Dostałam drugą szansę na życie

2019-05-05 12:09:17(ost. akt: 2019-05-06 10:36:18)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Zaczęła chorować w wieku 13 lat. W wieku 32 lat została wpisana na listę oczekujących na przeszczep serca. 19 marca 2016 roku narodziła się na nowo... Serce 19-letniego chłopaka bije teraz w ciele Joanny Prorok.
Nikt, kto tego nie przeżył nie jest w stanie zrozumieć co przeżywa człowiek, który zachoruje i jedynym ratunkiem na życie jest przeszczep. Serce...

Joanna Prorok z Suwałk od trzynastego roku życia chorowała i często przebywała w szpitalach. W wieku 32 lat postawiono ostateczną diagnozę. Jej serce stawało się z każdym dniem coraz bardziej niewydolne. Kobieta w 2015 roku została wpisana na Krajową Listę Oczekujących na przeszczep.

— Byłam w złym stanie. Męczyłam się przy chodzeniu, a nawet przy jedzeniu. Kiedy zostałam wpisana na listę oczekujących na serce poczułam straszną złość, gniew i jednocześnie niedowierzanie, że muszę poddać się przeszczepowi. Narastał we mnie bunt: dlaczego to ja? Bałam się, czy po operacji się obudzę, czy jeszcze zobaczę swoją rodzinę, dzieci, męża... Nie da się opisać uczuć, które mną wtedy zawładnęły — wspomina.
I dodaje: — Szukałam jakiegoś wsparcia, pytałam lekarzy, jak to będzie wyglądać, czytałam dużo w internecie... Pewnego dnia po prostu założyłam bloga i zaczęłam pisać o swoich uczuciach, o lęku, strachu i codziennym oczekiwaniu.
Joanna Prorok miała ogromne wsparcie w swoich najbliższych. Podczas oczekiwania na przeszczep kobieta pisała bloga, na którego przelewała wszystkie emocje i opisywała wydarzenia związane z codziennym życiem i chorobą. 18 marca 2016 roku otrzymała wyczekiwany telefon. Poinformowano ją, że jest dla niej serce...

Mąż musiał zostać z dziećmi w domu, żeby zapewnić im bezpieczeństwo i spokój. Dzieci bardzo przeżywały wyjazd mamy i bardzo bały się jej operacji. Pani Joanna spakowała się i ruszyła do szpitala w Zabrzu.

— Radość mieszała się z niepokojem. Wiedziałam, że nie mogę się poddać, że muszę walczyć dla siebie, dzieci, rodziny — opowiada. — Wielką moc znajdowałam w wierze i modlitwie. Rozmawiałam w myślach z Bogiem, prosiłam anioły o opiekę. Pomogło mi to, bo wiedziałam, że jest przy mnie ktoś, kto czuwa. To dało mi siłę i energię. I tak 19 marca 2016 roku narodziłam się na nowo. Kiedy po operacji otworzyłam oczy, byłam szczęśliwa, że żyję. Że dostałam szansę... Chciałam jak najszybciej wrócić do domu, dlatego miałam motywację do tego, żeby zdrowieć.

Życie po przeszczepie zmieniło się dla Joanny Prorok diametralnie. Kobieta jest pod stałą kontrolą lekarzy i musi na siebie uważać, ale jest aktywniejsza, ma więcej energii. Uwielbia pływać i spacerować. Po latach wyrzeczeń i ograniczeń mogła zacząć normalnie żyć. Cieszy się każda chwilą spędzoną z rodziną. Dużo czasu spędza ze swoimi dziećmi: 5-letnia córką i 11-letnim synem, który choruje na ta samą chorobę co ona.

— Wiem, że dostałam serce 19-letniego chłopaka, który zginął w wypadku, a wcześniej podjął decyzję, że gdyby coś mu się stało, to jego organy mają być oddane innym osobom — mówi. — Mam kontakt z jego rodziną, staram się też być na cmentarzu chociaż raz w roku. To największy dar jaki człowiek może otrzymać od drugiego człowieka. Jego decyzji zawdzięczam życie. — Pani Joanna nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości.
I dalej: — Ten młody człowiek podjął tak ważną decyzję. Dawstwo narządów to wspaniała rzecz. Tak wiele mu zawdzięczam, ja i moja rodzina. Staram się żyć najlepiej, jak umiem, żeby mój dawca był ze mnie dumny, że nie zmarnowałam tej szansy. Myślę, że każdy z nas może kiedyś potrzebować organu do przeszczepu. Dlatego, żeby zwiększyć dla siebie nawzajem szansę jego otrzymania, powinniśmy za życia poinformować naszych bliskich o wyrażeniu zgody na oddanie narządów po śmierci, tak jak mój dawca. Nie zabierajmy narządów do nieba, one są potrzebne tutaj — apeluje.

I przekonuje: — Warto to zrobić tym bardziej, że szansa na bycie biorcą jest kilkakrotnie większa jak na zostanie dawcą. Niestety wciąż wiele rodzin sprzeciwia się woli zmarłego lub mają wątpliwości, czy oddać jego narządy. Zapominamy, że takimi decyzjami odbieramy komuś nadzieję i szansę na dalsze życie. Ja żyję dzięki temu, że ktoś podjął taką decyzję, a jego rodzina uszanowała to.

A jakie jest największe marzenie pani Joanny?
— Bardzo bym chciała, żeby mój syn był zdrowy — odpowiada. — Niestety z tą wadą jest to niemożliwe. Na razie wyniki są dobre. Marzę, żeby moja rodzina była szczęśliwa i zdrowa, bo jeśli ma się zdrowie, to można mieć wszystko!
Na podstawie wpisów na blogu pani Joanny powstała książka, która miała w marcu premierę. „(Nie) Moje Serce”, to książka, która opowiada o jej długiej i ciężkiej chorobie. O nadziejach, lękach, strachu, niepewności i wielu innych uczuciach, które towarzyszyły jej od momentu wpisania na Krajową Listę Oczekujących na przeszczep.

— Zaczęłam pisać bloga z dnia na dzień, bo nie umiałam sobie poradzić z emocjami. To rodzaj mojego pamiętnika — mówi. — Opisywałam w nim po kolei wszystkie dni, ponad pół roku mojego życia. Napisałam o przeżyciach i nadziejach, o wszystkim. Chciałabym, aby dzięki tej książce osoby, które czekają na przeszczep, miały łatwiej i wiedziały, co je czeka, z czym przyjdzie się zmierzyć — mówi.
— Chciałabym im przekazać, że nie można się załamywać. Trzeba się trzymać pozytywnych myśli. Mam też nadzieję że dzięki tej książce zmieni się świadomość ludzi, którzy nie chcą, aby organy ich bliskich zostały pobrane. Dzięki nim można uratować ludzkie życie, a to przecież dar największy, jaki człowiek może ofiarować i otrzymać.

Joanna Karzyńska