Spędzam czas z dziećmi, bo chcę, a nie muszę [ROZMOWA]

2020-10-04 16:00:00(ost. akt: 2020-10-04 09:00:53)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Choć początki macierzyństwa nie były łatwe, to zdecydowała się właśnie dzieciom poświęcić pracę zawodową. O byciu rodzicem, trudach, i szczęściu, jakie ta rola niesie ze sobą opowiedziała Anna Nowak-Ludziejewska, pedagog w szkole Montessori.
— Czym dla Ciebie było na początku i jest obecnie macierzyństwo?
— Na początku było nam bardzo ciężko. Wspominam to jako trudny okres, choć bardzo piękny. Uwielbiam oglądać zdjęcia mojego starszego syna z pierwszych tygodni jego życia. Zawsze się wtedy wzruszam. Jednak przypominam sobie także to, jak było mi wtedy źle. Myślę, że przechodziłam małą depresję poporodową. Na szczęście wsparcie męża oraz moich rodziców spowodowało, że nie trwało to zbyt długo. Przy drugim dziecku nie miałam już takich doświadczeń, choć również nie było łatwo, bo do najbliższych dziadków mieliśmy ponad 100 kilometrów. Teraz chłopcy mają 6 i 9 lat. To jest cudowny wiek! Można się z nimi dogadać, pożartować. Robimy wiele rzeczy razem bo chcemy, a nie musimy. Nie potrzebują naszej codziennej obecności tak jak wtedy, gdy byli malutcy. Doceniam bardzo ten czas, który mam teraz.

— Opowiedz o swoich synach.
— Moi synkowie są cudowni! Choć bardzo się różnią. Starszy to myśliciel i wrażliwiec. Wzrusza się łatwo, łatwo go też zranić. Uwielbia konstruować, eksperymentować. W wakacje przyszedł mu pomysł, żeby być kowalem w przyszłości. Poza tym lubi matematykę i sport. Gra w hokej, choć wydaje mi się, że sporty drużynowe nie są jego mocną stroną. Młodszy natomiast to wulkan energii, co w sercu, to na języku. Aktor i komik, potrafi szybko zjednać sobie ludzi. Choć adaptuje się długo do nowych sytuacji. Bardzo lubię spędzać z nimi czas, chodzić na wędrówki, zwiedzać nowe miejsca. Mają w sobie ten dziecięcy zachwyt, którego mi brakuje. Lubię ich obserwować. Czasem są tylko dla mnie za głośni.


— Zawsze chciałaś zajmować się dziećmi?
— O, nie! Wiedziałam zawsze, że chcę pracować z ludźmi. Dlatego wybrałam antropologię kulturową jako kierunek studiów. Tak się złożyło, że w międzyczasie byłam na wolontariacie w domu dziecka, a potem pracowałam jako pomoc nauczyciela w przedszkolu. Bardzo łatwo mi to przychodziło, to zrozumienie dzieci i nawiązywanie z nimi relacji. Czułam, że jestem w tym dobra. Zaszłam w drugą ciążę i wtedy też rozpoczęłam drugie studia: pedagogikę wczesnoszkolną z przedszkolną. Chciałam pracować w przedszkolu, ale, po raz kolejny, tak się złożyło, że pracuję z dziećmi szkolnymi.

— Jak Montessori znalazło się w Twoim życiu?
— W Elblągu pracowałam w przedszkolu, dzięki któremu poznałam założenia Rodzicielstwa Bliskości. Było to tożsame z moimi wartościami. Z czasem właścicielka placówki postanowiła, że otworzy szkołę Montessori. Do tego potrzebny był jej nauczyciel, który skończy kurs pedagogiki Montessori. Byłam jej kandydatką. Pojechałam do Warszawy i gdy usłyszałam główne założenia Marii Montessori, okazało się, że to wszystko jest mi tak bliskie, że byłam gotowa zanurzyć się w to cała. Dziś prowadzę własną firmę Mobilną Pracownię Montessori, współpracuję ze szkołą podstawową Montessori w Kowalach, prowadzę warsztaty i szkolenia związane z tą pedagogiką, a także z komunikacji opartej o NVC (Porozumienie Bez Przemocy). Są to filozofie, według których żyjemy całą rodziną.

— Czym charakteryzuje się ta nauka?
— Pedagogika Montessori kojarzona jest głównie z tym, że nauczyciel jest przewodnikiem dziecka. Dziecko ma tyle wolności, na ile jest gotowe. Ta gotowość jest połączona z samodzielnością oraz odpowiedzialnością. Na przykład: możesz wybrać sobie zadanie, od którego zaczniesz pracować, ale musisz wszystkie zaplanowane zadania wykonać. Podobnie wygląda życie codzienne – słuchamy siebie nawzajem, rozmawiamy o tym, co musi być zrobione. Montessori pokazuje, że dzieci mogą i powinny być samodzielne. Kolejnym ważnym elementem będzie tu rola doświadczania. Dzieci, aby się uczyć muszą mieć przygotowane odpowiednie otoczenie, które sprzyja w byciu samodzielnym. Metoda Montessori daje konkretne wskazówki do tego, jak urządzić np. pokój dziecka czy kuchnie. Zgodnie z tym założeniem dziecko powinno mieć przedmioty codziennego użytku w zasięgu swoich rąk i oczu. Chodzi tu nie tylko o zabawki, ale też o ubrania czy naczynia. Otoczenie dodatkowo powinno wspierać dziecko w nauce. Nie powinno go przestymulować, czyli żadnych grających zabawek czy ścian w ostrych barwach. Natomiast na półkach są materiały, z którymi dziecko pracuje. W klasie Montessori mówimy, że dzieci pracują, a nie się bawią. Dajemy w ten sposób wyraz szacunku temu, co robią dzieci. Mogłabym o Montessori opowiadać jeszcze długo, ale boję się, że to może to być już nudne.

— Jak wychowujesz swoje dzieci? Czym się kierujesz?
— Kieruję się głównie szacunkiem i miłością do drugiego człowieka. Tego też staram się uczyć moje dzieci. Dlatego tak ważne jest zdobywanie przez nie doświadczeń. Różnych, nie tylko tych przyjemnych. Ważna jest dla mnie ciekawość świata oraz krytyczne myślenie. Przez krytyczne myślenie rozumiem weryfikację informacji, a nie krytykanctwo. Chciałabym im również pokazać to, że każdy z nas przeżywa emocje i dobrze jest je nazwać, zanim się nimi zaopiekujemy i dojdziemy do tego, co je uruchomiło.

— Co dają nam dzieci, a co my możemy dać im?
— To pytanie kojarzy mi się bardzo z Korczakiem. On pięknie pokazał to, co mogą dać nam dzieci. Że w ogóle są ważne. Jeżeli miałabym natomiast wybrać jedną rzecz, którą dają mi dzieci, to byłby to śmiech. Dorośli nie potrafią się już tak śmiać oraz tak często, jak dzieci. Ostatnio nawet gdzieś usłyszałam, że dzieci potrafią się śmiać 400 razy dziennie, a dorośli 15! Będąc z dziećmi na pewno śmieję się częściej. Jeżeli chodzi o to, co dorośli dają dzieciom, a przynajmniej powinni, to wybrała bym dziś poczucie bezpieczeństwa. Także to zawarte w zasadach, np. siedź przy stole, gdy jesz, bo możesz się zadławić; albo: przeproś, gdy zrobisz coś złego drugiej osobie, aby zadbać o waszą relację. Łatwiej jest się poruszać po świecie, gdy zna się zasady.

— Wygląda na to, że dzieci pochłaniają większość Twojego czasu. Czy znajdujesz jeszcze czas dla siebie?
— Och, nie powiedziałabym, że pochłaniają. Praca z dziećmi jest moim zawodem i kierunkiem kariery, jaki wybrałam. Pracuję również z dorosłymi jako trener NVC czy prowadząc szkolenia z pedagogiki Montessori. Poza tym, gdyby nie moje dzieci, to nie rozwijałabym się zawodowo. To bycie mamą sprawiło, że chciałam szkolić się i więcej wiedzieć o pedagogice Montessori. Założyłam własną firmę Mobilną Pracownie Montessori oraz zdobyłam uprawnienia trenerskie Porozumienia Bez Przemocy (NVC). Znalazłam na to czas dzięki wsparciu męża. Mam też czas na bycie z rodziną. Pomaga to, że z moim mężem wyznajemy takie same wartości oraz to, że każde z nas jest tak samo odpowiedzialne za chłopaków.

— Dziś większość ludzi pędzi, dni uciekają, a mówi się, że najważniejsze są tylko chwile — łapiecie te chwile, czy też nie macie zbyt wiele czasu dla siebie?
— Łapiemy! Staramy się żyć tu i teraz. Nie zawsze jest to możliwe. Jest czas na pracę i czas na odpoczynek. Wsłuchujemy się w swoje potrzeby: jeżeli mamy ochotę poleżeć na kanapie, to leżymy. Jeżeli mamy ochotę pochodzić po plaży czy po lesie, to jedziemy. Gdy tęsknimy za towarzystwem innych ludzi, to aranżujemy spotkanie. Chłopcy są teraz w takim wieku, kiedy są bardzo samodzielni i wciąż chcą spędzać z nami czas. Korzystamy więc z tego.

— Wymień trzy najważniejsze cechy, które powinien posiadać dobry rodzic.
— Dobry rodzic powinien być po prostu dobrym człowiekiem. Wspomniałam już wcześniej, że kieruję się miłością i szacunkiem do drugiego człowieka. Dodałabym do tego ciekawość świata, którą zaraża powierzonych mu na pewien czas młodych ludzi.

Karolina Król


Czytaj e-wydanie
Dziennik Elbląski zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl