Rosjanie straszą nas z Kaliningradu

2022-04-12 12:01:35(ost. akt: 2022-04-12 20:46:22)
Zdjęcie ilustracyjne - archiwum

Zdjęcie ilustracyjne - archiwum

Autor zdjęcia: A.Savin lic. CC 3.0

Rosjanie przeprowadzili kolejne duże ćwiczenia wojskowe w Kaliningradzie. Eksperci uspokajają, że nie ma się czego obawiać — bo o to właśnie chodzi Rosjanom, żebyśmy się bali.
To już kolejny dzień wojny w Ukrainie. Rosjanie przegrywają, ale dalej straszą tak, jak w miniony weekend w obwodzie kaliningradzkim, stawiając swoje siły w stan gotowości. Poderwali w powietrze swoje myśliwce, wyprowadzili z koszar żołnierzy. A to wszystko przy naszej granicy.

— Poderwali 20 samolotów, Su-24 i Su-27, które ćwiczyły ataki pozorowane na cele naziemne — mówi Tadeusz Baryła z Instytutu Północnego im. Wojciecha Kętrzyńskiego w Olsztynie.

Czy to demonstracja siły? — Być może tak, ale nie przywiązywałbym do tego większej wagi, to samoloty rozpoznawalne i łatwe do zniszczenia — dodaje ekspert. — Zdecydowanie groźniejsze z naszego punktu widzenia były ćwiczenia, które odbyły się tydzień temu. Rosjanie ćwiczyli wówczas szybkość reakcji jednostek rakietowych znajdujących się w obwodzie kaliningradzkim. Chcieli pokazać ich siłę.

Jednak w świetle tego, co dzieje się w Ukrainie oraz tego, że Rosjanie do tej pory nie wygrali, co jest olbrzymim sukcesem Ukrainy, wojskowi coraz bardziej powątpiewają w siłę Rosji. — Tym bardziej że informację o ćwiczeniach w obwodzie podała rosyjska agencja Interfax — zwraca uwagę generał Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych. — Nasze media to chwytają i straszą Polaków. I o to chodzi Rosjanom, żebyśmy się bali. To propaganda. Przestańmy się bać — bierzmy przykład z Ukraińców, którzy się nie boją i walczą. Celem rosyjskiej propagandy jest straszyć także Polaków.

Czy Rosja ma w obwodzie, który nazywany był niezatapialnym lotniskowcem, duże siły? Zdaniem ekspertów z wojskowego punktu widzenia nie są znaczące, bo to ok. 30-37 tys. żołnierzy, ale trzeba pamiętać o jednym — że Rosjanie postrzegają obwód kaliningradzki jako militarny przyczółek Rosji w Europie. Są bardzo wrażliwi na tym punkcie.

Z Ukrainy napływają informacje, że Rosja gromadzi swoje wojska w pobliżu Donbasu i przygotowuje się do kolejnej, wzmożonej ofensywy.

— Obie strony mówią o tym, że są wykonywane ruchy, które mają doprowadzić do umocnienia się Rosjan w okolicach Morza Azowskiego i zapewnić połączenie między Ługańskiem i Donieckiem z Krymem. Dlatego tak ciężkie walki trwają o Mariupol na południu Ukrainy, bo to jest ostatnie miejsce oporu na terenie obwodu chersońskiego — tłumaczy ekspert Instytutu Północnego.

—  W przypadku wygranej Rosjanie połączyliby przez okupowane ziemie lądowo Krym z Rosją. I być może na tym skończą, nękając jednak długo jeszcze Ukrainę atakami, których celem będzie niszczenie infrastruktury cywilnej. Bo to jest wojna na wyniszczenie Ukrainy. Rosjanie liczą, że w niedalekiej przyszłości część Ukraińców w obliczu trudności bytowych znowu zwróci się w kierunku Rosji jako jedynej ostoi, która gwarantuje normalne warunki życia. Tyle że jest to błędne myślenie, to nie wyjdzie.

Mimo wielu tygodni walk Rosjanie wciąż nie mogą przełamać obrony ukraińskiej, dlatego ściągają posiłki. — Do tej pory Rosjanie wszystko przegrali, potrzebują sukcesu, rozpaczliwie szukają zwycięstwa, dlatego ściągają wszystkie siły i chcą zdobyć Donbas — mówi gen. Skrzypczak. — Moim zdaniem nie mają szans, Ukraińcy nie dadzą im zwyciężyć.

Sankcje, które Zachód nakłada na Rosję, mają zmusić agresora do wycofania się z Ukrainy. Tyle tylko, że te nie przynoszą jeszcze efektów. — Wprawdzie Rosjanom np. w obwodzie kaliningradzkim żyje się nieco gorzej, ale żeby to była bieda, to tak bym tego nie ujął — mówi Tadeusz Baryła. — Zaopatrzenie obwodu kaliningradzkiego przez terytorium Litwy wciąż jest niezagrożone — choć towary będą gorszej jakości, nie będą to artykuły z Europy, np. pomidory z Turcji, które w obwodzie kaliningradzkim były tańsze niż u nas w dyskoncie. Teraz to się skończy. Czas, żeby Rosjanie odczuli skutki wojny, a nawet ponieśli jej konsekwencje. Tylko to jeszcze potrwa, a te skutki będą widoczne, jak skończą się zapasy w magazynach — choć sami Rosjanie uważają, że jakoś przeżyją, bo zaraz zaczną sadzić kartofle.

Andrzej Mielnicki