzeciej klasy. A jeśli uda mu się wygrać kolejny, 49. finał konkursu w przyszłym roku, dodatkowo uniknie na egzaminie części praktycznej.

— Oczywiście, że będę startował. W tym roku przetarłem szlaki, teraz chcę iść po więcej. W marcu w ramach Erasmusa wyjeżdżam na dwutygodniowe szkolenie do Hiszpanii, gdzie poszerzę wiedzę z odnawialnych źródeł energii i nauczę się montować panele solarowe na dachu — mówi 17-latek. — Nabiorę doświadczenia na budowach. Po przepracowaniu trzech lat na stanowisku dekarza można ukończyć kurs przygotowujący do egzaminu państwowego na mistrza. Zdany egzamin mistrzowski upoważnia do pełnienia funkcji kierowniczych, organizowania prac dekarskich i nadzorowania prac innych.

Dekarz, podobnie jak cieśla, zbrojarz, krawiec czy kaletnik, to dziś zawody zanikające, a co za tym idzie — pożądane i dobrze płatne. Dobry dekarz na budowie może zarobić nawet 7 tysięcy złotych. Krystyna Grochowska zauważa, że szkoły branżowe zaczynają łapać drugi oddech i powoli wypuszczają na rynek nowych fachowców.

— Wielu uczniów naszej szkoły pochodzi z okolic Elbląga, dużo jest z Kadyn, gdzie wszystko budowano na czerwonej glinie, a ziemia „cegielniami stała”. Ci młodzi chłopcy to także potomkowie rodzin, które pracowały w tych cegielniach, gdzie tradycja pracy była przekazywana z ojca na syna — mówi nauczycielka. — Wierzę, że dzięki nim szkolnictwo zawodowe w końcu mocno stanie na nogach. Bo oni mają potencjał.
Aleksandra Szymańska

Obrazek w tresci