Beata Kisiel: Warto robić to, co się kocha!

2019-05-26 18:30:07(ost. akt: 2019-05-26 16:45:32)
 Beata Kisiel

Beata Kisiel

Autor zdjęcia: Marek Lewandowski

Pasją życia Beaty Kisiel z Elbląga jest chopper cruiser. Motocykl to jej sposób na spełnianie siebie i swoich marzeń,to coś, co daje je poczucie wolności, na podróż w nieznane i przepustka do miejsc niedostępnych dla innych.
Beata Kisiel mówi o sobie skromnie, że robi to, co kocha, a motocykl ma dla niej duszę. Przeczy stereotypowi, że dziewczyna nie poradzi sobie z jednośladem. Swoją pozytywną osobowością zaraża innych i zachęca ich do realizacji wszystkich marzeń.

— Niespokojna dusza ze mnie. Moje ciało rozpiera energia, a w głowie ciągle kłębią się nowe pomysły — mówi pani Beata. — Nie mogę usiedzieć w miejscu. Chcę być aktywna i chcę spełniać marzenia, bo w życiu nigdy nie można być niczego pewnym. Czasem jedna chwila, choroba czy wypadek zmieniają nasze życie o 180 stopni. Dlatego trzeba chwytać każdą chwilę. Zdarza się, że nawet na odpoczynek szkoda mi czasu. Wiele czynników miało i nadal ma wpływ na to, jaka jestem, co robię, jakich wyborów dokonuję. Kocham ludzi z pasją i uwielbiam to, jaką moc mają pasje i jak potrafią kreować ludzi. Teraz wiem, jaki to skarb. Jak dzięki pasjom można patrzeć na świat, na innych ludzi, na życie — podkreśla.

I dodaje: — Jadąc, czuję wiatr we włosach i zapach rzepaku na polu... I wtedy czuję, że żyję i że kocham to moje życie.

Pani Beata to ciepła osoba, która nie potrafi patrzeć obojętnie na krzywdę innych. Szczególnie wrażliwa jest na nieszczęście dzieci i zwierząt. Sama w domu ma dwa duże psy i jednego kundelka. Kocha przyrodę, lubi spacerować po lesie ze swoimi zwierzakami.Pracuje zawodowo a w zimowe wieczory dzierga sweterki dla wnuka Maksa. Jest mamą dwóch wspaniałych córek: Mileny i Leny, z których jest niezmiernie dumna.

— Od zawsze z tęsknotą spoglądałam na jeżdżących na motorach —- wyznaje. — Prawo jazdy zrobiłam jako młoda mama, bo potrzebowałam go, żeby wozić córki do szkół, robić zakupy, jechać do pracy. Przez jakiś czas pracowałam jako taksówkarka. Zrezygnowałam, bo bałam się jeździć w nocy. Tyle się słyszało o napaściach na taksówkarzy, że bałam się ryzykować. Potem zrobiłam prawo jazdy na ciężarówki. Niestety, pracodawcy nie chcieli zatrudniać kobiet. Mówili że nie będę umiała zmienić koła.

W rodzinie pani Beaty nikt na motocyklu nie jeździł. Kobieta marzyła, że kiedyś będzie miała swój motocykl. Niestety, jak to w życiu bywa, nie zawsze jest tak, jak byśmy chcieli. W wieku 33 lat pani Beata zachorowała na nowotwór szyjki macicy.

— Kiedy dowiedziałam się, że jestem chora, świat mi się zawalił na głowę — wspomina. — Miałam małe dzieci, a słowo „rak” brzmiało jak wyrok — wyrok śmierci. Postanowiłam się nie poddawać. Miałam dla kogo żyć. Córki i rodzina byli moją siłą napędową do walki. Patrząc w oczy moich dzieci, wiedziałam, że się nie poddam, że to będzie trudna wojna, ale muszę ją wygrać.

Chciałam patrzeć jak moje córki rosną, cieszyć się z nimi w chwilach szczęścia i być obok w trudnych momentach ich życia. Przeszłam chemię, radioterapię i wszystko inne, co pozwoliło mi żyć. Skutki choroby odczuwam do dziś. Ale żyję i jestem z moimi bliskimi. Teraz każdy dzień smakuje inaczej, żyję pełnią życia i cieszę się z każdego dnia, promieni słońca, zapachu kwiatów...

Przyszedł taki dzień, kiedy pani Beata spełniła swoje najskrytsze marzenie... Kupiła sobie motocykl.

— Byłam już po czterdziestce — śmieje się. — Ale na spełnianie marzeń nigdy nie jest za późno! Mój motocykl ma już 25 lat i daleko nim już nie pojadę, ale dla mnie jest jak najwierniejsza przyjaciółka. Samochodem nie chciałoby mi się jechać i zwiedzać, a motocyklem to co innego. Uwielbiam też zloty motocyklowe. Zawsze można na nich spotkać kogoś znajomego.

Pani Beata uważa, że płeć nie ma najmniejszego znaczenia w podróżowaniu na motocyklu — zarówno kobieta, jak i mężczyzna, stają się wtedy po prostu podróżnikami. Przy rozpoczynaniu motocyklowych wojaży radzi na początek wybierać krótkie trasy w znanym regionie i towarzystwie. Im więcej przejechanych kilometrów, tym więcej wprawy i pewności siebie na dłuższej trasie. Podkreśla, że ważne, żeby nie udowadniać niczego i nikomu — jazda ma po prostu sprawiać przyjemność.

— Wsiadam na motocykl na własną odpowiedzialność — mówi. — Nie chciałabym dodatkowo brać jej za kogoś. Na motocyklu może zdarzyć się wszystko, bo nie jest się w stanie przewidzieć zachowania innych osób na drodze, a człowiek przecież jest na nim całkowicie odsłonięty. Moje córki wolą żywe zwierzęta — kochają konie.

Motocykl daje mi sporą dawkę adrenaliny. Trzeba być bardzo skoncentrowanym. Kontrolować drogę, panować nad motocyklem. Pomaga mi to walczyć ze stresem. Po tym, co przeżywam na trasie, niczym już się nie denerwuję.

Praca z ludźmi nie zawsze przebiega bez problemów. Dzięki temu, że jeżdżę na motocyklu, łatwiej mierzyć mi się z sytuacjami stresowymi życia codziennego.
Pani Beata chętnie bierze udział nie tylko w zlotach motocyklistów, ale i w akcjach charytatywnych. Bywa, że w stroju Mikołaja czy jako myszka Minni pojawia się w szpitalu, w domu dziecka, na festynach z okazji Dnia Dziecka czy mikołajek, aby sprawić radość dzieciom. Oczywiście bywa też na akcjach oddawania krwi.

— Wspaniale jest robić fajne rzeczy nie dla pieniędzy — podkreśla. — Radość dzieci, możliwość dotknięcia motocyklu czy przejażdżka na nim to dla nich niezwykłe przeżycie. Nasz nieformalny klub Moto Team Elbląg stara się mobilizować ludzi do robienia fajnych i dobrych rzeczy. Jesteśmy małą grupą, ale razem łatwiej nam coś zorganizować. A ja czuję, że żyję i że robię naprawdę coś dobrego i przy okazji spełniam swoje marzenia! I wiek nie ma znaczenia, warto robić to, co się kocha!

Joanna Karzyńska