Wolontariusz — przyjaciel na całe życie

2020-10-03 16:00:00(ost. akt: 2020-10-03 15:59:25)

Autor zdjęcia: Ryszard Biel

Pan Roman od zawsze radził sobie sam. Los tak poukładał jego życie, że nie dane było mu założyć rodziny. Ten pogodny, starszy człowiek nigdy jednak nie narzekał i dzielnie stawiał życiu czoła. Aż 5 lat temu okazało się, że dźwiganie butelek z wodą do mieszkania jest nie do przeskoczenia. Pan Roman postanowił poprosić o pomoc.
— 5 lat temu zgłosiłem się do wolontariatu — opowiada. — Nie chciałem jednak jakiejś ogromnej pomocy. Chciałem tylko, żeby ktoś raz w miesiącu przyniósł mi wodę, bo z tym już sobie nie radziłem.

Pan Roman, jak sam twierdzi, od 20 lat potrzebuje pomocy w normalnym funkcjonowaniu. — Teraz z każdym rokiem przybywa mi chorób, człowiek się starzeje. 22 lata temu miałem przeszczep nerki, a 7 lat temu byłem dializowany. Rozwinęła mi się także choroba wieńcowa, a w zeszłym roku straciłam pęcherz — wylicza senior.

Pan Wojtek do Regionalnego Centrum Wolontariatu zgłosił się, ponieważ jego pracodawca dawał możliwość spędzeni kilku godzin z czasu pracy na pracy właśnie jako wolontariusz. — Romek nie był moim pierwszym podopiecznym. Trafiłem do niego nieco później — opowiada wolontariusz. — Roman potrzebował właśnie wody. Wnoszenie ciężkich butelek stało się bowiem dla niego niemożliwe. Zawsze, jak przychodziłem, usiadłem na chwilkę i mieliśmy czas, żeby porozmawiać.

— Wojtek od razu zaczął ostro — wspomina pan Roman. — Przynosił mi tę wodę, ale to wyraźnie było dla niego za mało. Miałem na przykład dużo badań w Szpitalu Wojewódzkim. Woził mnie na każde badanie. Urywał się z pracy, brał ze sobą komputer i na szpitalnym korytarzu pracował sobie zdalnie. Jak zauważa senior, to dla pana Wojtka było jeszcze za mało. — Wojtek zaczął mi robić niespodzianki. Na przykład siedzimy sobie razem przy herbatce, na segmencie leży miarka, Wojtek wziął miarkę, poszedł do kuchni, chwilę się tam zakręcił i po paru dniach przychodzi z nową lodówką. Mówił, że zrzucił się na nią z kolegami.

Pan Roman właściwie nigdy nie wie, czego po panu Wojtku można się spodziewać. — Ja myślę, że zwyczajnie sobie rozmawiamy, a on już ma coś w głowie — opowiada. — Było tak na przykład, że mówił, że idzie na pocztę, a wrócił z żarówkami ledowymi. Do całego mieszkania. Wcześniej za prąd płaciłem 120 zł, a teraz 50 zł. Już dwa lata mi te żarówki służą.

— Jak już te nasze spotkania przerodziły się w spotkania dwóch przyjaciół, a nie na stopie wolontariusz — podopieczny okazało się, że przez długie lata mieszkaliśmy obok siebie, tak naprawdę ścianę w ścianę nie wiedząc o swoim istnieniu — mówi pan Wojtek.

Pan Wojtek, ze względów służbowych musiał opuścić Elbląg. Jednak nie chciał tracić kontaktu z panem Romanem, więc, jak mówi senior, uparł się, że sprawi mu komputer. — Zapierałem się, jak mogłem, ale był tak nieustępliwy, że kupił, nauczył mi i muszę przyznać, że bardzo jestem z tego zadowolony. — Nauczyłem Romka obsługi maila, dzięki czemu mogłem wysyłać mu na przykład zdjęcia — dodaje wolontariusz.

Pan Wojtek nie zostawił jednak pana Romana samego. Przed wyjazdem znalazł mu godnego siebie zastępcę. — Polecił mi swojego kolegę. Ten kolega nie dość, że dalej wodę mi przynosi, to jeszcze co miesiąc sponsoruje mi pewien lek — wspomina senior. — Teraz, gdy Wojtek wrócił, jest u mnie codziennie. Urodził mu się synek, polubiłem go jak własnego wnuka, którego nie mam. Moje życie stało się o wiele lepsze.

Jaki jest pan Roman w oczach swojego przyjaciela? — Romek jest przede wszystkim bardzo zaradny, mimo trudnej sytuacji ze zdrowiem zawsze sobie ze wszystkim radzi. Jest bardzo skromny, życzliwy i również pomocny.
Niejednokrotnie również mi pomagał. Jak zimą byliśmy z Natankiem tu w parku, w pobliżu, to przychodził do nas z ciepłą herbatą. Czuję, że najważniejszy w tej relacji jest wspólnie spędzony czas, ta rozmowa. Ja też czerpię z tego satysfakcję, bo wiem, że ta druga osoba ucieszy się z mojej wizyty.

Jak się okazuję, wolontariusz, to nie tylko osoba, która pomaga w zakupach. Seniorzy nie tego tak naprawdę najbardziej potrzebują. — Bardzo często seniorzy, którzy wymagają pomocy, mają za sobą niełatwe przeżycia i historie — opowiada Laura Mickiewicz z Regionalnego Centrum Wolontariatu w Elblągu. — To są życiowe tragedie, toksyczne relacje z rodziną, są to osoby pozostawione same sobie i bardzo samotne. To właśnie samotność najbardziej im doskwiera.

Dlatego też nie dziwi fakt, że przyniesienie zakupów może być jedynie pretekstem do spędzenia czasu z drugą osobą. — Seniorzy najczęściej potrzebują zwykłego wsparcia od drugiej osoby, rozmowy, pobycia z kimś — dodaje Laura Mickiewicz.

— Są to osoby starsze, które nie zdążyły ułożyć sobie życia z kimś bliskim, nie mają dzieci. Zwykłe pobycie z młodą osobą i możliwość wcielenia się w takiego przysłowiowego dziadka czy babcię, to już jest ogromna przyjemność. Panie na przykład chętnie uczą tych wolontariuszy choćby szydełkowania. Rodzą się przyjaźnie. Miło jest posłuchać na przykład, że po kilku latach senior mówi, że wolontariusz zaprasza go na uroczystości rodzinne.

— W Elblągu jest wiele osób, które potrzebują pomocy — dodaje Gabriela Zimirowska z Regionalnego Centrum Wolontariatu. — Jest wiele osób samotnych, niepełnosprawnych, czy młodzieży, która potrzebuje pomocy w nauce. Właściwie nie ma takiego okresu, że nie mamy zgłoszeń o pomoc. W dobie pandemii zgłoszeń mieliśmy jeszcze więcej niż zazwyczaj. Codziennie mamy średnio dwie nowe osoby, które potrzebują pomocy. Zazwyczaj są to cudowni seniorzy, którzy po prostu potrzebują naszego wsparcia. Każdy, kto chciałby mieć przyszywaną babcię czy dziadka, z pewnością znajdzie u nas takiego kogoś.

Pan Wojtek zachęca wszystkich do pomocy osobom starszym. — Wolontariuszem warto zostać. To ważne doświadczenie w życiu. Sporo można się nauczyć także o sobie — kończy pan Wojtek.

Karolina Król


Czytaj e-wydanie
Dziennik Elbląski zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl