Na moich pogrzebach powinna grać muzyka [ROZMOWA]
2022-01-06 16:00:00(ost. akt: 2022-01-05 10:13:49)
Od zawsze pomaga innym, a przecież nikt nie potrzebuje wsparcia tak, jak osoby pogrążone w żałobie. Czy to dla nich Beata Winiewska-Kowal została mistrzynią ceremonii pogrzebowych? I jak wyobraża sobie swoje własne pożegnanie?
— W branży pogrzebowej działasz od niedawna, a Pasłęk to nieduże miasto. Z jakimi komentarzami się spotykasz?
— Dziś ludzie często mówią mi, że taka osoba jest bardzo potrzebna. Rodzina często nie ma głowy do tego, by poradzić sobie z organizacją pogrzebu i prowadzeniem modlitwy.
Inni zaskakują mnie czasami, bo myślą, że z tej pracy są kokosy, a wcale tak nie jest. Ta branża to ciężki kawałek chleba. Na tę chwilę zlecenia przyjmuję głównie dzięki poczcie pantoflowej, to musi być naprawdę łut szczęścia, by pogrzeb trafił do mnie. Ale zdarza się, że dana rodzina była u kogoś na pogrzebie z moim udziałem i poleca moje usługi innym.
Bardzo trudno nowej osobie znaleźć miejsce na tym rynku. Chciałam nawet ze swoimi usługami wyjść poza Pasłęk, ale usłyszałam: „Beata, nie licz, że to możliwe”.
To daje do myślenia, ale ja w każdym aspekcie życia stawiam sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Jak gram w lotki, nie satysfakcjonuje mnie dwójka czy czwórka, staram się strzelić w dziesiątkę. Podobnie jest z moim obecnym zajęciem.
W większych miastach każdy dobry zakład pogrzebowy dba o to, by współpracować z profesjonalnym mistrzem ceremonii pogrzebowych. To już standard.
W większych miastach każdy dobry zakład pogrzebowy dba o to, by współpracować z profesjonalnym mistrzem ceremonii pogrzebowych. To już standard.
Ale kim właściwie jest mistrz ceremonii pogrzebowych? Sama zadałam to pytanie moim mentorom Annie i Jackowi Borowikom, którzy są mistrzami ceremonii pogrzebowych o najdłuższym stażu zawodowym w centralnej w Polsce. To właśnie oni szkolą ludzi, którzy chcą zostać profesjonalnymi mistrzami w tej dziedzinie. Bo przecież nie może być tak, że pan Nowak budzi się rano, słyszy w telewizji, że jest dużo zgonów i pogrzebów i postanawia zostać mistrzem ceremonii.
A jednak i tak się zdarza. Ludzie idą w tę branżę w ciemno, próbują, ale nie uczestniczą w żadnych szkoleniach. Nie przygotowują się i nie mają zielonego pojęcia, jak powinna wyglądać profesjonalnie prowadzona ceremonia. Ja szkolę się cały czas, bo pogrzeby bywają różne, a każdy region jest trochę inny pod względem obrządków. Prostym przykładem jest to, że u nas na północy najczęściej to żywi żegnają zmarłego, ale już w stronach południowych, to zmarły żegna swoich bliskich, gdy mowę napisaną w jego imieniu, odczytuje najbliższy członek rodziny.
Zakres wiedzy na temat uroczystości pogrzebowych różnych rodzajów jest ogromny i nie ma dnia, żebym nie czytała czegoś, co pozwoli mi poszerzyć horyzonty.
— Całe życie pomagałam ludziom, urodziłam się 6 grudnia i czasem się śmieję, że może faktycznie jestem takim Świętym Mikołajem, który chodzi i rozdaje prezenty. Zawsze wolałam dawać niż brać. A można pomagać na wiele sposobów — jeszcze jako mała dziewczynka, razem z siostrą, chętnie śpiewałyśmy i recytowałyśmy poezję śpiewaną. Wiadomo, że muzyka łagodzi obyczaje i skutecznie koi ból, co potwierdzają moje późniejsze doświadczenia w prowadzeniu ceremonii.
Moją działalność prowadzę od października, ale już od czerwca jestem certyfikowanym mistrzem ceremonii pogrzebowych.
Moją działalność prowadzę od października, ale już od czerwca jestem certyfikowanym mistrzem ceremonii pogrzebowych.
W trudnych chwilach rodzinie i przyjaciołom pomagam jednak od dawna, a testem okazał się pogrzeb mojego ukochanego teścia, człowieka dobrego i poczciwego, który zawsze był dla mnie wzorem. Tata długo chorował, powoli przygotowywałam się na jego odejście. Uszyłam sobie nawet sukienkę na pogrzeb i zaczęłam pisać mowę pożegnalną. Wiedziałam, że potem utrudni wszystko stres i ból, związany z utratą tak bliskiej i kochanej osoby.
Nadszedł czas pożegnania. Prowadziłam przez dwa dni modlitwy w kaplicy, a w dniu pogrzebu wraz z naszym organistą śpiewałam przez całą uroczystość, aby uczynić ją jak najbardziej wyjątkową. Ponadto podczas ceremonii wygłosiłam przygotowaną wcześniej mowę, bo nikt inny nie czuł się na siłach, by to zrobić.
Po uroczystości otrzymałam same pozytywne opinie i usłyszałam, że niejeden chciałby mieć taki pogrzeb.
Po uroczystości otrzymałam same pozytywne opinie i usłyszałam, że niejeden chciałby mieć taki pogrzeb.
— Temat śmierci jest bardzo trudny dla wielu z nas. Ty w swojej pracy musisz nie tylko zachować zimną krew, ale i wykazać się niezwykłą empatią.
— Z wykształcenia jestem pedagogiem specjalnym i to pomaga mi również w obecnej pracy. Wiedza z zakresu psychologii ułatwia mi kontakty z innymi i pozwala lepiej ich zrozumieć. Tak jak między innymi szkolenia z wystąpień publicznych. Uczyłam się i nadal się uczę profesjonalnie mówić, ustawiać ręce i całe ciało, patrzeć we właściwy sposób. Całe życie śpiewałam, ale tego też wciąż się uczę. Wychodzę z założenia, że jeżeli chcemy być w czymś dobrzy, to cały czas należy się kształcić i właśnie to robię. Dużo daje też indywidualne podejście do każdego przypadku, wsłuchanie się w potrzeby bliskich zmarłego. Trzeba być empatycznym, obserwować reakcje rodziny, dostrzec, gdy potrzebuje jeszcze chwili ciszy lub modlitwy.
W mojej usłudze, oprócz ceremonii pogrzebowych, jest też opieka nad grobami. Jeżeli ktoś życzy sobie, bym odwiedzała jego bliskich codziennie — pójdę, tak samo, jak co kwartał, czy tylko w daną rocznicę. Przyniosę świecę, wiązankę, lub bukiet, cokolwiek życzą sobie bliscy zmarłego.
To, że spotykam się z klientami w takich, a nie innych okolicznościach, nie znaczy, że po ceremonii zamykam im drogę do siebie. Z wieloma osobami utrzymuję dalej kontakt — dzwonię, pytam co u nich słychać, pomagam, jeżeli trzeba — cały czas łączę się z nimi w bólu i żałobie.
— Przed pogrzebem piszę mowę o zmarłym, a to zajmuję sporo czasu. Wcześniej wysyłam rodzinie pytania, ale czasem zdarza się tak, że bliscy nie mają nawet siły na nie odpowiadać. Wtedy muszę szukać innych możliwości. Na szczęście Pasłęk jest na tyle mały, że większość osób się zna i zawsze można do kogoś zadzwonić i usłyszeć kilka zdań na temat zmarłego.
Jest oczywiście jedna zasada — nigdy w żadnej mowie pogrzebowej nie mówi się źle o osobie zmarłej. Nie całe życie każdy z nas jest przecież zły lub dobry, są różne sytuacje, a ja staram się wyłuskać te najlepsze wspomnienia.
To trudny moment, kiedy uświadamiamy sobie, że już nie wypijemy wspólnie kawy, czy herbaty, nie porozmawiamy z naszym bliskim. Zostaną po nim tylko zdjęcia i pamiątki.
Najlepszy prezent, jaki możemy ofiarować osobie zmarłej to modlitwa i wspomnienie.
— Wspominasz o modlitwie, ale rozmawiamy przecież o ceremoniach świeckich.
— Jeden z pogrzebów, który prowadziłam, odbywał się w obrządku świeckim, mimo że zmarły był wierzący. Zawsze jednak powtarzał swoim bliskim, że nie chce kościelnej ceremonii, a rodzina chciała jego wolę spełnić.
Pojawił się jednak problem — niektórym żałobnikom bardzo zależało na modlitwie. I takie sytuacje nie stanowią żadnego problemu, ponieważ nawet podczas pogrzebu świeckiego, możemy się wspólnie pomodlić.
Zanim jednak rozpoczniemy modlitwę, mówię żałobnikom, by otworzyli swoje serca. Wtedy w kaplicy zapada cisza. Według mnie nie chodzi o to, by odklepać kilka wersów, ale jak już się modlimy, to módlmy się z głębi serca.
— Czym w takim razie różni się pogrzeb świecki od kościelnego?
— Podstawowa różnica jest taka, że ceremonii świeckiej nie prowadzi kapłan tylko świecki Mistrz Ceremonii, i nie rozmawia się w jej trakcie o wierze. Żegnamy zmarłego, ale nie mówimy o Bogu, tylko o życiu i przemijaniu.
W dniu pogrzebu zakładam sukiennie lub togę, robię delikatny makijaż. Uważam, że profesjonalny i godny wygląd dodaje tej ceremonii powagi.
Witam żałobników prostymi słowami, informuję ich, że spotkaliśmy się, by pożegnać i oddać hołd zmarłemu. Aby podziękować za jego oddanie bliskim, za każde dobre słowo, które od niego usłyszeliśmy i za to, jaką naukę dla nas po sobie pozostawił. Staram się używać prostych, a zarazem delikatnych słów.
Podczas ceremonii odczytuję specjalnie dobrany wiersz. Przypominam uczestnikom, że musimy iść dalej przez życie, oczywiście nie zapominając o zmarłym, bo gdy odchodzi nawet najbardziej ukochana osoba, to nie umiera, gdy pozostaje w naszych sercach i pamięci.
Zdarzają się też takie sytuacje, że wszystko mam zaplanowane krok po kroku, a nagle patrzę na kartkę i raptownie coś mi nie gra. Nie wiem, jak to się dzieje, ale czasem mimo przygotowanej co do słowa mowy, mówię coś zupełnie innego. Zamykam oczy, a z moich ust płyną słowa, które naprawdę trafiają do bliskich.
Podczas jednego pogrzebu miałam nawet wrażenie, że ktoś mi śpiewa do ucha. Po ceremonii usłyszałam od bliskich zmarłego, że ten uwielbiał śpiewać. Może te dusze naprawdę uczestniczą w swoich pogrzebach i same mi podpowiadają…
Podczas jednego pogrzebu miałam nawet wrażenie, że ktoś mi śpiewa do ucha. Po ceremonii usłyszałam od bliskich zmarłego, że ten uwielbiał śpiewać. Może te dusze naprawdę uczestniczą w swoich pogrzebach i same mi podpowiadają…
— A o co jeszcze proszą bliscy zmarłych?
— Możliwości jest wiele. Podczas pogrzebu można na przykład odtworzyć pokaz multimedialny, który pozwoli rodzinie zobaczyć zmarłego za życia — przypomni wspólne święta, imieniny, urlopy — wszystkie ulotne chwile. Jednocześnie tak ważne, bo przeżyte razem.
Oferuję też rodzinom nagrywanie ceremonii, może to być albo transmisja na żywo, albo zgrany materiał opatrzony odpowiednimi cytatami i wierszami, który stworzy wyjątkową pamiątkę.
No i oczywiście muzyka. Na moich pogrzebach nie może jej zabraknąć. Zasada jest jedna — muzyka ma ukoić ból, a nie rozdrapać serca jeszcze bardziej.
Co więcej, jeśli jest to wolą rodziny, sama mogę zaśpiewać utwór specjalnie wybrany przez bliskich.
Co więcej, jeśli jest to wolą rodziny, sama mogę zaśpiewać utwór specjalnie wybrany przez bliskich.
Miałam już taką sytuację, że ulubioną piosenką jednego z małżeństw był utwór „Żyj z całych sił”. Podczas ceremonii zaśpiewałam piosenkę na żywo. A po tym utworze puściłam dość nowoczesny utwór, bo taką muzykę lubił zmarły, a trzeba pamiętać, że wolę zmarłego zawsze należy spełnić.
Kiedy za to miałam żegnać 96-latka, który udzielał się w naszym pasłęckim chórze, w ciągu jednej nocy nauczyłam się śpiewać jego ulubiony utwór, którego wcześniej nawet nie znałam.
Muzyka naprawdę pomaga i uspokaja. Każdą ceremonię zaczynam od włączenia delikatnej melodii, by trochę wyciszyć emocje żałobników.
— Nie nazwałabym tego tremą. To raczej uczucie, które mobilizuje i pozwala skupić uwagę. W mojej pracy pedagoga, a później kierownika placówki występy publiczne były i są codziennością. Zawsze staram się do każdego wystąpienia być starannie przygotowana.
Ale jakiś czas temu, przed jednym z pogrzebów, pojawiła się niepewność.
Chowaliśmy bardzo znaną i lubianą w mieście pielęgniarkę. Niestety jej rodzina nie mogła przyjechać z Niemiec, ale bratowa zmarłej znalazła mnie, zadzwoniła i zapytała, czy mogłabym w jej imieniu pożegnać zmarłą.
Chowaliśmy bardzo znaną i lubianą w mieście pielęgniarkę. Niestety jej rodzina nie mogła przyjechać z Niemiec, ale bratowa zmarłej znalazła mnie, zadzwoniła i zapytała, czy mogłabym w jej imieniu pożegnać zmarłą.
Napisała dla niej wiersz, który ja miałam wyrecytować podczas ceremonii w kościele. Muszę przyznać, że wtedy chyba po raz pierwszy towarzyszył mi ogromny stres, zastanawiałam się, czy podołam temu zadaniu. Ale okazało się, że tak, jeszcze nie zdążyłam wrócić do domu, a już otrzymałam telefon z przemiłym podziękowaniem. Kamień spadł mi z serca.
Cieszę się, kiedy ludzie są pełni podziwu i zaskoczeni, że ceremonia pogrzebowa może tak wyglądać — być piękną, doniosłą, ale jednocześnie skromną uroczystością.
Są już nawet osoby, które już za życia poprosiły mnie o poprowadzenie swoich pogrzebów. Przyznam, że to duża odpowiedzialność i spore wyzwanie.
— Wiesz już, jak będzie wyglądał twój pogrzeb?
— Mój pogrzeb wyobrażam sobie jako bardzo skromną ceremonię. Proste nabożeństwo i zbiórkę do puszki, do której uczestnicy mogliby wrzucić pieniądze, a te przekazane zostałyby na cele dobroczynne.
Co jakiś czas piszę własną mowę pogrzebową, nie chcę zostawiać tego zadania rodzinie. Chciałabym, żeby podczas ceremonii zaśpiewała dla mnie moja siostra, chór z naszym organistą. I jeśli moi mentorzy, najlepsi mistrzowie w Polsce, państwo Anna i Jacek Borowikowie zechcieli by mnie pożegnać, byłabym im wdzięczna.
I, co najważniejsze, chciałabym, by moi znajomi się nie smucili. Niech na konsolacji gra muzyka, którą lubię, a cała ceremonia nie będzie smutna. Niech pamiętają mnie taką, jaką jestem teraz — radosną i uśmiechniętą.
Rozmawiała Kamila Kornacka
k.kornacka@dziennikelblaski.pl
k.kornacka@dziennikelblaski.pl
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez