Królowa Elżbieta II przyciągała oczy całego świata. Jak odnaleźć się w świecie, który od 8 września biegnie już bez niej?

2022-10-01 12:00:00(ost. akt: 2023-07-03 23:18:49)

Autor zdjęcia: pl.wikipedia.org

Była jakby od zawsze. Ilekroć mowa o najważniejszych wydarzeniach Europy i świata po II wojnie światowej — była. Czasem jako tło, częściej jako jedna z głównych postaci. Ale była. Jak dziś odnaleźć się w świecie, który od 8 września biegnie już bez Niej?
Moja Królowa

Niby nie rządziła, bo jedynie panowała. Niby w Jej funkcji więcej było splendoru, mieniących się koron, diademów, królewskich klejnotów, szat i godnych pomachiwań z pałacowego balkonu… Niby nawet nie była autorką kolejnych mów tronowych — bo, choć to Ona przedstawiała założenia działań rządu Zjednoczonego Królestwa w zakresie polityki, gospodarki i spraw socjalnych na nadchodzący rok, brytyjska tradycja nakazuje przygotowanie mowy urzędującemu premierowi. Bywało zatem, że czytała tekst, którego nie tylko nie była autorką, ale z którego głównymi tezami mogła się nawet nie do końca zgadzać.

A jednak..!
A jednak to Królowa Elżbieta II przyciągała oczy całego świata. To Ona, gdziekolwiek się nie pojawiła, kradła uwagę wszystkich, nawet w zderzeniu z prawdziwymi mocarzami, by choćby wspomnieć czternastu kolejnych prezydentów USA… Owszem, zgodnie z protokołem dyplomatycznym to Królowa mówiła pierwsza i nie wolno było w Jej obecności wyrywać się do odpowiedzi bez pytania — ale zaręczam, że nawet bez protokołu i tak nikt by nie śmiał. Bo samą swoją obecnością Królowa onieśmielała i gasiła słowa na ustach nawet największych mówców. A z drugiej strony wszyscy, którym dane było kiedykolwiek w jednym pomieszczeniu z Królową choć chwilę przebywać, zgodnie przyznają, że sama Królowa nie robiła absolutnie nic, by wzbudzić postrach lub emocjonalnie paraliżować. Przeciwnie — zachowywała się naturalnie, ciepło, niczym starsza nestorka rodu, do której raz biegnie się z nowym przepisem na ciasteczka korzenne, innym ze złamanym sercem — i zawsze można liczyć na ciepłe słowo, uśmiech, wsparcie…

Bo taka właśnie była Królowa Elżbieta II: wzbudzała respekt i szacunek nie swoim urzędem, ale swoją osobą, postawą, niezłomnym charakterem, niezależnością, a nawet poczuciem humoru. Jej majestat był tak wielki, że nie zaszkodził mu ani skok z helikoptera wspólnie z Jamesem Bondem, ani Miś Paddington, któremu pochwaliła się trzymaną na czarną godzinę kanapką w jednej z tysiąca swoich gustownych czarnych torebek. Bo takiemu majestatowi nic nie zaszkodzi — bo to prawdziwy majestat, który po prostu jest…

Szczegóły

Kiedy we wczesnym dzieciństwie otrzymałam od Mamy — zresztą w odpowiedzi na swój własny w tej kwestii nieprzejednany upór — pierwsze pióro wieczne, ani Mama, ani nawet ja sama absolutnie nie podejrzewałyśmy, że akurat pióro wieczne stanie się jednym z dwóch elementów, które z Królową Elżbietą II liną okrętową połączą mnie na zawsze…!

Diamenty diamentami, nawet Koh-i-noor niech sobie zdobi koronę brytyjską, w kwestii przyborów do pisania Jej Królewska Wysokość Królowa Elżbieta II nie była snobką — to zresztą kolejny dowód na prawdziwość Jej majestatu. Mianowicie Ona, władczyni prawdziwego Imperium, mieszkanka najpiękniejszych rezydencji świata i posiadaczka (przynajmniej do swojej dyspozycji) najpiękniejszych klejnotów — całe życie pisała zwyczajnym Parkerem 51…!

Dzięki czemu oczywiście Parker 51 stał się absolutnie niezwyczajny…
Pióro powstało w 1939 roku, a 51 w nazwie modelu oznacza 51. wtedy rok istnienia firmy Parker. Było też pierwszym modelem, z którego skuwkę zdejmowało się, a nie odkręcało. Z kolei mechanizm napełniania zezwalał na umieszczenie wewnętrznego zbiornika atramentu bezpośrednio w stalówce. Nie ma co mówić — egzemplarz w sam raz dla kobiety zbyt zajętej prowadzeniem spraw całego Zjednoczonego Królestwa, by dodatkowo tracić czas na odkręcanie skuwki…!

Kiedy kilka lat temu ukazała się replika pióra, którego Królowa używała właściwie przez całe swoje życie — moja Mama natychmiast wybrała model burgundowy ze srebrną skuwką, na której nakazała wygrawerować krótkie: „Po prostu pisz! — Mama”. Z lubością zatem i zgodnie z nakazem piszę, notuję kolejne pomysły do artykułów i książek, a ile razy spojrzę na swojego własnego Parkera 51, tylekroć widzę obraz Królowej przy swoim biurku, z czerwoną walizeczką gdzieś w tle — i zawsze z piórem wiecznym w ręce.

Kolejny element jest zresztą bardzo blisko pióra — jest to mianowicie biurko Królowej, a raczej tzw. sekretarzyk, ten sam, przy którym powitała nieco zniecierpliwionego Jamesa Bonda… Ja sama mało rzeczy z roku zarazy wspominam z lubością, rozrzewnieniem, a nawet tęsknotą — ale akurat lockdown i całe godziny przymusowego zamknięcia w domu, które dla mnie oznaczało głownie pisanie i pracę przy własnym sekretarzyku — niech pęknę! — mogłyby mi się zdarzać znacznie częściej…! Tak. Wszystko w Niej było królewskie. I bardzo się martwię, że wraz z Jej odejściem wszystkie te królewskie szczególiki też mogą bezpowrotnie odejść…

Pamięć

Cóż tu napisać? Że będę. No, będę.
Bo nie umiałabym inaczej. Bo była — i zawsze już zostanie — moją osobistą ikoną stylu, kobiecej godności i siły dyplomatycznego czasem uporu. Pamiętam kiedyś awanturę czy scenę zazdrości, którą wobec mnie wykonał jeden ktoś. Kiedy tak na wszystkie strony ział furią, siadłam dokładnie naprzeciw niego, złożyłam ładnie nogi, dyskretnie poprawiłam baskinkę i w całkowitej ciszy oraz spokoju wysłuchałam wszystkich jego żali, zarzutów, pretensji do mnie, a za moim pośrednictwem do całego świata. Jeden ze świadków powiedział mi potem, że właśnie w czasie tej sceny ujrzał, jak mocno ja tym brytyjskim imperializmem musiałam nasiąknąć i jak doskonale — jakkolwiek nietypowe to było zachowanie dla mojej osobowości — zdołałam przez chwilę zaimitować Królową.

I od tamtej pory mocno się tego spostrzeżenia trzymam.

Zapamiętam wiele Jej słów, sytuacji z Jej udziałem, kolejne portrety i wystąpienia. Będzie dla mnie w wielu chwilach metrem z Sèvres — w innych to Jej obraz wyrywać mi będzie z piersi rozdzierające westchnienie, na znak tęsknoty za czymś, co już się skończyło i nigdy nie powtórzy. Królowa Elżbieta II będzie też dla mnie wzorem do naśladowania jako Absolutna Kobieta Bez Gorsetu.

Bo w tym na wskroś męskim świecie władców i polityki to Ona przykuwała uwagę — i do swoich kanarkowych kreacji, i do słów, które wypowiadała z mocą godnego, iście królewskiego spokoju. Kobietą Bez Gorsetu, która w czasie II wojny światowej w Pomocniczej Służbie Terytorialnej, w wieku ledwie co ukończonych 18 lat pracowała jako kierowca i mechanik. Kobietą Bez Gorsetu, której małżonek — jakkolwiek godzien Jej partnerstwa — był jednak tylko księciem. Zwłaszcza że osobiście znam przynajmniej dwóch mężczyzn, którzy nigdy w życiu mężami jakiej bądź królowej nie mogliby zostać. Bo każdy z nich jest tak zapamiętany i pogrążony w swoim narcyzmie, że za żadne pieniądze i splendory świata nie dałby rady, nawet z tytułem księcia, zostać na całe życie mimo wszystko tylko Jej cieniem…

Może właśnie dlatego jednym z najpiękniejszych prezentów, jakie kiedykolwiek ktokolwiek zdecydował się konkretnie mi podarować — będzie portret Królowej Elżbiety namalowany ręką samej Wioletty Ustyjańczuk. Ot, taka Królowa pod moją własną strzechą…

Kiedy 21 kwietnia 1947 roku, w swoje 21. urodziny, jeszcze jako niezamężna księżniczka Elżbieta, w czasie rodzinnej wycieczki po Afryce Południowej składała swoją słynną deklarację — któż mógł przypuszczać, że z czasem ta mowa stanie się przysięgą. W dodatku taką, której najwierniej dotrzymywała przez ponad 96 lat swojego życia i przez ponad 70 lat swojego panowania. I której każdego słowa dotrzymała do ostatnich chwil swojego tchnienia.
Magdalena Maria Bukowiecka
Obrazek w tresci