Miałem być dyrektorem banku, jestem strażakiem i kickbokserem – rozmowa z Adrianem Durmą

2019-11-09 17:00:00(ost. akt: 2019-11-08 19:34:28)

Autor zdjęcia: Marek Lewandowski

Adriana Durmy chyba nie trzeba Wam przedstawiać – strażak, kickbokser i jedna z najjaśniejszych gwiazd na sportowym elbląskim niebie. O początkach jego kariery pisaliśmy we wrześniowym artykule, teraz porozmawialiśmy z nim o jego karierze w kickboxingu, świeżo po zdobyciu trzeciego miejsca na Mistrzostwach Świata.
Jak czujesz się jako trzeci najlepszy kickbokser na świecie?

- Bardzo fajne uczucie. Nigdy wcześniej nad tym się nie zastanawiałem, ale trzecie miejsce na świecie robi robotę. Jest trochę inaczej, jak wchodzę na sale, to nie jestem już tym samym zawodnikiem co wcześniej. Zawsze marzyłem o medalu z mistrzostw świata. Na początku tego nie odczuwałem, dopiero po turnieju uświadomiłem sobie, że jestem tym trzecim zawodnikiem świata i jest to miłe uczucie.

5 października Mistrzostwa o Puchar Europy w czeskiej Pradze, a 20 dni później Mistrzostwa Świata w Sarajewie. Czy dwoje tak ważnych zawodów w tak krótkim czasie to był dobry pomysł?

- Taki był plan. Turnieje przed mistrzostwami świata poukładałem sobie tak, żeby potraktować je jako start kontrolny. Nie interesował mnie wynik, to czy przegram, czy wygram, po prostu miałem zobaczyć jak wygląda moja forma oraz obejrzeć światową czołówkę, przekonać się którzy zawodnicy tam są i z którymi ewentualnie spotkam się na mistrzostwach. Chciałem sprawdzić, na jaki etapie jestem i co muszę jeszcze poprawić. Nie patrzyłem na to, czy to dobry pomysł. Faktycznie odstęp czasowy był trochę mały, ale był to czysty sparing. To bardziej taka taktyka z mojej strony, żeby przejrzeć zawodników i zrobić wagę.


Jesteś w stanie policzyć wszystkie swoje nagrody, odznaczenia w kickboxingu? Które mają dla Ciebie największe znaczenie?

Przy tym pytaniu napotkaliśmy problem, ponieważ odznaczeń jest tyle, że trudno je było wszystkie policzyć. Kilka razy się pomyliliśmy i liczyliśmy od nowa, bo Adrian ciągle powtarzał „A jeszcze zapomniałem o tym!” i dodawał kolejne. Przypominamy, że pierwszy tytuł Mistrza Polski zdobył 13 lat temu, więc od tego czasu trochę się nazbierało zwycięstw. Po długim liczeniu w końcu usłyszeliśmy:

- 29 tytułów, srebrnych nie liczę.

- Najbardziej znaczące są jednak te ze świata. Czy to Europa, czy świat, stanąć na podium i mieć ten zaszczyt to jest coś. W ogóle dostać się do reprezentacji to jest sukces, pojechać na taki turniej to jest wielkie wyzwanie, ale wygrać jeszcze medal na takiej imprezie to już jest coś niesamowitego. W moim klubie nikomu się to nie udało w kickboxingu. Jestem pierwszy, który jest w kadrze, jeździ na wyjazdy i zdobywa medale na arenie międzynarodowej. Ważny jest dla mnie również pierwszy tytuł mistrza Polski z 2006 roku. Ten dzień pamiętam jak wczoraj. To było spełnienie marzeń zostać mistrzem Polski. Jeszcze mogę do tego dodać pierwszy tytuł mistrza Polski w seniorach. Seniorzy rządzą się troszkę innymi prawami, w juniorach jest inaczej, moim zdaniem łatwiej. Brałem też udział w turniejach służb mundurowych. Taka anegdotka, że na jednym z takich turniejów pokonałem komandosa. Nie mógł przegryźć tego, że wygrałem. Oni są bardzo mocno wytrenowani tak, że w każdych warunkach walczą, a tu pokonał go strażak. Później koszmary miałem, że go bije, a on cały czas idzie, ja nie mam już sił, a on idzie w moją stronę i się śmieje, że mnie zje teraz.

Co jest pięknego w tym sporcie?

W tym wszystkim sama droga jest najlepsza. Cel to jest jedno, ideały to drugie, ale sama droga, żeby przejść z punktu A do punktu B, ma największą wartość. Najlepsze jest to, że przez tą całą drogę spotkałem niesamowitych ludzi w tym sporcie. Poznałem ludzi podobnych do mnie, z takimi samymi ideałami. Nie trzeba im dużo tłumaczyć, bo oni wiedzą i mają takie same problemy jak ja. Każdy jest inny, jeden jest lekarzem, inny weterynarzem, albo jak ja strażakiem, ale łączy nas pasja do tego sportu. Poznałem też kilku dobrych trenerów, a o takiego w tym sporcie trudno. Jednym z nich był Tomasz Skrzypek były trener kadry narodowej miał mega charyzmę, napawał nas taką energią jak nikt inny. Tak jak już powiedziałem, najpiękniejsza w tym sporcie jest droga. Sama walka, rywalizowanie z przeciwnikiem, rozgryzanie go, szachowanie to wisienka na torcie. W tej drodze ważny jest też trening. Ktoś, kto myśli, że do zawodów szykuje się miesiąc, czy półtorej to się myli. Na jeden turniej szykujemy się cały sezon, czyli od stycznia. To jest ciągła praca nad sobą. Ja trenuję codziennie, bez żadnego dnia odpoczynku. W okresie przedstartowym trenuję nawet dwa razy dziennie.

Jakie plany na przyszłe miesiące? Intensywne treningi czy odpoczynek?

Do końca tego tygodnia jeszcze trochę odpoczywam i pomału będę wracał na matę. Bez sportu nie dam rady, coś muszę robić. Nawet jakbym nie trenował pod zawody, to bym trenował dla siebie.

A są w planach kolejne zawody?

W nowym roku. Plany są ambitne i zobaczymy, jak to wszystko się poukłada. Na pewno zacznę od turnieju na Słowacji o puchar Europy w Bratysławie. Potem mistrzostwa Polski, standardowo puchary Świata i jeszcze chciałbym zahaczyć parę turniejów dodatkowych. Jeden puchar, który mi się marzy i planuję na nim być, ma być organizowany w Moskwie. Będę starał się do niego przyszykować i jechać po zwycięstwo.


Strażak czy kickbokser?

Jak bym musiał wybierać to straż. To jest praca, z której jestem dumny i wszędzie to podkreślam. Zawsze chciałem pracować gdzieś, gdzie moje działania będą przydatne ku czemuś większemu. Po ludziach nieraz widać tę panikę, strach w oczach, a ja przez ten sport potrafię opanować stres. Jakbym wiedział, że jest dziecko w płonącym budynku, to wszedłbym nawet jakbym wiedział, że mogę zginąć.

Czyli kickboxing pomógł Ci w pracy strażaka?

Bardzo mi pomógł. W kickboxingu trzeba umieć ten stres opanować. Stres jest największym wrogiem człowieka w każdej dziedzinie czy to działania w pracy, na zawodach czy nawet w szkole jak dzieciaki wychodzą recytować wiersz. Mnie sport nauczył tego, żeby opanowywać stres i minimalizować go tak, żeby można było normalnie działać. Po to właśnie zostałem strażakiem, żeby działać. Fajnie, że te działania przynoszą korzyść czemuś większemu. Nie tylko ludziom, ale i mieniu, ogólnie światu. Tak sobie wyobrażałem swoje życie i swoją pracę.

Ale nie zawsze wiedziałeś, że chcesz być strażakiem.

Skończyłem licencjat z ekonomii, ale już na praktykach wiedziałem, że ekonomistą nigdy nie będę. Kserowanie papierków i przekładanie skoroszytów to nie dla mnie. Wole działać niż siedzieć za biurkiem. Miałem być dyrektorem banku, a zostałem strażakiem (śmiech).

Twoja kariera sportowa zbliża się ku końcowi ze względu na twój wiek. Jak długo zamierzasz walczyć?

Do końca, do 35 lat na pewno będę walczył. Później będę robił coś dla siebie, bo moje serce już jest przyzwyczajone do przepompowania tak dużej ilości krwi, że ja już muszę trenować. Dużo ludzi mnie namawia, żeby otworzyć swój klub. Coraz bardziej się we mnie rozpala chęć trenowania innych. Mam podejście do dzieci, lubią mnie. Mam wiedzę, doświadczenie i wiem jak to przekazać. Na pewno byłbym dobrym trenerem. Trenuję od dziecka, więc wiem, jak wygląda każdy etap. Chciałbym być takim trenerem, który nie tylko trenuje, ale też uczy pewnych wartości. Chcę zarażać pasją, energią, rozpalać to w dzieciakach, żeby przede wszystkim chcieli. Nawet jak nie będą zawodnikami, to żeby mieli z tego sto procent zabawy i przygody, bo sport to przede wszystkim przygoda.

Joanna Meryk