Szczęścia na te uroczyste święta!

2022-12-25 08:00:00(ost. akt: 2022-12-22 13:16:21)

Autor zdjęcia: Wojciech Caruk

Boże Narodzenie to święto bogate w tradycje. Nie brakowało ich również w naszym regionie. Jednak zwyczaje protestanckich Mazur różniły się nieco od tych praktykowanych na katolickiej Warmii. Niektóre pozostały z nami do dzisiaj.
Współczesne obyczaje Bożego Narodzenia na naszych ziemiach zaczęły pojawiać się stopniowo po 1945 roku. Jednak wcześniej czas ten nazywany godami lub godnimi świętami również był ciekawym etnograficznie i kulturowo okresem. Już w adwencie mieszkańcy wieszali wieńce, na których w każdą niedzielę stawiono zapalone świeczki. W tym czasie można było spotkać chłopców z gwiazdą lub przebierańców zwanych w zależności od rejonu — napierkami, klonami lub szymonami. Okres ten kończył się w Wigilię wraz z odprawieniem jutrzni na gody, kiedy to zaczynał się rzeczywisty czas świąt. O jutrzni tak pisał dyrektor miejscowego gimnazjum, wybitny mazurski historyk Max Toeppen: „Główne role odgrywają przybierający postać aniołów uczniowie (...), odziani są w biały strój (...) i wysokie korony z kwiatów wykonanych z pozłacanego papieru, dziewczęta natomiast zakładają wianki. Pojawiają się w kościele, niosąc świece (...) i rozpoczynają śpiewać antyfony, wygłaszając osobno lub chórem na tę uroczystość ewangelię (...). W ceremonii tej żywo uczestniczy cała ludność polska, a również i wielu Niemców. Już od drugiej albo trzeciej nad ranem w domach widać poruszenie. Uroczystość rozpoczyna się około godziny czwartej. Z Polaków nie przybywają na nią jedynie chorzy i słabi”.

Kuchy posypane kruszonką


Maria Zientara-Malewska, warmińska poetka, wspomina w książce "Warmio moja miła" o przedświątecznym jarmarku w Olsztynie: „Święta już blisko! Na jarmark „godowy” do Olsztyna jechał, kto tylko mógł. Po powrocie z jarmarku „sługa” zaczął „gubzić” jabłka, orzechy czy pierniki dla dzieci. Które zaś znalazło coś na płocie, progu, czy sieni, skakało z radości i opowiadało dotąd każdemu, kto tylko przyszedł do chaty, póki go któreś inne nie zdystansowało, bo także coś „nalazło”.
Dzień Wigilii różnił się znacznie od tego znanego współcześnie. Wieczerza, do której zasiadano wraz z pierwszą gwiazdką, nie miała charakteru świątecznego. Nie przestrzegano też postu, a na stołach można było znaleźć kiełbasę czy pieczoną gęś oraz ciasta, marcepany czy chleb razowy. Na Warmii pieczono kuchy posypane kruszonką, do których nie żałowano masła, jaj i rodzynek. Nie znano zwyczaju łamania się opłatkiem i ubierania choinki. W kącie izby stawiano za to snop siana lub wieszano zieloną jeglijkę. Kiedy w XX wieku wraz z osadnikami z innych regionów dotarła tu choinkowa tradycja, Mazurzy zaczęli stawiać pod nią talerze wypełnione jabłkami, orzechami, piernikami czy cukierkami. Prezenty przynosił Mikołaj zwany na Mazurach Nikolusem lub Pikolusem. W warmińskich wioskach można było spotkać bogaty orszak sług z szemlem, siwym koniem. Najstarszy sługa rozdawał dzieciom prezenty.

Msza o piątej rano

Tuż po zakończeniu jutrzni udawano się do kościoła. Mieszkańcy zabierali wiązki zboża, wierzyli, że ziarno przyniesione z kościoła da większe plony. Po uroczystościach kościelnych, pierwszego dnia świąt, Mazurzy spożywali uroczyste śniadanie. Na Warmii pierwszy dzień rozpoczynał się poranną mszą o godzinie piątej rano. Po kościele wszyscy pozostawali w domach i nietaktem było odwiedzanie innych. Na obiad podawano potrawy z grochu, przeważnie biały groch gotowany z wędzonym boczkiem. Czasami dodawano też kiełbasę. Dopiero drugiego dnia Warmiacy i Mazurzy odwiedzali inne domostwa. Na początku XX wieku popularną potrawą świąteczną stała się smażona gęś lub czernina. Na Warmii pierwszego dnia rozpoczynały się trwające do Święta Trzech Króli tzw. „dwunastki”, na Mazurach zwane „świeczkami”. W tym czasie w gospodarstwach wykonywano tylko niezbędne prace. Nie młócono zboża, nie pleciono koszy, nie pracowano przy kołowrotku i unikano prania bielizny. Obowiązywały też zakazy m.in. zabijania zwierząt, szycia, wywożenia obornika na pole, obdarowywania prezentami czy wypiekania chleba. Drugiego dnia świąt rozpoczynano odwiedziny, a służba składała panom i gospodarzom życzenia, otrzymując w zamian posiłek i prezenty. Po warmińsko-mazurskich wsiach chodziły w tym okresie zespoły kolędnicze, których wyróżniano trzy rodzaje. „Sługi z szemlem” to ubrane na biało postacie z kukłą konia. Oprócz śpiewania kolęd szemel wraz ze swoim najstarszym sługą rozdawał dzieciom prezenty. „Rogale” to byli przebierańcy, którzy chodzili po domach od Bożego Narodzenia do Święta Trzech Króli, a czasami nawet dłużej. Byli to: żołnierz, kominiarz, Żyd, Cygan, dziad, baba oraz zwierzęta: bocian, koza, niedźwiedź. Ich rolą było składanie życzeń, śpiewanie kolęd oraz „negocjowanie” datków. „Trzej królowie” chodzili po domach w dniu Święta Trzech Króli, składając życzenia, śpiewając kolędy i inscenizując historię króla Heroda.
Maria Zientara-Malewska przypomina słowa, którymi Warmiacy witali się podczas drugiego dnia świąt: "Gość, wchodząc do chaty, pozdrawiał domowników starym zwyczajem warmińskimi słowami: Boże, dáj wáma szczęście na te łuroczyste święta, cobyśta w szczęściu i zdroziu drugich doczekali. – Bóg zapłać! Zitájcie łu náju – odpowiadali domownicy.”
27 grudnia w warmińskich kościołach święcono... piwo i wino. Winem byli częstowani wierni podczas mszy. Poświęcone trunki dodawano do karmy dla zwierząt. Pito je witając nowy rok, a także częstowano nimi pielgrzymów wędrujących po warmińskich sanktuariach oraz żołnierzy przed bitwą.

Ciastka w kształcie zwierząt

W sylwestra sprzątano i przystrajano izbę, podłogę posypując piachem. Pieczono też tzw. nowolatka, czyli ciastka w kształcie zwierząt gospodarskich i roślin uprawnych. Przed północą Mazurzy i Warmiacy zasiadali do posiłku zwanego „muzą” lub „breją”, którą spożywano z jednej miski. Po północy wychodzono na dwór i wznoszono okrzyki „już po breji”, co oznaczało nastanie Nowego Roku. W nocy płatano sobie różne figle, m.in. dziewczyny zamazywały okna w domach chłopaków lub kradły im ubrania, które w Nowy Rok chłopcy musieli wykupić. Dzień kolejny był też wypełniony różnymi wróżbami dotyczącymi głównie panien oraz ich zamążpójścia. W Nowy Rok gospodarz wychodził z domu i obwiązywał wszystkie drzewa owocowe w sadzie słomą, która stała w chacie przez okres Świąt Bożego Narodzenia, dodając do niej okruchy „nowolatka”.
Wiele mazurskich zwyczajów noworocznych w okolicach Olsztynka w XIX wieku odnotował Max von Toeppen. W wieczór sylwestrowy należało koniecznie schować nóż od sieczkarni, w przeciwnym razie następnego dnia można było znaleźć w słomie... człowieka bez głowy. W noc sylwestrową można było z ogniska w piecu wypatrzyć, co złego lub dobrego czekało w przyszłym roku. Młodzież zbierała się przy płocie "potrząsała nim mocno, później nasłuchiwano, z której strony szczekały psy; stamtąd mieli przyjść przyszły mąż lub żona". Dziewczęta udawały się po ciemku do owczarni i chwytały zwierzęta. Jeżeli któraś złapała barana, to wróżyło rychłe zamążpójście, jeżeli owcę, to pozostawała panną. Schwytanie jagnięcia zapowiadało urodzenie dziecka. Dziewczęta ze strzechy wydłubywały słomę. Gdy któraś trafiła na kłos z ziarnami, to miała poślubić chłopaka gospodarza, kłos bez ziaren wróżył parobka. Wiatr w dzień Nowego Roku zapowiadał obfitość owoców, śnieg zwiastował, że pszczoły będą się dobrze roiły. Gwiaździste niebo gwarantowało obfitość jaj.

Wojciech Caruk