Niektórzy traktują blizny jak tatuaże

2022-03-05 17:59:32(ost. akt: 2022-03-05 15:06:33)

Autor zdjęcia: pexels

Agnieszka dobrze wie, czym jest autoagresja. Sama jako nastolatka cięła się ostrzem wyciągniętym z jednorazowej maszynki do golenia. Kiedy jej córka zamknęła się w sobie, a w łazience spędzała długie wieczory, matka poczuła niepokój. Niestety nie wszyscy rodzice są tak czujni.
Form autoagresji jest wiele, samookaleczanie jest tylko jedną z nich. Jedni wyrywają sobie włosy i rozdrapują rany, inni połykają ostre przedmioty, kolejni prowokują wymioty, albo się głodzą. Niektórzy upijają się do nieprzytomności, biorą silne leki i narkotyki i na wiele innych sposobów świadomie narażają swoje zdrowie.

Mojej rozmówczyni w uciszeniu smutków najlepiej pomagały kolejne ciosy, które zadawała sama sobie małym ostrzem wyciągniętym przy pomocy pilniczka do paznokci z jednorazowej maszynki do golenia. Ale to było dawno temu — rodzice nic nie zauważyli, a mijające lata same z siebie wybiły Agnieszce z głowy myśli dotyczące samookaleczania, teraz na jej przedramionach jest tylko kilka ledwo widocznych śladów, o które nikt już nawet nie pyta.

Temat został zapomniany, ale niedawno powrócił. Agnieszkę zaniepokoiło zachowanie jej czternastoletniej córki.

— Widziałam w niej odbicie siebie sprzed lat — stała się przygaszona, w ogóle już nie opowiadała, co u niej słychać, zamykała się w łazience prawie każdego wieczoru i nie wychodziła przez co najmniej pół godziny, a gdy już wyszła, znikała za drzwiami swojego pokoju. Chodziłam do niej, próbowałam rozmawiać, czegoś się dowiedzieć — obserwowałam. Jest zima, więc ostatnio widywałam ją tylko w swetrach na długi rękaw, nie miałam nawet jak sprawdzić, czy nie ma na ciele jakichś śladów. Nie chciałam pytać wprost, by jej nie spłoszyć — opowiada mi Agnieszka.

— Zaczęłam kombinować, myśleć o jakimś sposobie, który potwierdziłby moje obawy. Kiedy chciałam zabrać ją basen, wymigiwała się brakiem czasu i ochoty. Zaproponowałam jej nawet badania krwi — tłumaczyłam, że po prostu profilaktycznie chcę sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Zareagowała nerwowo, rzucała dziwne wymówki. A ja nie mogłam dłużej ignorować intuicji, która podpowiadała mi najgorsze — że moja 14-letnia córka, która jeszcze niedawno była małą dziewczynką zakochaną w każdym swoim pluszaku, dziś mierzy się z poważnym problemem — relacjonuje zmartwiona matka.
Agnieszce udało się w porę dostrzec sygnały, które świadczyły o tym, że dorastająca pod jej dachem nastolatka, może się okaleczać.

Pomocne okazało się to, czego sama doświadczyła przed laty. Ale nie każdy rodzic taką wiedzę posiada, co nie zwalnia ich z tego, by czujnie przyglądali się swoim dzieciom.

Ból, który sprawia przyjemność


1 marca przypadał Światowy Dzień Świadomości Autoagresji i Dzień Wiedzy o Samookaleczeniach, to dobra okazja do tego, by przypomnieć rodzicom o ogromnej odpowiedzialności, jaka na nich spoczywa, a tym, którzy nigdy nie słyszeli o problemie, przekazać najistotniejsze informacje na jego temat.

O zachowaniach autoagresywnych opowiedział mi Tomasz Kozieja z Pracowni Psychologii Holistycznej w Elblągu — psycholog, który od lat opiekuje się dziećmi, młodzieżą i dorosłymi cierpiącymi na szerokie spektrum zaburzeń.

— Czy często spotyka się pan z osobami, które na własnej skórze doświadczają autoagresji?
— Tak — na własnej skórze to bardzo trafne sformułowanie — coraz częściej trafiają do nas osoby młode, często nastoletnie, które już mają za sobą epizody związane z samookaleczaniem.
Przyczyną robienia sobie krzywdy jest przede wszystkim samotność. Rodzicom, gdy patrzą na swoje dzieci, wydaje się często, że problem samotności ich pociech nie dotyczy. Nic bardziej mylnego — samotnym można być nawet, gdy otacza nas rodzina i bliscy. Samotności w relacji nie widać gołym okiem, stąd odważnie uznaję ją za tę gorszą formę. Rodzice popełniają liczne błędy wychowawcze, nie wiedząc o tym.

Nikt nie uczy nas, jak być rodzicem. Żeby jeździć samochodem, musimy odbyć konkretną ilość lekcji, aby dopuszczono nas do egzaminu. By zostać lekarzem, musimy poświęcić jakieś dziesięć lat swojego życia na naukę. Rodzicem można za to zostać właściwie z dnia na dzień — bez żadnego przyuczenia. A ja uważam, że jest to najważniejsza rola w naszym życiu.
Niestety na podstawie własnego doświadczenia przyznam, że dzieci często sięgają po rozwiązania autoagresywne, ponieważ coraz bliżej jest im do dorosłości, której obserwując od wielu lat, nienawidzą. Nie chcą być jak rodzice — nie chcą być dorośli, ponieważ nie są w stanie wyobrazić sobie siebie w przyszłości pełnej pracy i braku pewności, stałości i czasu.
Poza tym samookaleczanie sprawia im przyjemność. Dla każdego, kto tego nie robi, zabrzmi to jak abstrakcja, ale sam fakt kilkusekundowego odwrócenia uwagi od bólu psychicznego, wprowadza w stan przyjemności. Autoagresja uzależnia, podobnie jak mocne leki uśmierzające ból.

Kolejnym z czynników wywołujących takie zachowania, jest chęć ukarania samego siebie. Są osoby, które traktują swoje blizny jak tatuaże — szczycą się nimi — obserwując je, pamiętają o chwilach obniżonego nastroju, ruminują sytuacje z przeszłości, napędzając machinę zachowań suicydalnych.

— Samookaleczanie nie jest jedyną formą autoagresji.
— Ale stanowi najbardziej popularną formą zachowań autoagresywnych, które coraz częściej spotykane są przeważnie wśród młodych ludzi, nieradzących sobie z trudnościami życia codziennego.

Według definicji terminem autoagresja określa się zachowania zagrażające życiu lub zdrowiu skierowane przeciwko samemu sobie. Abstrahując od samookaleczeń, do grupy zachowań autoagresywnych można zaliczyć również różnego rodzaju uzależnienia, upijanie się do nieprzytomności, sięganie po dopalacze i inne zachowania ryzykowne.

Są osoby, które pozbywają się negatywnej energii na zewnątrz krzykiem, agresją, czasem sportem — i to jest stosunkowo łatwy warsztat pracy w porównaniu z osobami, które kierują tę samą energię do wewnątrz. Tu pojawia się problem, ponieważ trudno jest o umiejętności regulowania emocji, których nie ubywa. Eskalacja doprowadza do chwil, w których przestaje nam zależeć na samych sobie i innych dookoła nas. Celem jest przestać myśleć.
Mózg człowieka jest w stanie odczuwać tylko jeden ból w danej chwili, a ten psychiczny jest znacznie bardziej dokuczliwy. Wybór więc jest prosty.

— Jak pozbyć się takich zachowań — czy to w ogóle możliwe?
— Źródłem zachowań autoagresywnych jest bezsilność, której nie widać na co dzień. Dokładnie z tego powodu, zanim przystąpimy do współpracy z osobą, która do nas trafia, wykonujemy niezbędne testy psychologiczne takie jak CDI-2, mierzący objawy depresyjne u dzieci i młodzieży, STAIC — wskazujący na ilość przeżywanego lęku oraz mapę mózgu metodą EEG. Wyniki tych testów nie są oczywiście wyznacznikiem do dalszej pracy, ale są świetnym drogowskazem.

Bezsilność nie jest nieuleczalna, nie umiera się z tego powodu, ale chronicznie przeżywana, daje początek wielu jednostkom chorobowym. Drugim czynnikiem, mającym wpływ na zachowania autoagresywne, jest wspomniana już samotność.

Wraz z Towarzystwem Przyjaciół Dzieci w Elblągu w przeciągu ostatnich dwóch lat przeprowadziliśmy wiele szkoleń dotyczących samotności i jej reperkusji. Jeśli chodzi o terapię, to mówiąc uczciwie, każda będzie dobra. Każda, dzięki której młody człowiek zbuduje silną relację z terapeutą — taką, na której będzie mógł się oprzeć i dzięki której będzie mógł się wygadać.

Proces zmiany jest jak dryfująca wyspa lodu, aby było widać fragment wystający ponad powierzchnię wody, trzeba zbudować fundament i to niestety zajmuje sporo czasu. Samo rozwiązanie problemu nie jest trudne, znacznie bardziej wymagające jest wypełnienie pozostawionej po przepracowanej trudności przestrzeni psychicznej nową treścią, zgodną z wolą osoby zaangażowanej — wzbudzić ciekawość siebie i wolę życia w osobie samookalaczającej się jest wyzwaniem dla wielu terapeutów. Nie jest to jednak niemożliwe. Bardzo ważna jest bezpośrednia współpraca z lekarzem psychiatrą, który wdroży leki wyrównujące nastrój.

— Co w pierwszej kolejności powinien zrobić rodzic, który zauważył, że jego dziecko przejawia zachowania autoagresywne?
— Po pierwsze trzeba zadać sobie pytanie, czy w ogóle zauważy. Coraz rzadziej młodzi ludzie okaleczają się na przedramionach czy nadgarstkach, częściej na udach lub brzuchu, a tam bardzo trudno jest cokolwiek zauważyć.
Pierwsze sygnały płyną z zachowania dziecka — kiedy nie chce pójść tam, gdzie trzeba się rozebrać — badania kontrolne, basen, plaża, lub zaczyna zamykać się w łazience i spędza w niej dużo czasu, kiedy z apteczki domowej znikają bandaże, gazy itp.

Znaczna większość rodziców nie zdaje sobie sprawy, że problem rzeczywiście dotyczy ich dzieci i że dochodzi do tego pod ich dachem. Ale, odpowiadając na pytanie, kiedy już zauważymy niepokojące objawy, trzeba natychmiast umówić się z psychologiem, najlepiej współpracującym z psychiatrą. Konfrontując dziecko samodzielnie, możemy bardziej zaszkodzić niż pomóc.

W sytuacji, w której chodzi o nasze własne dziecko, w grę wchodzą emocje — często wywołane wspomnianą bezradnością. Psycholog, stojąc z boku, jednak we współpracy z dzieckiem, jest w stanie przewartościować sposób, w jaki dziecko dostrzega siebie, wskazać różnice, które warunkują zmianę percepcji otaczającej nas rzeczywistości.
Bardzo ważne jest — a w zasadzie najważniejsze — aby nie zamykać się na pracę indywidualną, tak zwane sesje. Każde dziecko potrzebuje innych dzieci, dlatego, pracując z dzieckiem, najlepiej jest w odpowiednim momencie wdrożyć pracę grupową. Problemy zaczynają się w grupach i to w nich powinny zostać przepracowywane.

Obrazując — rzadko kiedy młody człowiek robi sobie krzywdę, ponieważ pokłócił się z jedną osobą — z reguły dochodzi do sytuacji, w której dziecko czuje się już nielubiane, nieakceptowane, wyśmiewane przez grupę. Stąd, aby zmiana była możliwa, grupa musi zaistnieć i wziąć czynny udział w przewartościowaniu niezdrowych przekonań. Pomoc indywidualna jest miarodajna, jednak wymaga znacznie więcej pracy ze strony zarówno terapeuty, jak i dziecka.

Kamila Kornacka
k.kornacka@dziennikelblaski.pl

Tomasz Kozieja z Pracowni Psychologii Holistycznej w Elblągu
Fot. archiwum prywatne
Tomasz Kozieja z Pracowni Psychologii Holistycznej w Elblągu


Tomasz Kozieja — psycholog, który od lat opiekuje się dziećmi, młodzieżą i dorosłymi, cierpiącymi na szerokie spektrum zaburzeń, przez ADHD po ciężkie przypadki schizofrenii. Ukończył 15 certyfikacji w obrębie zdrowia psychicznego, najważniejsze z nich to The Care Certificate, Child Sexual Exploitation, Team Teach, Health and Safety, Food and Hygiene, COSHH, Self-Harm & Suicide, Eating Disorders, Cybernet Safety, Autism & ADHD Awareness, Drugs Awareness, Administration of Medication, Manager Anger and Challenging Behaviour, Learning Difficulties. Doświadczenie zdobywał, pracując w licznych ośrodkach opiekuńczo-wychowawczych na terenie całej Wielkiej Brytanii. Wspierał psychologicznie i społecznie młodzież migrantów i uchodźców z takich krajów jak Pakistan, Azerbejdżan, Albania czy Libia. Wkrótce wrócił do Polski kontynuować naukę. Jest częścią zespołu Młodzieżowego Ośrodka ds. Leczenia Uzależnień Karan w Elblągu. W 2021 rozpoczął pracę nad pracą doktorską na Uniwersytecie Gdańskim. Obszarem prowadzonych przez niego badań jest trauma oraz wzmocnienie posttraumatyczne.