Kolejna kobieta nękana przez ZUS
2019-12-06 11:00:00(ost. akt: 2019-12-06 11:05:18)
Coraz głośniej w całej Polsce o konfliktach kobiet z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych. Przedstawiamy wam sytuację, o której opowiedziała nam Klaudia, kolejna osoba, która czuje się nękana przez ZUS.
Klaudia od urodzenia cierpi na rzadką chorobę krwi. Trombastenia Glanzmanna jest wrodzoną anomalią płytek krwi, chorzy cierpią z powodu krwawień m.in. z dziąseł, nosa, przewodu pokarmowego. Wszelkie urazy i przebyte zabiegi związane są z ciężkimi do zahamowania, dług otrwającymi krwawieniami. Ponadto opisana przypadłość groźna jest szczególnie dla kobiet, gdy niemal każda miesiączka kończy się pobytem w szpitalu. – Choroba polega na tym, że nie krzepnie mi krew. Mam częste transfuzje, które ratują mi życie. Mniej więcej co dwa tygodnie ląduję w szpitalu, gdzie otrzymuję KKP – koncentrat krwinek płytkowych, bądź KKCZ – koncentrat krwinek czerwonych. Stale muszę przyjmować też liczne leki – mówi kobieta. Klaudia posiada orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu umiarkowanym, jedyną pomoc, jaką otrzymuje od państwa stanowi zasiłek pielęgnacyjny w wysokości 200 złotych miesięcznie.
Klaudia podejmowała w przeszłości prace na różnych stanowiskach, ale za każdym razem, gdy niespodziewanie lądowała w szpitalu, pracodawca rezygnował ze współpracy z nią. – Nikt nie chce pracownika, który nagle nie będzie mógł pojawić się w pracy, bo jest w szpitalu. Po tym, jak moje starania o staż w szpitalu dziecięcym zakończyły się niepowodzeniem, zwróciłam się o pomoc do taty. Od lat ma własną firmę, nie mieszkamy razem, prowadzimy oddzielne gospodarstwa domowe. Zdecydował się mnie zatrudnić i po dopełnieniu wszelkich formalności podpisaliśmy umowę. Początkowo zajmowałam się gruntownym sprzątaniem samochodów, odkurzaniem, praniem tapicerki, plakowaniem, myciem zewnętrznym, woskowaniem samochodów. Jak każdy normalny pracownik miałam swoje obowiązki w stosunku do firmy i jej klientów. Przywoziłam części potrzebne do naprawy aut, jeździłam lawetą.
Kilka miesięcy od momentu zatrudnienia Klaudii, jej ojciec – właściciel firmy, podpisał umowę z gdańską spółką pośredniczącą przy produkcji luksusowych jachtów. Kobieta do dziś wykonuje na jej rzecz usługi. Zaczynała od sprzątania, naprawiania mebli woskiem twardym, zaciągania elementów drewnianych i innych prac. Po latach udało jej się awansować na inżyniera kontroli jakości wizualnej.
– Mój koszmar zaczął się kilka miesięcy od zatrudnienia, kiedy musiałam skorzystać z L4. ZUS wszczął wówczas postępowanie wobec mnie i pracodawcy. Otrzymałam decyzję, że nie podlegam ubezpieczeniu społecznemu z tytułu zatrudnienia na umowę o pracę. Odwołałam się od tej decyzji do sądu w Elblągu, tam też toczyło się postępowanie wobec pracodawcy i mnie. Początkowo ZUS próbował udowodnić, że moja praca w firmie ojca jest fikcją – wspomina Klaudia. – Nie udało im się to, ponieważ mamy co najmniej 600 świadków na to, że pracowałam i do dnia dzisiejszego pracuję. ZUS stwierdził wtedy, że jestem zbyt chora, by pracować. Zaproponowali mi dożywotnią rentę w wysokości 800 zł, ale wiązałoby się to z całkowitą niezdolnością do pracy. Nie zgodziłam się na to, bo nie jestem kaleką i jestem w stanie sama zapracować na swoje utrzymanie pomimo tego, że miesięczny koszt leków, które nie są refundowane, to suma od 1000 do 1500 złotych.
– Mój koszmar zaczął się kilka miesięcy od zatrudnienia, kiedy musiałam skorzystać z L4. ZUS wszczął wówczas postępowanie wobec mnie i pracodawcy. Otrzymałam decyzję, że nie podlegam ubezpieczeniu społecznemu z tytułu zatrudnienia na umowę o pracę. Odwołałam się od tej decyzji do sądu w Elblągu, tam też toczyło się postępowanie wobec pracodawcy i mnie. Początkowo ZUS próbował udowodnić, że moja praca w firmie ojca jest fikcją – wspomina Klaudia. – Nie udało im się to, ponieważ mamy co najmniej 600 świadków na to, że pracowałam i do dnia dzisiejszego pracuję. ZUS stwierdził wtedy, że jestem zbyt chora, by pracować. Zaproponowali mi dożywotnią rentę w wysokości 800 zł, ale wiązałoby się to z całkowitą niezdolnością do pracy. Nie zgodziłam się na to, bo nie jestem kaleką i jestem w stanie sama zapracować na swoje utrzymanie pomimo tego, że miesięczny koszt leków, które nie są refundowane, to suma od 1000 do 1500 złotych.
Biegli sądowi orzekli na korzyść Klaudii, potwierdzili, że jest zdolna do pracy. Po trzech latach od rozpoczęcia postępowania, elbląski sąd orzekł, że kobieta podlega ubezpieczeniu z tytułu zatrudnienia na umowę o pracę. To nie był jednak koniec batalii, ZUS odwołał się od decyzji i dopiero 29 stycznia 2019 roku odbyła się rozprawa w Sądzie Najwyższym w Gdańsku, który podtrzymał decyzję sądu z 2018 roku. – Myślałam, że po czterech latach jeżdżenia na rozprawy, przesłuchiwania i nękania w końcu zacznę żyć normalnie. Na 4 lata zostałam pozbawiona środków do życia. Mieszkałam w baraku, bo nie było mnie stać na wynajem stancji. Zastanawiałam się, czy wykupić leki, czy jedzenie. Nie jestem osobą, która prosi o pomoc innych. Przez te 4 lata nie otrzymałam nawet złotówki z zasiłku chorobowego, który prawnie mi się należy tak jak osobom zdrowym, niecierpiącym na wrodzoną chorobę. ZUS na początku kwietnia 2019 roku wypłacił mi tylko 50% zaległego zasiłku.
Kiedy Klaudia cieszyła się wreszcie spokojem po wygranej z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych, problemy rozpoczęły się na nowo. – W maju 2019 okazało się, że jestem w ciąży.
W momencie, kiedy poszłam na zwolnienie z powodu ciąży wysokiego ryzyka, otrzymałam decyzję z ZUS, że będą wypłacać mi tylko 50% pensji, jaką zarabiałam, ponieważ ponownie wszczęto postępowanie wobec pracodawcy. 3 października 2019 roku otrzymałam decyzję ZUS, w której powołuje się na niesprawiedliwość społeczną i obniża mi pensję do najniższej krajowej obowiązującej w danym roku. Po raz kolejny zostałam pozbawiona wszelkich środków do życia. Nie mogę podjąć pracy, ponieważ moja ciąża stanowi zagrożenie dla dziecka, jak i dla mnie. W związku z moją chorobą lekarze nie mają pewności, czy przeżyję poród zaplanowany na 16 grudnia, mimo zapewnionej mi opieki specjalistów.
W momencie, kiedy poszłam na zwolnienie z powodu ciąży wysokiego ryzyka, otrzymałam decyzję z ZUS, że będą wypłacać mi tylko 50% pensji, jaką zarabiałam, ponieważ ponownie wszczęto postępowanie wobec pracodawcy. 3 października 2019 roku otrzymałam decyzję ZUS, w której powołuje się na niesprawiedliwość społeczną i obniża mi pensję do najniższej krajowej obowiązującej w danym roku. Po raz kolejny zostałam pozbawiona wszelkich środków do życia. Nie mogę podjąć pracy, ponieważ moja ciąża stanowi zagrożenie dla dziecka, jak i dla mnie. W związku z moją chorobą lekarze nie mają pewności, czy przeżyję poród zaplanowany na 16 grudnia, mimo zapewnionej mi opieki specjalistów.
Kobietę zastanawiają wątpliwości, które ZUS wysnuwa względem jej i jej ojca. – Pensja, którą zarabiałam była mi płacona od 2015 roku na konto, a pracodawca nigdy nie spóźniał się z wypłatą. Od 2015 roku były odprowadzane składki, które również płacone były na czas. W 2017 roku pomimo toczących się wobec mnie postępowań sądowych dostałam podwyżkę za swoją pracę, ponieważ awansowałam w firmie, z którą mój pracodawca podpisał umowę. Wszystko było zgodne z prawem.
Swoją decyzję ZUS argumentuje tym, że otrzymałam podwyżkę w celu wzbogacenia się w momencie, kiedy zajdę w ciążę. Zaznaczam, że od 1 lipca 2017 roku do 31 maja 2019 roku pracowałam i były odprowadzane za moją pracę składki. Dopiero w momencie, kiedy okazało się, że jestem w ciąży, zostało wszczęte postępowanie.
Swoją decyzję ZUS argumentuje tym, że otrzymałam podwyżkę w celu wzbogacenia się w momencie, kiedy zajdę w ciążę. Zaznaczam, że od 1 lipca 2017 roku do 31 maja 2019 roku pracowałam i były odprowadzane za moją pracę składki. Dopiero w momencie, kiedy okazało się, że jestem w ciąży, zostało wszczęte postępowanie.
Klaudia zastanawia się, dlaczego ZUS skoro miał wątpliwości, nie wszczął postępowania wcześniej, ale dopiero w momencie, gdy zaszła w ciążę. – Moje dziecko jest cudem, ponieważ przez moją chorobę nie dawano mi szans na to, że kiedykolwiek będę biologiczną matką. Udało się, ale wciąż nie wiem, czy będę miała szansę wychować swojego syna. Uważam, że ZUS powinien ponieść odpowiedzialność przed sądem za znęcanie się psychiczne i za dyskryminację osób niepełnosprawnych. Nie jestem kaleką ani przestępcą, ale tak jestem przez nich traktowana od kilku lat. W momencie, który powinien być jednym z najpiękniejszym w moim życiu, po raz kolejny zaczynam walkę z ZUS, by otrzymać zasiłek macierzyński taki, jaki mi się należy. Być może nie doczekam rozprawy, a wtedy zostanie zakopana głęboko w papierach i nikt nie będzie o niej pamiętał. Mam jednak nadzieję, że jeszcze mam trochę szczęścia w życiu i uda mi się pociągnąć ZUS do odpowiedzialności za 4 lata znęcania się nade mną. Liczę na to, że znajdą się osoby, które są w stanie mi pomóc, że w końcu ktoś w tym kraju otworzy oczy i przyjrzy się mojej sytuacji, a osoby odpowiedzialne za wydanie krzywdzących decyzji nie zostaną bezkarne.
Jakie jest oficjalne stanowisko ZUS w tej sprawie? – Zgodnie z obowiązującymi przepisami do obowiązków Zakładu Ubezpieczeń Społecznych należy między innymi kontrola wykonywania przez płatników składek obowiązkowych w zakresie ubezpieczeń społecznych. W związku z tym ZUS podczas kontroli może weryfikować, czy osoba zgłoszona do ubezpieczeń społecznych posiadała tytuł do tych ubezpieczeń, a więc np. czy faktycznie wykonywała działalność gospodarczą lub świadczyła pracę na rzecz danego pracodawcy. Zakład Ubezpieczeń Społecznych rocznie wypłaca ponad 200 mld zł różnego rodzaju świadczeń, w tym w granicach 11 mld zł świadczeń z tytułu choroby. Są to pieniądze wszystkich naszych klientów, uczestników powszechnego systemu ubezpieczeń społecznych. My odpowiadamy by środki te były wydawane racjonalnie i nie dochodziło do nadużyć. Naszym ustawowym obowiązkiem jest zarówno kontrola i weryfikacja tytułu do ubezpieczenia jak i prawa do świadczeń. Poruszamy się ściśle w ramach obowiązujących nas norm prawnych – informuje Anna Ilukiewicz, regionalny rzecznik prasowy ZUS województwa warmińsko-mazurskiego. – W związku z krótkim okresem ubezpieczenia i ubieganiem się z tego tytułu o wypłatę świadczeń podjęliśmy postępowanie kontrolne. Przedmiotem postępowania kontrolnego było ustalenie zasadności podlegania ubezpieczeniom społecznym pani Klaudii z tytułu zgłoszenia w przedsiębiorstwie ojca. Wyrokiem sądu, ustalono, że pani Klaudia podlega ubezpieczeniom społecznym. W wyniku analizy dowodów zebranych w czasie postępowania sądowego podjęliśmy decyzję o wszczęciu postępowania wyjaśniającego w zakresie wysokości ustalonego wynagrodzenia za pracę. Wysokość ustalonego wynagrodzenia za pracę na stanowisku „pracownik fizyczny, specjalista ds. biurowych, zaopatrzenia i zbytu , kelner”, w trakcie trwania zatrudnienia została ustalona na poziomie pięciokrotności minimalnego wynagrodzenia. Po przeprowadzonym postępowaniu wyjaśniającym, w oparciu o zgromadzony materiał wydaliśmy decyzję w zakresie zmniejszenia podstawy wymiaru składek. Od tej decyzji pani Klaudia złożyła odwołanie do sądu. Obecnie toczy się postępowanie w sądzie. W naszej ocenie wysokość wynagrodzenia jest nieadekwatna w stosunku do wynagrodzeń innych pracowników zatrudnionych w tej firmie. Zakład Ubezpieczeń Społecznych dokonuje na bieżąco wypłaty świadczeń z ubezpieczenia chorobowego dla pani Klaudii. Jednocześnie informujemy, że pani Klaudia wielokrotnie ubiegała się i korzysta nadal ze świadczeń z ubezpieczenia chorobowego. Nigdy nie złożyła wniosku o świadczenie rehabilitacyjne oraz o ustalenie uprawnień do świadczenia rentowego.
Klaudia podaje w wątpliwość słowa Anny Ilukiewicz. – Przez 4 lata, od 2015 do 2019 nie otrzymałam ani złotówki z zasiłku chorobowego. Dopiero po decyzji sadu otrzymałam jego 50% , nie można zatem mówić, że zasiłek jest mi wypłacany na bieżąco. Kolejna nieprawomocna decyzja z 3 października 2019 po 4 latach pracy pozbawia mnie zasiłku macierzyńskiego. Organ rentowy z góry założył zamiar ustalenia podstawy oskładkowania w kwocie niższej niż mam to zagwarantowane w umowie o pracę. Pragnę zauważyć, że kwestia zarobków była poruszana przez organ rentowy w sprawie, którą to de facto ZUS przegrał. Sąd przyznał mi wówczas rację, stwierdzając, że moje zarobki nie były wygórowane co do tego, jaką pracę wykonywałam i wykonuję.
Klaudię dziwi wspomnienie przez panią rzecznik kwestii świadczeń rehabilitacyjnych. – Nigdy nie ubiegałam się o świadczenia tego typu, ponieważ mi się nie należą. Nie da się rehabilitować krwi, nikt mi jej nie wymieni na zdrową. Gdyby była taka możliwość, zrobiłabym wszystko, by być w pełni zdrową osobą, ale tej choroby nie da się wyleczyć – podsumowuje.
O potyczkach kobiet z ZUS pisaliśmy dla was w listopadzie, artykuł możecie przeczytać tutaj.
Kamila Kornacka
Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
lol #2843014 | 83.5.*.* 2 sty 2020 10:10
Z pustego i Salomon nie naleje. Żeby rozdawać, trzeba najpierw komuś odebrać. Logiczne. Wytyczne z góry i pagórków rządzą. Tak jak cofnięto dopłatę do prywatnych żłobków. 500+ wpada, a opłata ponad 1000 zł wypada. Taka jest logika rządzących w polityce prorodzinnej.
odpowiedz na ten komentarz
Wolf #2831663 | 185.198.*.* 7 gru 2019 23:31
Pierdolony MAFIJNY ZUS. CZY KIEDYKOLWIEK KTOŚ ZNISZCZY TEN ZLODZIEJSKI URZĄD. JESTEM JAKO PIERWSZY KTORY NAWOLUJE DO NIEPLACENIA ZADNYCH SKLADEK NA ZUS. LUDZIE PORA SIĘ ZBUNTOWAĆ NIE PŁACIĆ NA ZŁODZIEJI
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz
Kopiernik #2831551 | 176.221.*.* 7 gru 2019 17:25
Przecież ZUS to mafia, ta instytucja powinna być rozjenaba!
Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz