Anglicy nie muszą nosić maseczek [ROZMOWA]

2020-05-10 13:00:00(ost. akt: 2020-05-12 08:25:29)
Londyn

Londyn

Autor zdjęcia: zdjęcie nadesłane

Wyjechał z rodzinnego Elbląga, żeby spełnić swoje marzenia. Wybór Rafała Szwarca padł na Londyn. To tam mieszka już od 8 lat i prowadzi własny salon fryzjerski. Jak sobie radzi w obecnej sytuacji i czy może liczyć na wsparcie brytyjskiego rządu?
— Mieszkasz w Londynie od 2012 roku. Jak wyglądały twoje początki w wielkiej stolicy?
— Przeprowadziłem się tutaj z nadzieją na otwarcie własnego salonu, bo to miasto daje mnóstwo możliwości. Na początku musieliśmy zabiegać o klientów, ale kilka miesięcy po otwarciu mieliśmy już komplet na wiele tygodni do przodu. Z każdym dniem rozwijaliśmy się coraz bardziej, nasze postępy zostały zahamowane w momencie ogłoszenia przez rząd brytyjski zamknięcia wszystkich lokali usługowych.

Jesteśmy nieczynni od 5 tygodni i nie wiemy, kiedy wrócimy na biznesowe tory. Jesteśmy samozatrudnieni, więc to właśnie w nas kryzys uderzył najbardziej. Mamy trochę oszczędności, ale nie wystarczą na długo. Chociażby ze względu na stale opłacany czynsz za lokal, opłaty związane z normalnym życie oraz moją inwestycję budowlaną w Polsce. Muszę wstrzymać się z wyposażeniem mojego mieszkania, które kupiłem w Elblągu. Dodatkowo deweloper poinformował mnie o opóźnieniu odbioru budowy.

— Jak wygląda wsparcie brytyjskiego rządu dla przedsiębiorców?
— Niebawem mają wejść w życie dodatki finansowe w postaci comiesięcznej wypłaty w wysokości 80 proc. naszych dotychczasowych przychodów. To wystarczy oczywiście na pokrycie większości wydatków, ale pieniądze mają być wypłacane od czerwca, więc nie wiemy, jak nasz dzierżawca zareaguje na takie opóźnienie. Wszelkie procesy zasiłkowe w UK są dosyć proste i zrozumiałe, dostępne w języku polskim. Wszystko można załatwić przez internet, więc wszelkie formalności nie powinny być problemem. Opieka państwa jest w miarę solidna, chociaż obecnie trudno jest przewidzieć cokolwiek, a zwłaszcza terminy, ponieważ kilka milionów wniosków czeka na rozpatrzenie.

Rafał

— Czy codzienne życie w Anglii bardzo się zmieniło?
— Bardzo — zamknięte szkoły, duże centra handlowe, a przede wszystkim tak lubiane i spotykane na każdym rogu tradycyjne puby. Anglicy lubią bawić się na zewnątrz, a teraz zmuszeni są do ograniczeń. Nam raczej łatwiej jest z tym żyć, bo nasza polska kultura rozrywkowa wygląda trochę inaczej. Tutaj jest różnorodność, której teraz Anglikom brakuje — na rogu, obok polskiego sklepu, otwarta była jamajska restauracja, hinduski sklep z kosmetykami, a jeszcze dalej nepalski sklep z różnościami. Teraz każdy musi zadowolić się supermarketem Tesco lub pobliskim Lidlem.

Londyn centralny bardziej przyjął sobie do serca zakazy rządowe i tam wszędzie są pustki. Nigdy wcześniej nie widziałem, aby okolice Big Bena były opustoszałe, nawet w nocy. Im dalej od centrum tym rozluźnienie większe, mniej policji, a więcej ludzi w parku. My na szczęście mamy duży, przydomowy ogród, co pozwala nam odpocząć na zewnątrz, czy zrobić grilla z pozostałymi domownikami. Wyjścia do parku są w sumie legalne, ale tylko w ramach ćwiczeń sportowych. Młodzi często omijają jednak zakazy i spotykają się w parkach nie tylko, żeby pograć w piłkę, ale też napić się razem piwa.

— Wy też, tak jak w Polsce, musicie nosić maseczki ochronne? Anglicy boją się wirusa?
— Nie ma nakazu noszenia maseczek, ale wiele osób je nosi bez względu na dwojakie opinie na temat ich zakładania. Wielu ludzi sądzi, że 80 proc. społeczeństwa i tak jest już zarażone, a tylko przez brak testów i brak objawów nie można zobaczyć prawdziwej skali zarażeń. U mnie w domu w ostatnim miesiącu każdy był już chory na coś, a to w poprzednich latach raczej się nie zdarzało.

— A ty jaki masz stosunek do panujących w Londynie zasad?
— Myślę, że biznes, przynajmniej ten usługowy, powinien jak najszybciej zostać uruchomiony, ponieważ dłuższe utrzymywanie ludzi w niepewności spowoduje strach i zamykanie wielu punktów, nie tylko fryzjerskich. Poza tym specyfika Londynu przez swoją totalną różnorodność kulturową może spowodować niepokoje społeczne, zwłaszcza nacji niezbyt przystosowanych do życia w dużych miastach. Co prawda przestępczość w mieście w związku z sytuacją epidemiologiczną zmalała, ale policja przewiduje duży wzrost postępowań kryminalnych zaraz po ustąpieniu zakazów ze względu na prawdopodobny wzrost bezrobocia w Londynie i okolicach. Wiele firm już zdecydowało się na likwidację miejsc pracy, nie czekając na decyzje rządu. Na szczęście dostajemy informacje, że fryzjerzy mają być pierwsi w kolejności, jeśli chodzi o odmrożenie zakazów.

Sytuacja jest trudna, ale rozumiemy, że cały świat jest sparaliżowany, więc martwimy się bardziej zdrowiem niż biznesem. Przede wszystkim stan psychiczny ludzi odgrywa tu dużą rolę. Długi okres izolacji, brak ruchu, podróży, czy nawet możliwości odwiedzenia swojej ojczyzny może być naprawdę dołujący i wywołać wiele trwałych, negatywnych skutków. Jestem jednak dobrej myśli. Rząd codziennie informuje o postępach w sprawie szczepionek czy testów, więc widać światło na horyzoncie zdarzeń.

Rozmawiała Kamila Kornacka


Czytaj e-wydanie
Dziennik Elbląski zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl