Wsiedli na rower i pomogli Szymonkowi! [155 ZDJĘĆ]

2019-10-26 18:46:01(ost. akt: 2019-10-26 19:11:08)

Autor zdjęcia: Marek Lewandowski

W sobotę (26 października) elblążanie ruszyli z placu Jagiellończyka na swoich rowerach, żeby wziąć udział w charytatywnym przejeździe rowerowym dla małego Szymona, który cierpi na złośliwy nowotwór mózgu. Frekwencja pokazała, że mamy w naszym mieście dużo ludzi o wielkich sercach.
Jak pisaliśmy kilka dni temu, Szymonek Kublik jest elblążaninem. Ma 5 lat i niedawno zdiagnozowano u niego złośliwy nowotwór mózgu. Jego życie jest zagrożone. Bardzo pilnie potrzebuje pieniędzy na leczenie. Dlatego stowarzyszenia Lepszy Elbląg postarało się zrobić coś, żeby zebrać chociaż część kwoty potrzebnej na leczenie.

- Akcję tak naprawdę zorganizowała Pani Iwona Krauze, z rodziny chorego Szymonka. Zapytała, czy chcielibyśmy w tę akcję się włączyć jako Lepszy Elbląg i powiedzieliśmy dlaczego nie. Mamy jeszcze pogodę, chęci więc powiedzieliśmy „ok, robimy!”. Wszystko w ciągu dwóch tygodni się zorganizowało. Jak widać, efekt jest, ludzie są, energia jest, także jak najbardziej na plus! Jesteśmy wszyscy niesamowicie pod wrażeniem, że ludzie chcą pomagać. Jak na tę porę roku – jesień, to bardzo dużo ludzi przyszło, żeby wspomóc – mówi Karolina Olbryś współorganizatorka.


A ksiądz Rafał Główczyński dodaje:

- Akcji tak szczerze miało nie być, bo mamy rytm działania raz w miesiącu, ale zadzwoniła do nas znajoma rodziny Szymonka z informacją, że Szymonek ma 5 latek i ciężko choruje. Z medycznego punktu widzenia trudno powiedzieć, jakie ma szanse, ale na pewno żeby mu pomóc potrzebne są duże nakłady finansowe. No i jak to usłyszeliśmy, to stwierdziliśmy, że w takim razie robimy, co się da.

Łatwo nie było, bo i czasu było mało, ale efekt końcowy jest zadowalający.

- Żeby zorganizować taką akcję to trzeba tak minimum miesiąc, dwa wcześniej planować, bo to jest kwestia pozwoleń policji na przejazdy i tak dalej, ale poszedłem na komisariat i powiedziałem „Panie Wiktorze, ja wiem, że to trochę tak za bardzo spontanicznie, ja wiem, że to do końca nie jest najlepszy pomysł, ale chłopakowi trzeba by pomóc” no i pan Wiktor powiedział „Jak trzeba, no to pomagamy! Zrobimy wszystko, żeby to jakoś umożliwić”. Więc tutaj jest nasz duży ukłon w stronę panów policjantów, też zarządu kryzysowego, który umożliwił nam ten przejazd, bo dzięki temu tę akcję mogliśmy zorganizować – podkreśla ksiądz Rafał Główczyński i dodaje, że obawiali się też o pogodę – To też była taka niewiadoma. Początek organizacyjny był dwa tygodnie temu, kiedy aura była dosyć deszczowa i mroźna. Ale jak widzimy, efekt jest taki, że jest ciepło, nie pada, jest w miarę słonecznie i frekwencja faktycznie całkiem spora.

Przejazd zaczął się na placu Jagiellończyka, jego trasa wynosiła 3,2 km, a punktem docelowym była wiata Margitka w Bażantarnii. Zapytaliśmy uczestników przejazdu, co ich skłoniło do wzięcia udziału w akcji.

- Jesteśmy tu po to, żeby wspomóc chłopczyka, który potrzebuje naszej pomocy, tak jak my jej potrzebowaliśmy. Ostatnio była impreza dla nas organizowana, a teraz pomagamy my. Bo trzeba! – mówi tata Wojtusia Trubasa, dla którego 12 października organizowany był bieg charytatywny.

Energia dopisała, pogoda była dobra, a frekwencja świetna, ale najważniejsze, że uzbierano pieniądze na leczenie Szymonka.

- Na razie liczymy finanse, ale wychodzi, że gdzieś około 3 000 – 3 500 zł udało nam się zebrać – mówi ks. Rafał Główczyński.


Joanna Meryk