Tego grudnia nigdy nie zapomną. Stan wojenny w Elblągu we wspomnieniach mieszkańców

2022-12-13 05:05:00(ost. akt: 2023-07-03 22:30:56)

Autor zdjęcia: Jan Szulecki/ Zdjęcia Elbląga

13 grudnia 1981 roku, o godzinie 6 rano, za pośrednictwem Polskiego Radia, generał Wojciech Jaruzelski poinformował Polaków o wprowadzeniu stanu wojennego. Dla wielu osób rozpoczął się długi okres represji, aresztowań, ale także podejmowania prób oporu społecznego. Nie inaczej było w Elblągu. Teraz, po latach od tamtych wydarzeń, garstka elblążan zdecydowała się opowiedzieć o swoich doświadczeniach. 

— Bardzo dobrze pamiętam ten dzień. Nie są to jednak dobre wspomnienia — mówi Aniela Wiesława Grudzińska, przewodnicząca komisji wydziałowej "Solidarności" w elbląskim Zamechu. — Tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego kilku naszych kolegów aresztowano. Wiedzieliśmy więc, że coś się szykuje.


— O tym, że w Polsce wprowadzono stan wojenny, dowiedziałem się od znajomego — wspomina Ireneusz Łyczkowski. — Razem poszliśmy na plebanię, do księdza Józefczyka. Chcieliśmy dowiedzieć się czegoś więcej. Tam była już spora grupa osób. Po jakimś czasie pod kościołem pojawiły się "suki" i musieliśmy się rozejść. Czy się baliśmy? Oczywiście, w telewizji pojawił się ten pan i wszystko inne zamarło. Dla nas to był po prostu bandyta, który wydał wojnę swojemu społeczeństwu, robotnikom. Jak mieliśmy się zachować? Zdecydowaliśmy się na strajk. Zostaliśmy w zakładzie. Nasze żony i dzieci, chcąc z nami porozmawiać, przychodziły pod bramę zakładu.


Strajki w "Zamechu" rozpoczęły się 14 grudnia. Następnego dnia stanęły również Zakłady Piwowarskie „Browar” i Fabryka Domów w Elblągu. Władze wojewódzkie dążyły jednak do szybkiego zakończenia robotniczych protestów. Zdecydowano się ich zastraszyć.

Wieczorem 15 grudnia zakłady zostały otoczone przez jednostki wojska i milicji. W „Zamechu” trwały negocjacje z przedstawicielami załogi oraz komisarzem zakładu, w których pośredniczył ksiądz Romuald Zapatka. W ich wyniku podpisano porozumienie i strajk został przerwany. W ciągu dwóch kolejnych dni wszystkie pozostałe protesty w regionie zakończyły się.

Stan wojenny trwał, represje się nie skończyły. 

— Cały czas działaliśmy. Zbieraliśmy pieniądze dla internowanych, roznosiliśmy bibuły — dodaje pani Aniela. — W kwietniu 1983 roku zostałam zatrzymana na 48 godzin. Kilkakrotnie przeprowadzano rewizje u mnie w mieszkaniu. To był ciężki okres, stracony dla Polski. Jednak pamięć o nim powinna przetrwać.

Tekst źródłowy z dnia 26-11-2011.