W moim życiu są trzy kobiety

2019-09-21 20:48:28(ost. akt: 2019-09-21 21:03:10)

Autor zdjęcia: Marek Lewandowski

Jest zawodowym strażakiem. Na co dzień pracuje w Państwowej Straży Pożarnej w Elblągu. Dobry mąż i dumny tata 2-letniej Jagody. Dzięki sportom walki nauczył się mobilizować siły do przezwyciężania trudności podczas treningu, ale również w życiu.
Adrian Durma z Elbląga często przyglądał się swojemu ojcu podczas treningów i z podziwem patrzył na jego walki. Swoje pierwsze treningi rozpoczął jako kilkulatek. W wieku 8 lat, tata zapisał go do Klubu Karate, aby nauczył się podstaw tego sportu. Od tej chwili wszystkie działania Adriana podporządkowane zostały jednemu celowi — walce.

— Lubiłem chodzić z tatą na jego treningi — opowiada Adrian. — Nigdy nie lubiłem piłki nożnej, jak większość chłopaków w moim wieku, za to z podziwem patrzyłem na to, co robi mój ojciec, i marzyłem, że kiedyś będę taki jak on.
Marzenia małego chłopca zaczęły się powoli spełniać. Adrian pod czujnym okiem trenera i jednocześnie swojego ojca doskonalił technikę i zdolności motoryczne. Intensywnie trenował, swój wolny czas poświęcał na sport, który — mimo kontuzji i siniaków — cały czas go fascynował. Z czasem przekwalifikował się na kick-boxing.

Obrazek w tresci

— Kick-boxing to sport, który rozwija wiele umiejętności: szybkość, wytrzymałość, poczucie rytmu. Pomaga zapanować nad stresem i sprawia, że zaczynamy być pewni siebie. To sport indywidualny — tyle, ile pracy w niego włożymy, tyle z niego wyciągniemy. Pozwala mi lepiej wyrazić siebie — zapewnia Adrian. — Kick-boxing nauczył mnie też sumienności, dyscypliny, zawziętości i tego, że jeśli czegoś naprawdę się chce, to można to osiągnąć. Wiem też, że dzięki temu, że miałem wspaniały wzór — swojego ojca, który był moim mentorem, udało mi się w pełni zrozumieć te sztuki walki. Dzięki wsparciu taty i mamy osiągnąłem sukces. Bardzo im dziękuję za długie rozmowy i całe wsparcie, jakie od nich otrzymałem. Za to, że byli w dobrych i trudnych chwilach i że zawsze mogę na nich liczyć.

Obrazek w tresci

Adrian dość szybko zaczął odnosić sukcesy. Dopasował intensywność treningów do swoich możliwości i umiejętności.
— Pierwsze sukcesy zacząłem odnosić w wieku 15 lat — opowiada. — Chodziłem do gimnazjum, kiedy wygrałem pierwszy turniej. To była taka wielka radość, szczęście i duma, że moje wyrzeczenia i treningi przyniosły efekty. Była to też motywacja do dalszej ciężkiej pracy. Od tego momentu moja kariera sportowa zaczęła nabierać tempa, zarówno w Polsce, jak i za granicą. Jestem dumny, że otrzymałem powołanie do Kadry Narodowej Polski. To przeżycie, którego nie da się opisać słowami.

W szkole średniej i na studiach Adrian nie szukał wymówek, żeby ominąć jakiś trening. Nauczył się odpowiednio gospodarować swoim czasem. Będąc w liceum odkrył w sobie inne powołanie. Postanowił, że zostanie zawodowym strażakiem.
— Nie wyobrażałem sobie, że będę pracował gdzieś w biurze, przekładał codziennie papierki — opowiada. — Chciałem pomagać ludziom, ratować ich życie i mienie. I tak w 2015 roku zostałem zawodowym strażakiem w Elblągu. Myślę, że moja kondycja fizyczna pomaga mi w wykonywaniu tej pracy. Praca strażaka jest specyficzna, bo są sytuacje, kiedy człowiek widzi tragedie ludzkie. I wtedy trudno powstrzymać emocje. Chęć niesienia pomocy innym jest jednak ogromna, więc robię to, co uważam za swoją misję.

Obrazek w tresci

Kickbokser treningi w okresie niestartowym wykonuje codziennie, a w okresie przed zawodami dwa razy dziennie.W maju tego roku Adrian po raz kolejny stanął na podium i zdobył brązowy medal w formule Light Contact do 74 kg. Turniej był rozgrywany w Budapeszcie na Węgrzech i jest to jeden z największych turniejów na świecie. Adrian jest niepokonany w swojej formule od 2010 roku. Obecnie przygotowuje się do Mistrzostw Świata, które odbędą się 19 października w Sarajewie.
— Do każdego turnieju podchodzę tak, jakbym miał go wygrać pierwszy raz — mówi Adrian. — Od sierpnia trwają intensywne treningi. Moim celem jest rywalizować z najlepszymi i wygrywać. Do każdych zawodów jestem przygotowany na 120 procent, jednak czasem zabraknie szczęścia, coś pójdzie nie tak. Medal na tych mistrzostwach to moje największe marzenie.

Obrazek w tresci

Od czasu kiedy mężczyzna ożenił się z Sylwią i na świecie pojawiła się ich córka Jagoda, świat Adriana nabrał innego wymiaru. Teraz mówi, że wie, co to prawdziwe szczęście i jaki ogrom miłości taka mała istota potrafi wzbudzić w sercu kickboxera.
— Moja żona wspiera mnie w tym, co robię, i wykazuje się ogromną dozą wyrozumiałości i cierpliwości — mówi. — Teraz w moim życiu są trzy kobiety, które mnie wspierają. To mama, żona i córka. Oczywiście tata też jest wsparciem. Podczas każdej walki pojawia się myśl, że mam ich wsparcie. To ogromnie ważne, nigdy tego tak silnie nie odczuwałem jak teraz. Bycie ojcem i mężem to równie ważna rola jak bycie mistrzem.

Adrian chciałby też powiedzieć młodym ludziom, że warto spełniać marzenia i dążyć do wyznaczonych celi.
— Nikt nie jest z góry przekreślony. Nieważne, gdzie się mieszka i z jakiej rodziny się pochodzi. Ważne jest, żeby chcieć — przekonuje. — Znam wielu ludzi, którzy rezygnowali z marzeń, bo nie umieli pogodzić pracy czy szkoły z treningami. Wszystko się da, trzeba tylko chcieć. Trzeba też spotkać dobrego trenera, który roznieci sportową pasję. Ja miałem swojego ojca, który wzniecał we mnie ogień. Sport to nie tylko wyniki, ale też niesamowita przygoda.

Joanna Karzyńska