Kiedyś szyłem wiele par butów

2020-11-07 18:00:00(ost. akt: 2020-11-05 10:05:26)

Autor zdjęcia: Ryszard Biel

Szewc jest jednym z tych zawodów, które powoli odchodzą w niepamięć. Przykładem tego jest pan Mirosław Dawidowski, który w latach 90-tych zatrudniał dwóch szewców w swoim zakładzie, a dziś pracy starcza mu ledwie dla samego siebie.
— Szewcem zostałem przez przypadek — zaczyna swoją opowieść pan Mirosław. — Żona była konstruktorem w „Buczku” (przyp. red. zakład obuwniczy M. Buczka w Elblągu), ja tam byłem zaopatrzeniowcem. Żeby nauczyć się tego zawodu wystarczy tylko chcieć, nic więcej. Szewc musi też umieć myśleć samodzielnie, bo jak tego nie ma, to nic nie będzie. Ja z zawodu na przykład jestem mechanikiem. Wylądowałem w tych zakładach obuwniczych i tak to się potoczyło. Nigdy wcześniej nie widziałem, jak się robi buty, więc mnie to ciekawiło. Chodziłem na produkcje i podglądałem, jak wygląda montaż. Tam były całe linie produkcyjne.

Były czasy, kiedy szycia butów uczono w szkołach. — Kiedyś w Elblągu była szkoła, która kształciła między innymi szewców — wspomina pan Mirosław. — Ta właśnie szkoła, która mieściła się przy ul. Blacharskiej, kształciła szewców teoretycznie, a praktykę uczniowie zdobywali w różnych zakładach.

Później życie naszego bohatera pokierowało go w stronę własnego zakładu. — Z tych zakładów obuwniczych przeszliśmy na swoją działalność — wspomina. — Własny zakład otworzyliśmy w 1984 roku. Znajdowaliśmy się w różnych miejscach w Elblągu. Od 2000 roku mieścimy się przy ul. Nowowiejskiej.

Pracy było tak dużo, że trzeba było zatrudnić pracowników. — Robiliśmy wiele butów na zamówienie — opowiada szewc. — Robiłem buty dla szefowej Bohemy z Bydgoszczy. Robiliśmy też takie czerwono-czarne buty do tanga argentyńskiego. Szyliśmy na przykład buty do filmu „Nienasyceni” dla Weroniki Pazury. Mieliśmy kolekcję butów do sukien ślubnych do Dubaju. Robiliśmy też buty dla naszego elbląskiego teatru na spektakle, na przykład „Amadeusz” czy „Romeo i Julia”.
Buty szyto na różne okazje. — Szyliśmy mnóstwo kozaków przed 1 listopada, mieliśmy dostęp do różnych skór, na przykład takich ze specjalnym włosiem. Czego dusza zapragnie. I jakość buta kiedyś była zupełnie inna. Przyszła do nas pani parę lat temu, że podszewka jej się wykruszyła, żeby coś z tym zrobić. Po 30 latach użytkowania buta wykruszył się środek. Nic więcej z nimi nie było.

Zdarzały się też nietypowe zlecenia. Jak wspomina pan Mirosław, jednym z nich było uszycie szpilek dla mężczyzny w rozmiarze 45. — Niestety nie zrobiłem ich, ponieważ żadna kopyciarnia nie podjęła się wykonania kopyta wysokości 11 cm w takim rozmiarze.

W trakcie naszej rozmowy do zakładu przychodzi klientka. Zdarte obcasy. — Te buty są tak wygodne, że czuje, jakbym chodziła boso — mówi. — Tylko ten obcas mi się zdarł. Dobrze, że jest szewc, bo inaczej musiałabym je chyba wyrzucić.

— Naprawiam u pana Mirosława wszystkie buty, a szczególnie jeździeckie sztyblety i oficerki — opowiada inna klientka.

Pan Mirosław wspomina, że w jego zakładzie robione były także buty ortopedyczne. — Był na przykład pan, który miał obcięte palce w stopie. Tak mu zrobili buty, że nie mógł tej stopy do buta włożyć. Przyszedł do nas i tak zaczęliśmy kombinować, że teraz może chodzić bez laski. Obecnie w Polsce jest tak, że buty ortopedyczne wykonuje jeden, może dwa zakłady, które mają kontrakty z NFZ i nie da się wejść między nich. A tu każda stopa musi mieć indywidualne kopyto. Jest w Elblągu dziewczyna, której po 13 roku życia jedna z nóg przestała rosnąć. Trzeba wtedy te buty robić różne, wyrównywać to. Jest pani spod Elbląga, która musi nosić 6 centymetrowe obcasy, bo takie uwielbia. Jedną nogę ma 5 cm krótszą, więc też jest problem. Każda taka osoba potrzebuje indywidualnego podejścia, czasem pokombinowania, żeby było dobrze i wygodnie.

Dziś nie ma już takiego zainteresowania nawet do nauki tego zawodu. — W tej chwili nie ma nawet chętnych — zauważa szewc. I kontynuuje: — Zaproponowałem jednej dziewczynie naukę konstrukcji buta, powiedziałem, że na początek zrobi sobie takie budy, jakie będzie chciała. Bardzo się ucieszyła. Niestety nie przyszła na umówioną wizytę.

Buty uszyte na zamówienie są o wiele bardziej solidne i posłużą nam przez długie lata. Koszt kozaków wynosi około 600 – 700 zł. Takie już raczej się nie rozsypią. — Ludzie kupują teraz buty za grosze. Miałem taki przypadek, że przyszła rodzina, niezbyt zamożna z butami, które za 30 zł kupili na rynku, że coś się z nimi stało, może flek przykleić. Ja je wziąłem do ręki, to ten but od spodu cały się rozlatywał. Musiałbym cały spód nowy przyklejać. Państwo zrezygnowali z naprawy, bo więcej by kosztowała niż kolejna para — mówi pan Mirosław.

Ile czasu zajmuje uszycie jednej pary butów? — Jak jest spokój i nie mam innych zajęć, to jedną parę butów jestem w stanie zrobić w jeden dzień. Chociaż w tej chwili już nie szyje butów. Tylko naprawiam. Sobie też czasem coś uszyłem. Na przykład granatowo-pomarańczowe lakierki, ale są za ciasne.

— Mam stałych klientów, nawet z Niemiec i Anglii. To mieszkańcy Elbląga, którzy na stałe wyjechali za granicę. Mam też na przykład klientkę z Gorzowa z Wielkopolskiego, która ma stopę 42 i ma problem z kupieniem sobie butów. Znamy się od wielu lat. Musze przyznać, że poznaliśmy się jedynie korespondencyjnie.
Z jakimi problemami przychodzą mieszkańcy? — Najczęściej przychodzą ze zwężeniem cholewek, czy wstawieniem zamków. Nowe fleki też są na porządku dziennym — wymienia pan Mirosław.

W latach 90-tych było największe zainteresowanie tym zawodem. Wiele osób korzystało z naszych usług. Po 2000 roku już widać było widoczny spadek, dużo mniej ludzi przychodziło. Teraz mam 6-7 napraw na tydzień. Myślę, że los tego zawodu jest przesądzony, to zawód na wymarciu.

Karolina Król


Czytaj e-wydanie
Dziennik Elbląski zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl