Jestem po zawale, nie mam za co żyć

2020-10-18 16:00:00(ost. akt: 2020-10-18 16:34:40)

Autor zdjęcia: www.pixabay.com

Niełatwe dzieciństwo, brak wsparcia ze strony najbliższych i trudna sytuacja życiowa sprawiły, że pan Sebastian zdecydował się wyjechać za granicę do pracy. Niestety, przez pandemię przepracował zaledwie kilka miesięcy. Wówczas stało się najgorsze — zawał serca. Dziś 36-latek nie jest w stanie połączyć końca z końcem.
Nasz bohater nie miał łatwego dzieciństwa. — Pochodzę z rodziny alkoholików — opowiada. — Muszę przyznać, że było ciężko. Mimo to, na szczęście mi się udało i wyszedłem na ludzi. Nigdy nie nadużywałem alkoholu, nie siedziałem w więzieniu. W wieku 18 lat wyprowadziłem się z domu. Niestety niedane mi było skończyć szkoły. Pan Sebastian wziął jednak życie w swoje ręce. — Wstąpiłem do świadków Jehowy — kontynuuje opowieść. — To właśnie oni pomogli mi zdobyć zawód mechanika samochodowego. Powoli również życie prywatne zaczęło się układać. Ożeniłem się i mam dzieci.

Los znów nie był jednak łaskawy. Małżeństwo pana Sebastiana nie przetrwało. — Niestety nie wyszło mi z żoną, teraz czekamy na sprawę rozwodową. Postanowiłem wyjechać do Niemiec, do pracy. To było około półtora roku temu. Pracowałem tam w restauracji na umowę o pracę. Przez pandemię jednak straciłem to zatrudnienie.

Stres spowodowany sytuacją, w której znalazł się pan Sebastian, miał tragiczne skutki. Ta sytuacja doprowadziła do tego, że 9 kwietnia 2020 roku nagle przyszedł zawał. Potrzebna była natychmiastowa operacja. — Niestety nie przepracowałem tam nawet roku, więc z tego względu nic mi się w Niemczech nie należało — opowiada załamany 36-latek. — W związku z przebytym zawałem przeszedłem w sumie dwie operacje. Pierwszą pokryło mi jeszcze ubezpieczenie, ale drugą musiałem opłacić sam. Z oszczędności, które zebrałem, musiałem zapłacić aż 6 tys. euro.

To nie jedyny problem zdrowotny naszego bohatera. — Mam cukrzycę i astmę oskrzelową, muszę w związku z tym brać lekarstwa — wylicza. — Postanowiłem wrocić do mojego rodzinnego miasta. Przez ten zawał niestety nie mogę przez rok podjąć żadnej pracy. Muszę przyznać, że i tak próbowałem. Chciałem pracować na przykład jako ochroniarz, tryb siedzący, ale lekarz medycyny pracy nie chciał mnie dopuścić. Muszę przez ten rok odpocząć.

I znów los nie oszczędzał pana Sebastiana. Pozostawiony bez najbliższych, bez środków do życia i bez możliwości zatrudnienia, znalazł się na ulicy. Po raz kolejny nie poddał się. Postanowił walczyć. — Udało mi się znaleźć mieszkanie. Znajoma, która pracuje w Niemczech, użyczyła mi swojego lokum. Dokładam się do rachunków z tego mieszkania. Mam pełnomocnictwo od notariusza. Śpię na materacu, używam jak najmniej światła. Staram się także, w miarę możliwości, odwdzięczyć tej pani. Załatwiłem jej na przykład nowy licznik prądu, bo stary pobierał za dużo.

Opłaty za mieszkanie i jedzenie są niczym w porównaniu z lekarstwami. Pan Sebastian codziennie musi brać leki, które są bardzo drogie. — Postanowiłem zwrócić się o pomoc do elbląskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Na początek dali mi dwa kartony zupki i przyszli na kontrolę. W końcu dostałem decyzję — przyznano mi niecałe 650 zł na miesiąc i obiad. Ja za same lekarstwa muszę płacić około 750 zł na miesiąc, więc ta kwota nie starcza mi nawet na lekarstwa — żali się pan Sebastian. — Znalazłem się teraz w takiej sytuacji, że dwa razy się zastanawiam, czy kupić sobie wodę czy chleb i zjeść go z masłem. Zwyczajnie nie mam za co przeżyć, a nie mogę podjąć pracy. Co teraz mam zrobić?

Obecnie sytuacja wygląda bardzo źle. — Nie mam już tu rodziny, ani znajomych, bo każdy założył sobie rodziny i nikt nie ma już czasu dla mnie — żali się pan Sebastian. I dodaje: — Zmarła mi babcia, która mieszkała tu w Elblągu, mam w Berlinie ciotkę, ale ona też nadużywa alkoholu, a ja uciekam od takich używek.
Pan Sebastian przyznaje, że sytuacja, w której się znalazł, spowodowała u niego depresję. — Siedzę w tym domu, oszczędzam prąd, nie wychodzę, jak nie muszę i po prostu jestem już załamany — dodaje. — Lekarz stwierdził, że mam silną depresję i stany lękowe. Przyznam, że bywają takie dni, że mam myśli samobójcze. Wie pani, ja powinienem się rehabilitować. Chciałem chodzić na basen, jedno wejście kosztowałoby mnie 6 zł. Niestety nie stać mnie nawet na to, bo muszę kupić jedzenie. Jak ja mam wrócić do zdrowia? Z dziećmi też mam tylko kontakt telefoniczny. Nie odwiedzam ich teraz, ponieważ mój stan zdrowia i panująca pandemia spowodowały, że muszę podchodzić z dużym dystansem do wszystkich.

Pan Sebastian uważa, że MOPS niesprawiedliwie przyznał mu taką kwotę. — Ja nie będę potrzebował pomocy do końca życia. Chodzi o zaledwie kilka miesięcy. Później na pewno znajdę sobie jakąś pracę. Najgorsze jest to, że nie biorę wszystkich tabletek tak, jak powinienem, bo zwyczajnie nie jestem w stanie wszystkiego wykupić na czas.

Z pytaniami dotyczącymi sytuacji pana Sebastiana zwróciliśmy się do MOPS'u. W odpowiedzi Mirosława Marjańska, zastępca dyrektora poinformowała nas, że pan Sebastian nie wyraził zgody na podanie informacji dotyczących jego osoby. — Pragnę jednak wyjaśnić — pisze pani Marjańska, — że jedną z form pomocy, o której pani pisze, jest zasiłek stały. Jest to kwota 645 zł.

Postanowiliśmy pomóc panu Sebastianowi choćby z posiłkami. Opisaliśmy sytuację znanej w całym Elblągu grupie „Oddam Obiad Elbląg”. — Oczywiście pomożemy — odpisali natychmiast. I tak też się stało. — Wróciliśmy właśnie od pana Sebastiana. Spokojnie na 2, 3 dni żywności mu wystarczy, a na kolejne zorganizujemy — poinformowali nas w kolejnej wiadomości. — Jedzenie rzeczywiście otrzymałem, jestem bardzo wdzięczny —poinformował nas pan Sebastian. — Sytuacja jednak zaczyna być coraz gorsza. Odłączyli mi prąd, więc teraz to nawet jedzenia nie mam gdzie trzymać. Nie wiem czy nie będę musiał się stąd wyprowadzić — kończy.

Karolina Król


Czytaj e-wydanie
Dziennik Elbląski zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl