Sprawa Kulawego wraca na wokandę

2022-01-15 17:30:02(ost. akt: 2022-01-14 16:52:53)

Autor zdjęcia: Michał Skroboszewski

Kto nie słyszał o jednym z najdłuższych i najdroższych procesów polskiego sądownictwa? Sprawa Jana R. znanego ze stworzenia groźnej grupy przestępczej ciągnie się od 2006 roku, a w 2022 znów wraca na wokandę. Rozprawa odbędzie się w kwietniu.
Kisielice. Miasteczko w powiecie iławskim położone nad Gardęgą zamieszkuje nieco ponad dwa tysiące mieszkańców. Jeden z domów przy ulicy Nadjeziornej należy do Jana R. – pozornie idealnego obywatela – zasiadającego w radzie miejskiej i komisji do spraw bezpieczeństwa rolnika, który ma własną masarnię i spory majątek. Pieniędzmi zdarza mu się nawet dzielić z potrzebującymi rodzinami, a wielu mieszkańców Kisielic sporo mu zawdzięcza.

Mężczyzna w latach osiemdziesiątych uległ wypadkowi, który spowodował paraliż dolnych partii ciała, uniemożliwiając mu samodzielne poruszanie się. To jednak nie przeszkodziło Janowi w tym, by jakoś w okolicach 1998 wraz ze swoją żoną Elżbietą stanął na czele grupy przestępczej zajmującej się przemytem papierosów. Wkrótce ich działalność rozszerzyła się o handel alkoholem i środkami odurzającymi, które spod Iławy miały trafiać między innymi do Danii, Niemiec, Norwegii i Szwecji.

Ale to nie wszystko. "Kulawy" i jego ludzie zajmowali się też kradzieżami samochodów i wyłudzaniem odszkodowań komunikacyjnych na podstawione osoby. Tak zwane słupy stanowiły najczęściej właśnie te osoby, które były Janowi R. coś winne.

Szajkę "Kulawego" tworzyli głównie młodzi mężczyźni w wieku od 20 do 30 lat, bez mrugnięcia okiem wykonujący jego polecenia. To przede wszystkim ich rękami karał tych, którzy w jakiś sposób mu się sprzeciwiali. A kary te bywały okrutne – ściskanie palców kombinerkami, wbijanie pod paznokcie igieł i szpilek, bicie po piętach, a nawet przewiercanie kości.

Niektórzy przypuszczają, że właśnie takim torturom poddawani byli przed śmiercią dwaj biznesmeni ze Szczecina, z którymi "Kulawy" prowadził przez jakiś czas interesy związane z przemytem papierosów. Kiedy zaczęli podejrzewać, że Jan R. oszukał ich na sporą sumę, postanowili odwiedzić go w Kisielicach. Ostatnia wiadomość, którą jeden z nich przekazał żonie, mówiła o tym, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Później kontakt zarówno z Jerzym O., jak i Stanisławem B. bezpowrotnie się urwał.

Mężowie nie wracali, ale żony, nie chcąc, by ujawniono, że ich partnerzy są związani z nielegalnym biznesem, zwlekały z poinformowaniem odpowiednich służb o ich zaginięciu. Poszukiwania początkowo prowadziły na własną rękę, miały nawet udać się do Kisielic, a życie uratowało im prawdopodobnie to, że w mieście "Kulawego" pojawiły się przed umówioną godziną.

Wreszcie 2 czerwca 2003, poważnie już martwiąc się o swoich bliskich, postanowiły zgłosić się na policję, tłumacząc, że ich mężowie pojechali do Jana R. w sprawie kupna samochodu. "Kulawy" w rozmowie z policjantami przyznał, że Jerzy i Stanisław faktycznie u niego byli, ale zaraz po rozmowie mieli ruszyć w drogę powrotną.

Przypadek chciał, że synowie zaginionych, rozwieszając w Malborku plakaty z wizerunkiem poszukiwanych, zauważyli na jednej z tamtejszych stacji benzynowych samochód wyposażony w charakterystyczne felgi – identyczne posiadało auto, którym biznesmeni udali się do Kisielic. Dzięki rozmowie z kierowcą udało się ustalić, w jakim warsztacie je kupił. Okazało się, że faktycznie trafił tam wóz, który miał zostać zniszczony i zatopiony, ale mechanicy postanowili wymontować i sprzedać sporo warte reflektory i wspomniane felgi. Wkrótce z dna rzeki wyłowiono spalony wrak samochodu, ale nie znaleziono w nim ciał zaginionych mężczyzn.

Latem 2003 generał Adam Rapacki powołał specjalny zespół składający się z iławskich policjantów i funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego z Gdańska, Olsztyna i Szczecina, którym przyświecał jeden cel – rozpracowanie gangu "Kulawego".

Już 19 listopada 2003 podejrzany o kierowanie groźną grupą przestępczą Jan R. został zatrzymany w swoim domu przy ul. Nadjeziornej w Kisielicach. Na miejscu zabezpieczono kilka sztuk broni palnej, amunicję i osiem kilogramów materiałów wybuchowych. Niespełna rok później – 5 października 2004 zatrzymana została również żona mężczyzny Elżbieta – podejrzewana o współkierowanie gangiem.

Dotychczas obawiający się o swoje życie świadkowie, wreszcie zaczęli zeznawać, a Jan R. usłyszał aż 32 zarzuty – między innymi te dotyczące kierowania zorganizowaną grupą przestępczą o charakterze zbrojnym i zorganizowaniem zabójstwa Jerzego O. i Stanisława B., których ciał do dziś nie odnaleziono mimo przeszukania licznych lokalizacji.

19 kwietnia 2006 do Sądu Okręgowego w Elblągu wpłynął akt oskarżenia przeciwko zorganizowanej grupie przestępczej, na której czele mieli stać Jan i Elżbieta. Na ławie oskarżonych zasiadło jeszcze kilkanaście innych osób. We wrześniu do procesu jako oskarżyciel posiłkowy włączyła się żona zaginionego Stanisława B.

Fot. Michał Kalbarczyk


Proces ruszył i miał trwać przez kolejnych pięć lat. Jan R. skutecznie wydłużał go, wykorzystując kruczki prawne – nie godząc się na przykład na zaliczenie niektórych akt sprawy w poczet dowodów bez ich odczytywania, zmusił sąd do odczytywania tysięcy stron dokumentów. Koszty procesu wciąż rosły – mężczyzna ze względu na swój stan zdrowia mógł przebywać na sali sądowej tylko przez kilka godzin i to w asyście ratowników medycznych, leżąc na specjalnym łóżku. Jego zachowanie wzbudzało kontrowersje – w sądzie ubliżał wszystkim dookoła, miał też dowiedzieć się od skorumpowanego policjanta, jak nazywa się prowadząca czynności w jego sprawie funkcjonariuszka CBŚ i zapowiadać, że wybije jej rodzinę do dwudziestego pokolenia.

Swoje ostatnie słowo podczas pierwszego procesu "Kulawy" wygłaszał przez tydzień, a podczas odczytywania mu dożywotniego wyroku pozbawienia wolności za kierowanie gangiem i zabójstwa dwójki biznesmenów, zasnął. Już wtedy szacowano, że organizacja procesu Jana R. kosztowała państwo prawie cztery miliony złotych.

Ale to nie był koniec. W maju 2013 gdański sąd apelacyjny uchylił wyrok w części dotyczącej zabójstw i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia, utrzymując jednak orzeczenie w zakresie pozostałych przestępstw. To związane z kierowaniem zbrojnym gangiem oznaczało dla "Kulawego" prawomocny wyrok 15 lat za kratami.

Pod koniec 2014 miał ruszyć kolejny proces, ale zabrakło Marcina K. – jednego z głównych oskarżonych, który stał na czele podgrupy elbląskiej. Skazany na prawie 3 lata więzienia za rozbój i znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem, i tak mógł liczyć na roczną przerwę w odbywaniu kary ze względu na zły stan zdrowia – jeszcze w więzieniu ktoś postrzelił go bowiem w nogę. Marcin K. zapadł się pod ziemię i dopiero w maju 2015 za pośrednikiem swojego pełnomocnika przekazał, że weźmie udział w rozprawie, o ile cofnięta zostanie decyzja o jego tymczasowym zatrzymaniu. Wpłacił nawet 200 tysięcy poręczenia majątkowego i faktycznie decyzję cofnięto, nadal był jednak poszukiwany na podstawie europejskiego nakazu aresztowania.

Fot. Ryszard Biel


Proces ruszył w lipcu 2015 i dopiero 31 maja 2017 Sąd Okręgowy w Elblągu ponownie skazał "Kulawego" za zorganizowanie zabójstw, ale nie na dożywocie, a na 25 lat więzienia – poszlaki okazały się bowiem niewystarczające, by można było zastosować najsurowszą karę. Marcin K. dostał 10 lat, a pozostała dwójka oskarżonych o uprowadzenie Stanisława B. i Jerzego O. po osiem.

Jak się okazuje, sprawa "Kulawego" jeszcze się nie zakończyła i wróci do Elbląga już w kwietniu tego roku. Do tematu powrócimy.

Kamila Kornacka
k.kornacka@dziennikelblaski.pl

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. "KASTOWE" dalej się dobrze bawią #3088309 | 176.118.*.* 19 sty 2022 12:19

    PO-wska "KASTA" prowadzona na PO-stronku przez PO-wskiego NEUMANA jest na fali i prężnie działa.

    odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)