Stereotyp włoskiej matki to nonsens [ROZMOWA]

2020-05-26 20:00:00(ost. akt: 2020-05-26 14:45:03)
Felicia przyznaje, że życie matki wiąże się z wieloma wyzwaniami. Jednym z nich była decyzja jej syna, który postanowił zamieszkać na stałe w Polsce.

Felicia przyznaje, że życie matki wiąże się z wieloma wyzwaniami. Jednym z nich była decyzja jej syna, który postanowił zamieszkać na stałe w Polsce.

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Włoskie mamy na całym świecie znane są ze swojego oddania. Dzieciom przychyliłyby nieba, bo w końcu to wokół nich kręci się cały świat. O roli matki we włoskiej rodzinie opowiada Felicia, dla której syna to Polska stała się drugim domem.
— Trudno było ci pogodzić się z tym, że jeden z twoich trzech synów postanowił opuścić rodzinny kraj i żyć poza jego granicami?
— Początkowo myślałam, że to chwilowa fanaberia, że za jakiś czas wróci. Kiedy jednak długo nie wracał, było mi bardzo trudno… Po jakimś czasie zrozumiałam jednak, że to jego życie i to on ma czerpać z niego doświadczenia i jedyne, co mi pozostało, to zaakceptować jego decyzję. Wiedziałam, że w swoim rodzinnym miasteczku nie byłby do końca szczęśliwy, chyba tutaj po prostu nie pasował. Nie mogłam go zatrzymać na siłę, to byłoby niesprawiedliwe.

— Co twoim zdaniem jest najpiękniejsze w byciu matką?
— W moim przypadku to chyba różnorodność doświadczeń. Mam czwórkę dzieci i każde z nich było inne, z każdym moja relacja wyglądała i wygląda nieco inaczej. Na przykład mój najstarszy syn, Michele, od początku swojego życia był bardzo spokojny i nie sprawiał żadnych problemów. Młodszy o trzy lata Antonio płakał bez przerwy przez pierwsze sześć miesięcy swojego życia. Później stale byliśmy wzywani z jego powodu do szkoły, a do dziś została mu niecierpliwość i upór. Następny w kolejności, Peppe, zawsze miał najlepsze oceny… ale dziś, rok przed czterdziestką, nie ma pracy i mieszka z nami, co nie napawa mnie jako rodzica dumą. Po ośmiu latach od urodzenia trzeciego syna, kiedy już naprawdę traciłam nadzieję na zostanie mamą córeczki, pojawiła się ona – Helena. Okazała się jednak największym łobuzem z całej mojej czwórki. Moje dzieci to cztery całkowicie różne od siebie charaktery. Wychowywanie ich i towarzyszenie im w życiu od dnia narodzin, to naprawdę piękna przygoda. Oczywiście na drodze pojawiało się wiele wyzwań, ale zawsze jako rodzina trzymaliśmy się razem i wszystkie udawało się jakoś pokonać.

— Jakie role pełnią rodzice we włoskiej rodzinie? Czy zmieniła się ona jakoś na przestrzeni lat?
— Mogę przyznać, że jestem jedną z ostatnich tradycyjnych włoskich matek. Miałam czwórkę dzieci, a, co za tym idzie, mnóstwo obowiązków domowych. Radziłam sobie bez problemu, bo zostałam wychowana tak, by sobie poradzić. Odkąd pamiętam, to ojciec był tym, który szedł do pracy i zarabiał na utrzymanie rodziny. Jako matka musiałam nakarmić, ubrać, sprzątnąć – byłam głównie gospodynią domową, a praca, do której wróciłam, dopiero gdy najmłodsze dziecko poszło do szkoły, stanowiła jedynie dodatek do tych podstawowych obowiązków. Ten stereotyp już się zaciera. Po pierwsze coraz mniej jest rodzin wielodzietnych, a jedna pracująca osoba i tak nie da rady utrzymać swoich bliskich. Kobiety stały się bardziej niezależne, stawiają większy nacisk na swoją karierę zawodową. Czasy się zmieniają, ale to samo powtarzała mi moja matka, kiedy to ja byłam młoda. Dochodzę do wniosku, że tak jak wszystko, relacja rodziców z dziećmi też się zmienia. Oczywiście jednak dla mnie najważniejszą osobą w życiu nadal jest moja mama. Ma już 92 lata i nie jest w stanie sama sobie radzić, a odkąd nie ma przy niej taty, to my się nią zajmujemy. Każdą noc spędza z nią kolejno jedno z dzieci. Tak zostaliśmy wychowani, jesteśmy rodziną, a rodzina sobie pomaga. Mama była w stanie oddać nam wszystko, co miała, a teraz nadszedł czas, kiedy możemy jej się za tę opiekę odwdzięczyć.

— Archetyp włoskiej matki jest znany na całym świecie. Zdajesz sobie z tego sprawę?
— To nonsens. Oczywiście włoskie dzieci znane są z bycia mammoni (włoski odpowiednik słowa maminsynek – przyp. red.), dlatego, że matki uwielbiają je rozpieszczać niezależnie od tego, czy mają trzy, czy trzydzieści lat. Uważam jednak, że większość matek świata ma trochę hopla na punkcie swoich dzieci, te pochodzące z Włoch, nie odbiegają więc tak naprawdę od tych z Polski, czy innych krajów. Macierzyństwo uczy kobiety zupełnie nowej formy miłości, a ta potrafi odmienić całe ich dotychczasowe życie.

— Czyli nie ma więzi silniejszej od tej między matką a dzieckiem?
— Oczywiście, że nie. Przecież to niesamowite, najpiękniejsze na świecie uczucie – przyczynić się do powstania nowego życia, nowego człowieka, który powstał z twojej krwi. Myślę, że nigdy w naturze nie będzie silniejszej relacji niż ta między matką a dzieckiem. Tego nie da się opisać słowami, ale wydaje mi się, że każda mama ma podobne odczucia. We Włoszech mówimy „i figli sono pezzi di cuore” (dzieci są cząstkami serca – przyp. red.) i ja właśnie tak postrzegam swoje.

Kamila Kornacka


Czytaj e-wydanie
Dziennik Elbląski zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl