Łukasz Łuczaj: Mój ogród jest i dziki, i jadalny

2022-08-05 18:00:00(ost. akt: 2022-08-04 14:15:25)

Autor zdjęcia: arch. pryw.

Autor popularnej „Dzikiej kuchni” wydał kolejną książkę. „Dziki ogród” to pionierski na polskim rynku poradnik, z którego dowiecie się, czym jest dziki ogród i dlaczego warto go założyć, ile gatunków może zmieścić oraz co powinniśmy wiedzieć, zanim zaczniemy go planować. O wszystkim, co związane z dzikimi ogrodami i roślinami opowiada jeden z czołowych badaczy dzikich roślin jadalnych na świecie – Łukasz Łuczaj.
– Dlaczego warto uprawiać dziki ogród?
– Tu jest wiele przyczyn. Po pierwsze, w tej chwili potrzebujemy takich ogrodów – miejsc do życia dla roślin i zwierząt, bo przyroda się trochę kurczy – np. pola są obrzucane chemikaliami i ta dzika roślinność musi się teraz chować w miastach, w ogrodach. Po drugie, jeśli stworzymy dużo dzikich ogrodów, to będą one stanowiły taką sieć, w której będą mogły migrować różne gatunki, więc po prostu jest to ważne. One są także często łatwe w utrzymaniu, tzn. nie wymagają dużo pracy. Jeśli akceptujemy pewien poziom chaosu – powiedzmy jeśli coś będzie wyższe albo nierówne – to będzie wszystko OK. Poza tym w takim dzikim ogrodzie uprawiamy głównie gatunki rodzime, które też są często gatunkami użytkowymi. Są np. ziołami leczniczymi czy roślinami jadalnymi – możemy więc połączyć taką funkcję utylitarną właśnie z ochroną przyrody.

– Pana najnowsza książka „Dziki ogród” jest o tym, jak takie ogrody uprawiać. Jest tam rozdział o tym, żeby kształtować bioróżnorodność, by było tam jak najwięcej gatunków roślin i zwierząt. W jaki osoba początkująca powinna się zabrać za tworzenie dzikiego ogrodu?
– Ja bym powiedział tak: niech ta osoba sobie przeznaczy część ogrodu na zadrzewioną część, część ogrodu na łąkę kwietną – na otwartą kwiatową część z roślin rosnących w słońcu. Niech zrobi też żywopłot, ale wielogatunkowy, wokół ogrodu i niech zrobi porządne oczko wodne.

– Czyli to są najważniejsze elementy, jakie powinien posiadać dziki ogród?
– Tak, bo stwarzamy siedliska. A potem, jak już mamy te siedliska, to możemy je zasiedlać. Możemy do tego ogrodu wkładać po prostu gatunki, dosadzać, dosiewać…

– Wspominał pan też o tym, żeby w ogrodzie zrobić las, a las raczej kojarzy się z większym zbiorowiskiem drzew. Czy jest możliwe zasadzenie go w każdym przydomowym ogródku?
– Tak, tylko że on będzie minilasem, tzn. możemy go otrzymać w ciągu pięciu lat. Możemy posadzić np. 1,5-metrowe sadzonki grabu czy lipy, czy jakiejś jarzębiny, leszczyny… I w tym półcieniu, który będzie tworzony, podczas gdy drzewa będą rosły, sadzimy rośliny leśne. Wiele z nich nie musi być w pełnym cieniu, mogą być w półcieniu, jak drzewa są młode. I możemy tam uprawiać zawilce, przylaszczki, gwiazdnicę wielkokwiatową – wiele gatunków.

– A skąd pomysł na książkę? Jak wyglądała pana praca nad nią?
– Pomysł na książkę miałem już wcześniej. To jest druga książka w tym wydawnictwie – „Dziką kuchnię” wydałem w 2011 roku i już wtedy o tej książce myślałem, już nawet tytuł do niej wymyśliłem. Czyli ona była wymyślona 11 lat temu. Czekałem tylko, aż społeczeństwo będzie bardziej potrzebowało tej książki, a poza tym potrzebowałem jeszcze lat, żeby ją przemyśleć. To jest jednak efekt bardzo wielu lat doświadczeń w przemyśle i to tak po prostu musiało dojrzeć, jak stare wino. Sama praca nad książką trwała około 5 lat.

– Jak się zaczęło pana zainteresowanie uprawianiem dzikich ogrodów i jedzeniem dzikich roślin?
– Temat dzikich ogrodów przeplata się w moim życiu od kilkudziesięciu lat, bo taki dziki ogród założyłem już u rodziców, jak byłem nastolatkiem. Sięga to więc nawet dalej niż zainteresowanie dzikimi roślinami, ale się ze sobą łączy, bo mój ogród jest i dziki, i jadalny.

– Jakie dzikie jadalne rośliny warto posadzić?
– Na przykład kalina, głóg, dzika róża... Także gatunki może nie do końca rodzime, ale powiedzmy europejskie, takie jak dereń jadalny, różne gatunki jarzębów, które występują dość dziko w Polsce, jak jarząb szwedzki, jarząb mączny, czy też nasza jarzębina. Czosnek niedźwiedzi z gatunków runa leśnego. Warto także tolerować te gatunki, które są wszechobecne, np. pokrzywy.

– A kiedy pan organizuje najbliższe kulinarne warsztaty dzikiego gotowania?
– Ostatnio w lipcu miałem duży warsztat, a teraz najbliższy odbędzie się we wrześniu.

Fot. archiwum prywatne


– Wspominał pan, że trzeba było poczekać, aż ludzie będą potrzebować książki „Dziki ogród”, bo o dzikich ogrodach ostatnio się mówi. Jak pan ocenia obecną kondycję dzikich ogrodów w Polsce? Dużo osób je uprawia?
– Ogrody w Polsce ogólnie nie są dzikie, tzn. wiele ogrodów to jest tylko kostka, trawnik, tuje czy inne iglaki. Oczywiście są też przykłady ogrodów pięknych, dzikich, bogatych gatunkowo gdzieś w podmiejskich willach. Często mają je starsi ludzie kochający kwiaty. I należałoby takie ogrody bardziej promować. Obecnie czasem ogródki działkowe w miastach zamieniają się w takie dzikie ogrody – ludzie przestają uprawiać tylko rośliny jadalne, ale tam jest pluralizm – każdy, jak wiadomo, ma inne gatunki. W sumie jak się weźmie taki ogród działkowy, to można tam znaleźć cuda, naprawdę! Piękne rzeczy!

– Jak wygląda pana dziki ogród?
– Mój dziki ogród jest bardzo duży, bo to jest duża działka – kilkanaście hektarów. I większość tego jest lasem, bo nie mam siły tego wszystkiego zmieniać. Więc czasem jest tylko tak, że np. wyrzuciłem jakieś drzewo, żeby odsłonić inne – takie drobne prace. A więc siecią jest naturalny las. Jest kilka polan łąkowych, które są wykaszane raz w roku. Mam wokół domu niewielki trawnik, który jest wykaszany trzy razy w roku. Mam też takie tereny zadrzewione pojedynczymi drzewami, które wykaszam raz w roku, ale nieregularnie – tzn. niektóre miejsca są wykaszane raz na trzy lata, a inne nawet dwa razy w roku – gdzieś bliżej ścieżek. To totalnie chaotyczny teren, gdzie mam trochę drzew, trochę bylin leśnych, trochę łąkowych roślin. I wkładam w to tyle pracy, ile mam siły, po prostu on jest jakby zapisem tej mojej pracy. Myślę, że tak średnio pracuję w tym ogrodzie raz w tygodniu, przez 2-3 godziny.

– Bada pan też tradycje uprawy roślin w różnych kulturach, również w dawniejszych czasach. Badania prowadzi pan nie tylko w Polsce, ale też w różnych krajach Europy i Azji. Jak by pan porównał tradycje uprawy dzikich roślin w Polsce i np. w Chinach?
– W Chinach na wsiach, w ogródkach, większość roślin to są rośliny użytkowe, czyli albo jadalne, albo lecznicze. I tam ludzie często przenoszą różne gatunki z lasu. Natomiast ogólnie nie wkładają energii w ogrody – ogród jest tylko miejscem, gdzie się uprawia warzywa czy powiedzmy kilka kwiatów. Trochę tak jak dawniej było w Polsce, 100 czy 200 lat temu.

Fot. wydawnictwo Nasza Księgarnia


– A czy coś pana zaskoczyło podczas tych badań? Jakieś nietypowe odkrycie?
– Nie badałem ogrodów, badałem rośliny jadalne. Ale ciekawym było dla mnie to, że w Gruzji świnie chodzą wolno, tak jak kiedyś u nas było. I one po prostu łażą po wsi, ryją w ogrodach, gdzieś tam biegają… U nas tego już nie ma.

– Wracając do książki, to jest w niej jeszcze rozdział o łąkach kwietnych. Jak wygląda praca nad taką łąką?
– Jest to skomplikowany temat, ale najczęściej taką łąkę się zakłada z nasion. Zachowujemy teren i wysiewamy nasiona – ale nie zawsze, bo można równie dobrze np. w trawniku dosadzać różne dzikie kwiaty i potem kępy z łąki przenosić i powoli, powoli go zamieniać w łąkę. Albo po prostu mniej kosić trawnik, wtedy pewne gatunki łąkowe się same wsieją.

– Przy wyborze nasion do łąki kwietnej należy uważać, jakie się kupuje. Na co powinniśmy zwracać uwagę?
– Na to, żeby nie sadzić gatunków inwazyjnych oraz żeby nie były to tylko przypadkowe jednoroczne kwiaty ogrodowe, tylko żeby rzeczywiście były to gatunki dzikich roślin łąkowych – czyli najlepiej czytać skład. Ludzie sieją bezmyślnie – nie pamiętają, jakiej firmy nasiona posiali i co było w tej mieszance.

– Komu poleca pan książkę „Dziki ogród”?
– To jest akurat książka dla wszystkich, tzn. ma dużo obrazków i jest napisana dosyć prostym językiem. Są tam czasem jakieś moje filozoficzne wtręty, ale ogólnie może ją czytać nawet licealista, jak również naukowiec ekolog.

– Wcześniej napisał pan książki, które odbiły się szerokim echem: „Dzika kuchnia”, a także „Podręcznik robakożercy”. Jaki jest obecnie odbiór tych książek?
– No tak, rzeczywiście moje książki miały duży wpływ na Polskę i Polaków – zarówno książka o jedzeniu owadów, dzikiej kuchni, jak i seksie w lesie. To wszystko jakoś kształtowało Polskę. Myślę, że książka „Dziki ogród” też taka będzie. Ona nie jest skandalizująca, to jest książka o robieniu czegoś pozytywnego. Ale myślę, że też będzie miała duży wpływ na Polskę.

– Na koniec poproszę pana o jeden najprostszy przepis z roślin jadalnych.
– Bierzemy jadalne dzikie chwasty – takie niegorzkie, typu pokrzywa albo lebioda – i gotujemy je. Pokrzywę przez 10 minut, a lebiodę można krócej, przez 3-4 minuty. Po ugotowaniu odlewamy wodę, polewamy oliwą z solą albo smażymy na maśle.

Rozmawiała Agata Tupaj

Łukasz Łuczaj – doktor habilitowany biologii, profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego, etnobotanik i ekolog. Od wielu lat prowadzi warsztaty odżywiania się dzikimi roślinami. Dokumentuje tradycje używania dziko rosnących roślin pokarmowych w różnych krajach Europy i Azji, prowadząc badania w tradycyjnych społecznościach wiejskich, np. w Chinach i Chorwacji. Jeden z czołowych badaczy dzikich roślin jadalnych na świecie, autor wielu prac na ten temat, publikowanych w renomowanych pismach naukowych. Prowadził autorski program pt. „Dziki obiad Łukasza Łuczaja” emitowany przez Kuchnię+. Mieszka na Pogórzu Dynowskim koło Krosna, na pograniczu dwóch wsi: Pietruszej Woli i Rzepnika, w dzikim i niezwykle malowniczym zakątku Pogórza Karpackiego. Autor wielu publikacji naukowych i książek, w tym bestsellerowej „Dzikiej kuchni”.