Kończyli remont. Pożar zniszczył wszystko

2020-11-29 18:00:00(ost. akt: 2020-11-26 15:21:47)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Marta i Paweł Rękawek postanowili założyć rodzinę. Długo szukali wymarzonego domu, aż w końcu udało się. Włożyli dużo wysiłku i pieniędzy w remont swojego „gniazdka”. Niestety, 14 listopada wybuchł pożar. Zniszczenia są ogromne, Marta i Paweł potrzebują pomocy.
— Pochodzę z Elbląga, a mąż mieszkał wcześniej koło Biskupca — zaczyna swoją opowieść pani Marta. — Poznaliśmy się na urodzinach wspólnej koleżanki, wymieniliśmy się numerami telefonów i tak to się zaczęło. Jedna wspólna wycieczka, później druga, dużo rozmawialiśmy, z czasem nasza relacja przerodziła się w miłość.

Marta i Paweł są młodymi ludźmi, którzy wspólnie postanowili iść przez życie. — Teraz mamy dwoje dzieci, 5-letnią córkę i 3-letniego syna — kontynuuje opowieść pani Marta. — Jesteśmy razem już siedem lat, od dwóch lat jako małżeństwo.

Gdy pani Marta zaszła w pierwszą ciążę, wspólnie z partnerem postanowili znaleźć dom. Początkowo szukali w okolicach Olsztyna i Mrągowa. — Mąż jest stamtąd i tam chciał mieszkać — mówi pani Marta. — Nie mogliśmy jednak tam niczego znaleźć. Wszystkie domy wymagały dużego wkładu finansowego, a na tamten moment nie było nas na to stać. Aż trafiliśmy na dom w Kurowie Braniewskim koło Młynar. Obejrzeliśmy go i zdecydowaliśmy się kupić.

— Domu szukaliśmy od września 2014 roku, kiedy zaszłam w ciążę i w marcu 2015 roku kupiliśmy właśnie ten w Kurowie Braniewskim. Dlaczego na wsi? Mąż pochodzi ze wsi i stąd pomysł na to, żeby zamieszkać właśnie na wsi. Tu jest cisza, spokój, świat tak nie pędzi.

Obecnie Marta i Paweł mają dwoje dzieci, którymi na co dzień zajmuje się pani Marta. Pan Paweł natomiast pracuje, jego praca wymaga częstych wyjazdów. Poza tym głowa rodziny służy także jako strażak ochotnik w Kurowie Braniewskim.

— Początki, muszę przyznać, były ciężkie, byliśmy zupełnie nowi i nikt nas nie znał, ale z czasem poznaliśmy sąsiadów i było coraz lepiej. Trzeba było zrobić remont. Dół domu wyremontowaliśmy od podstaw, tak generalnie. Na górze było pomieszczenie biurowe dla męża, ponieważ często pracuje też przy komputerze, ma firmowe spotkania online.

14 listopada, w sobotę, parę minut przed godziną 17 pani Marta z córką i mamą pojechała zrobić zakupy, chciała upiec ciasto. — W domu został tata z moim synem — wspomina. I dodaje: — po 15 minutach dostałam telefon od taty, że dom się pali. Nogi mi się ugięły, spanikowałam. Pierwsza myśl, to niedowierzanie — jak to możliwe, że mój dom może się palić? Od razu wsiadłam w samochód i wróciłam do domu. Co zobaczyłam na miejscu? Dużo straży pożarnej i mojego tatę z synem, którzy krzyczeli. To było najgorsze, co do tej pory w życiu przeżyłam. Codziennie dziękuję Bogu, że nic im się nie stało, że wszyscy jesteśmy jesteśmy cali i zdrowi.

Jak doszło do pożaru? — Podobno wszystko zaczęło się od instalacji elektrycznej na piętrze — mówi pani Marta. — Tata usłyszał dźwięk palonego drzewa, poszedł na górę zobaczyć, co się dzieje i już nie mógł tam wejść, tyle było dymu. Syn spał, tata wziął go szybko z łóżka i wyniósł w tym w czym spał. Miał na sobie koszulkę z krótkim rękawkiem. Tata opowiadał, że z nerwów nie pomyślał, żeby wziąć telefon. Na dworze zaczął krzyczeć, że się pali. Sąsiadka od razu zareagowała, przykryła Jasia kocem, opatuliła go. Nieopodal, w wiacie byli młodzi ludzie, którzy usłyszeli ten krzyk. To oni zawiadomili straż i zaczęli gasić nam pożar. Jestem im bardzo wdzięczna za tę pomoc.

Straty po pożarze są ogromne. Spaliło się całe piętro, trzeba wymienić też dach i okna. Straż, gasząc pożar, siłą rzeczy zalała też parter. — Znowu musimy zrobić remont, generalny — opowiada pani Marta. — W tej chwili czekamy na informacje z gminy, na pomoc od nich. Muszę przyznać, że sąsiedzi od razu otoczyli mnie opieką, dali mi naprawdę bardzo duże wsparcie. To oni, tak na dobrą sprawę, uratowali nam dom, mi nie pozwolili się załamać. Będę im wdzięczna do końca życia.

Rodzina została zmuszona do przeprowadzki. W tej chwili mieszkają w Elblągu u rodziców pani Marty. — Najbardziej jest mi szkoda dzieci — mówi załamana pani Marta. — One nie do końca rozumieją co się dzieje. Mają swoje ulubione zabawki, takie, do których są bardzo przywiązane. Część udało nam się odzyskać, ale nie wszystkie.

Na pomoc młodemu małżeństwu ruszyli także niezawodni sąsiedzi. Poprzez stronę zrzutka.pl zorganizowali zbiórkę na rzecz rodziny. „Kochani, zwracam się do Was z prośbą o pomoc finansową dla naszych sąsiadów. To wspaniali młodzi ludzie z dwójką malutkich dzieci. Jakiś czas temu przeprowadzili się do naszej wsi, ciężko i długo pracowali, by wyremontować swój dom. Nie zdążyli jeszcze skończyć, a 14 listopada pożar zabrał im cały dobytek. Każdy grosz ma ogromne znaczenie. Wspólnie pomóżmy Marcie i Pawłowi odbudować to, co stracili. Z góry dziękuje za okazane wsparcie.” — czytamy na stronie ze zbiórką.

Jaka przyszłość czeka rodzinę? — Jesteśmy dobrej myśli — kończy pani Marta. — Mąż mówi, że może uda nam się wrócić do naszego domu za jakieś pół roku. Musimy po prostu uzbierać pieniądze, żeby przeprowadzić remont.

Osoby chcące pomóc, mogą zajrzeć na stronę https://zrzutka.pl/m6f28y i wesprzeć finansowo poszkodowaną w pożarze rodzinę. Dla nich liczy się każdy grosz.

Karolina Król


Czytaj e-wydanie
Dziennik Elbląski zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl


Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Zawsze ubezpieczony #3014213 | 79.163.*.* 29 lis 2020 19:43

    Trzeba ludziom pomoc, ale mam nadzieję że byli ubezpieczeni także? Bo jeżeli nie byli to jest własną głupota.

    odpowiedz na ten komentarz