Dziennikarz z Białorusi szuka w Elblągu śladów po mieszkańcach Grodna

2019-06-21 11:23:23(ost. akt: 2019-06-21 11:24:06)

Autor zdjęcia: Archiwum

Rusłan Kulewicz przyjechał do Elbląga, by zbierać materiały – wspomnienia, zdjęcia, pamiątki – po przedwojennych mieszkańcach Grodna. Nawiązał już pierwsze kontakty, jednak za naszym pośrednictwem prosi wszystkich, którzy pomogliby mu napisać książkę o repatriantach z jego rodzinnego miasta, o pomoc.
Rusłana w Grodnie „zna każdy”. Ten młody, energiczny człowiek poruszający się po mieście na rowerze, rozmawia z ludźmi, wysłuchuje ich historii. To jego nie tylko praca, ale i pasja – jest bowiem lokalnym dziennikarzem portalu Hrodna.Life. Białorusin z polskim pochodzeniem. Między innymi dlatego zainteresował się losami swoich krajanów, którzy podczas wojennej o powojennej zawieruchy opuścili swoją mała ojczyznę, i przybyli m.in. na tereny północnej Polski.

— W czasach Związku Radzieckiego nie mówiło się w Grodnie o tej historii, o losach mieszkańców, całych rodzin, które tutaj mieszkały przed wojną, na terenach ówczesnej Rzeczypospolitej — mówi Rusłan Kulewicz (za zdjęciu po lewej), dziennikarz z Grodna, który w czerwcu przybył m.in. do Elbląga. — A było to niemałe, liczące około 50-60 tysięcy mieszkańców. Połowa z nich to byli Polacy, połowa Żydzi.

Po II wojnie światowej wszystko się zmieniło. Mieszkańców żydowskich w większości wymordowali okupanci niemieccy, którzy do miasta wkroczyli w 1941 roku, uprzednio umieszczając ich w getcie. Kiedy wojska Armii Czerwonej przejęły inicjatywę na froncie wschodnim, w 1944 Grodno zostało odbite z rąk Niemców. Na mocy postanowień pomiędzy władzami Związku Radzieckiego i Aliantami, znalazło się na terenie utworzonej tam Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Obecnie, po przełomie politycznym z początku lat 90-tych XX wieku, znajduje się na terytorium Białorusi.

Wielu Polaków po wojnie opuściło swoja ojcowiznę. Na przykład rodzina Jacka Lewandowicza, elblążanina, która w czasach zawieruchy trafiła właśnie do Elbląga, i tutaj osiadła. Pan Jacek żywo interesuje się historią swojej rodziny. Dlatego postanowił odwiedzić Grodno, skąd pochodzi.

Pierwszy raz zawitał tam w latach osiemdziesiątych. Po obaleniu Żelaznej Kurtyny, oddzielającej tzw. cywilizację zachodnią od wschodniej w Europie, jego wizyty na Białorusi były coraz częstsze. Pewnego dnia, 4 lata temu napotkał Rusłana Kulewicza, który w swej książce wydanej na Białorusi opisał losy Polaków, którzy pozostali w Grodnie.

Ale ta historia nie byłaby pełna bez opisania tego, co spotkało tych, którzy wyjechali do powojennej Polski. Ci trafili m.in, do Elbląga i nad polskie Wybrzeże. Jacek Lewandowski postanowił pomóc – razem odwiedzają polskie miasta, w poszukiwaniu materiałów.

— Chcę napisać drugą książkę, właśnie poświęconą ich losom, temu, co przeżyli, gdzie osiedli, jak wyglądało ich życie po opuszczeniu Grodna, być może o tym, jak wspominali to miasto — mówi Rusłan. — Dlatego poszukuje repatriantów, ich rodzin, synów, córek, może wnuków, którzy pamiętają opowieści rodziców i dziadków, którzy być może mają jakieś pamiątki, zdjęcia z tego okresu.

Dziennikarz z Grodna spotkał się już z jedną osobą w Elblągu. Dotarł też do Słupska, gdzie zdobył kilka kopi bezcennych dla jego nowej książki zdjęć od innego z potomków repatriantów. Szuka też osób, które pomogłyby mu zebrać materiały w Trójmieście, czy Olsztynie o ogólnie na Warmii i Mazurach.

— Dlatego bardzo proszę wszystkie osoby, które mają wiedzę, posiadają pamiątki po przedwojennych mieszkańcach Grodna, które znają ich opowieści, o pomoc — mówi Rusłan z oczami błyszczącymi od zapału. — Myślę, że upamiętnienie tych osób, ich losów i historii, zarówno dla obecnych, jak i tych, którzy musieli Grodno opuścić, jest bardzo ważne. W myśl sentencji, która mi przewodzi w mojej pracy: „Jedno miasto. Różne wspomnienia”, tak, jak brzmi tytuł mojej pierwszej książki.

Osoby, które mógłby pomóc Rusłanowi Kulewiczowi w zbieraniu materiałów, mogą się kontaktować na adres e-mail: susaningrodno@gmail.com.