Bosman z Braniewa kolejny raz wyruszył na front, aby wspomóc ukraińskich żołnierzy

2023-01-20 16:35:15(ost. akt: 2023-07-03 21:22:16)
Pod koniec 2022 roku Ryszard Doda (drugi z prawej) wraz z wolontariuszami odwiedził Bachmut.

Pod koniec 2022 roku Ryszard Doda (drugi z prawej) wraz z wolontariuszami odwiedził Bachmut.

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Ryszard Doda to mieszkaniec Braniewa, obecnie żeglarz i przedsiębiorca. Przez dwadzieścia lat pełnił funkcję bosmana w porcie w Nowej Pasłęce. To też były żołnierz Legii Cudzoziemskiej. Dziś już ósmy raz wyrusza z pomocą na front, by wspomóc ukraińskich żołnierzy.
Po zakończeniu pięcioletniej służby w Legii Cudzoziemskiej powrócił do Polski, gdzie zajął się promowaniem i rozwojem Zalewu Wiślanego, a w szczególności miejscowości Nowa Pasłęka. Organizował różnego rodzaju imprezy i udzielał się na targach żeglarskich, gdzie wystawiał stoiska. Ale, co najciekawsze, to właśnie on jest autorem pomysłu i organizacji pierwszych Dni Nowej Pasłęki, które odbyły się w 2001 roku.


— To ja zainaugurowałem tę imprezę, która odbywa się teraz każdego roku. Wciąż jestem ich współorganizatorem. Podjąłem się też organizacji pierwszych regat żeglarskich im. Jarka Rąbalskiego. Wielu żeglarzy pierwszy raz w życiu odwiedziło ten port. Były trudności z wejściem na wodę, płycizna, ale udało się — wszyscy dopłynęli. I tak już 20 lat minęło. Impreza się rozkręciła, jest bardzo popularna — wspomina Ryszard Doda.


Przywiózł pomoc humanitarną i doświadczenie

Zaraz po wybuchu wojny w Ukrainie w Braniewie zebrała się grupa ludzi, która chciała pomóc. Po udanej zbiórce potrzebny był kierowca, który zawiezie pomoc humanitarną do kraju ogarniętego wojną. Podjął się tego właśnie Ryszard Doda.

— Zgodziłem się i tak się zaczęło. 28 lutego byłem już w Ukrainie, zajechałem pod Kijów. Zawiozłem 3 tony żywności. Na miejscu stwierdziłem, że oddziały są praktycznie nieprzygotowane do wojny. Brakowało hełmów, kamizelek, sprzętu łączności. Walczący posiadali tylko broń indywidualną. Zadzwoniłem do Polski i poprosiłem o zorganizowanie pomocy szczegółowej dla walczących w Ukrainie. Dzięki lokalnemu przedsiębiorcy z Braniewa zorganizowano kamizelki, środki opatrunkowe, sprzęt do gaszenia pożarów i agregaty prądotwórcze. W sumie było tego 32 palety. Pojechaliśmy do Lwowa, gdzie nastąpiło rozdzielenie darów, a z częścią wojskową pojechałem do oddziałów, z którymi się zapoznaliśmy. Spędziłem tam 40 dni — mówi Ryszard Doda.

Przez ten czas nasz rozmówca aktywnie wspierał Ukrainę w walce.

— Główne zadanie armii ukraińskiej polegało na obronie swojego terytorium. To był pierwszy okres — bardzo ważne było zatrzymanie ofensywy armii rosyjskiej, a następnie przejście do kontruderzenia, czyli do ataku. Należało wypchać Rosjan z terytorium Ukrainy. Takie było zadanie wszystkich oddziałów, próbowaliśmy zatrzymać to natarcie, opanować pierwszy szok, który wówczas nastąpił, i kontruderzenie — wypychanie agresora w kierunku Białorusi i w kierunku Rosji. Oddziały spod Kijowa bardzo szybko wypchnęły oddziały rosyjskie i posuwały się w kierunku Sumy. Na Sumie zakończyłem — relacjonuje pan Ryszard.


Pomoc, ale tylko ukierunkowana

Pan Ryszard wrócił do Polski na prośbę Ukraińców.

— Mówili, że walka jest ważna, ale pomoc jeszcze ważniejsza. Zwłaszcza pomoc ukierunkowana, która trafi do oddziałów wojskowych, a nie do cywili. Cała Polska słała dary, które docierały do dużych metropolii, a do jednostek liniowych docierało już niewiele rzeczy — przekazuje braniewianin.

W piątek 20 stycznia wraz z dwoma wolontariuszami wyrusza do Ukrainy z pomocą już ósmy raz.

— Jedziemy tam, gdzie zawsze jest gorąco, czyli Bachmut i Sołedar — informuje pan Ryszard.

I tłumaczy: — Tam Rosjanie próbują zwalczyć obronę ukraińską, którą Ukraińcy bardzo twardo trzymają. Zadają bardzo duże straty dla armii Putina. Tam trzeba głównie pomóc, aby przytrzymali tę obronę. Stamtąd jedziemy do Iziumu do następnych oddziałów, by zaopatrzyć ich w to, co wieziemy dzięki życzliwości narodu polskiego.

— Dzięki zbiórkom i przy mocnym wsparciu wójta i mieszkańców gminy Braniewo udało nam się zakupić w sumie już cztery samochody, które dla armii ukraińskiej walczącej na pierwszej linii frontu. To małe terenowe samochody, które umożliwią szybką ewakuację rannych żołnierzy z pierwszej linii frontu do pierwszych punktów medycznych, położonych z tyłu linii frontu. Wozy pancerne mają problem wjechać w niektóre miejsca, zwłaszcza zimą. Dwa samochody zostały już przekazane, teraz jedziemy z dwoma kolejnymi. Wieziemy też 2,5 tys. par skarpet, 300 tys. zimowego obuwia wojskowego, odzież termiczną, śpiwory, torbę medyczną, butle gazowe mniejsze i większe, palniki — wylicza nasz rozmówca.

— Potrzebne są generatory prądu, ciepłe skarpety, ciepłe wojskowe obuwie, odzież i bielizna termiczna, środki opatrunkowe, grube gazy do tamowania krwawienia, małe kuchenki gazowe na naboje, aby żołnierze mogli włożyć je do plecaków i nie obciążało ich to zbyt mocno. Niech ludzie nie ślą żadnych mundurów, bo nie są w kolorze armii ukraińskiej i może dojść do tragedii. Chcielibyśmy zakupić drona, który pomoże walczącym w działaniach. Jeden dron — nawet taki mały z kamerą — potrafi ocalić życie 50 osób. To są „oczy” oddziału — dodaje Ryszard Doda.

I tłumaczy: — Widziałem żołnierzy, którzy byli w swoich własnych butach, które zabrali z domu. To jest przykre — zwłaszcza teraz, zimą. Trzeba pomóc tym ludziom, aby nie zamarzli. Jeśli chcemy utrzymać linię frontu na tej pozycji, którą w tej chwili Ukraińcom udaje się utrzymać, to zapewnijmy im chociaż minimum, aby mogli walczyć bez odmrażania sobie palców i łapania infekcji. Straty „siły żywej” to też poważny problem, bo zamiast walczyć, trzeba opiekować się chorymi i ich leczyć. Staram się dostarczać takie rzeczy, o które proszą. Ważne jest, aby każdy żołnierz miał swoją własną apteczkę wojskową, aby w razie potrzeby nawet sam mógł opatrzeć sobie rany.

Pod koniec 2022 roku Ryszard Doda wraz z wolontariuszami już odwiedził Bachmut.

— Wyjechaliśmy 27 grudnia. Napotkaliśmy ciężką sytuację: ostrzał artyleryjski. Przekazaliśmy dary dla jednostki i wycofaliśmy się 20 km od linii frontu, aby w spokoju spędzić noc. Na drugi dzień pojechaliśmy do Kramatorska, zaopatrzyliśmy jeszcze trzy oddziały wojskowe, które walczą na tym odcinku. I nastąpił powrót — trzeba pamiętać, że droga w jedną stronę zajmuje trzy dni — opowiada braniewianin.

— Odradzam samodzielne wypady na front, trzeba mieć zgodę na wjazd do terenów przyfrontowych i posiadać sprzęt zabezpieczający, czyli hełm i kamizelkę kuloodporną. Jeśli ktoś chce przekazać dary — to mogę zorganizować taki wyjazd. Wtedy zatrzymamy się 30-40 km od linii frontu, przyjadą oddziały i przejmą dary. Odradzam samodzielne podróże. Jest tam wiele niekontrolowanych, nieprecyzyjnych nalotów i z dobrych chęci może dojść do tragedii — podkreśla pan Ryszard.

— Kraj próbuje żyć normalnie, naprawiane są drogi i mosty. Jednak ze względu na przerwy w dostawach prądu są pewne utrudnienia. Tam, gdzie była armia rosyjska, wszystko jest totalnie zniszczone — jakby przeszła trąba powietrzna. Wszystko zdemolowane. Prawdziwa wojna tak naprawdę zaczyna się 50 km od linii frontu, tam znikają pojazdy cywilne, a pojawią się kolumny wojskowe — opisuje nasz rozmówca.

Walczą o wolność dla wszystkich

Ukraina walczy o przetrwanie narodu. Tu już nie chodzi o ziemię. Ukraińcy są tego świadomi. Mam wykształcenie wojskowe, wiem, na czym polega wojna i staram się to wykorzystać, aby wspomóc Ukrainę. To nie tylko wojna tego narodu, to bezpieczeństwo naszych obywateli w naszym kraju i każdy Polak powinien to zrozumieć — ocenia Ryszard Doda.

I zaznacza: — Gdyby Rosjanie według swoich założeń zdobyli Ukrainę w ciągu dwóch tygodni, to podejrzewam, że dziś mogliby zaatakować kolejne kraje. Mogliby też szantażować cały świat dostawami zboża i kukurydzy, przecież Ukraina jest potężnym importerem tego surowca.

— Nie zapominajmy, że Braniewo i Elbląg są w zasięgu artylerii Putina, która nie musiałaby nawet przekraczać granic. Mam troje dzieci i chcę, aby one w spokoju dożyły starości — przekazuje pan Ryszard.

— Ja swoje już przeżyłem. Schodząc z tego świata, nikt mi nie napisze na nagrobku: „urodził się, żył, umarł i nic w życiu nie osiągnął”. Tu nie chodzi o osiągnięcia, ale chciałbym, aby nie tylko moje dzieci, ale wszystkie dzieci w Polsce i na świecie nie czuły presji wojny, a skupiły się bardziej na rozwoju i nauce. Po prostu na normalnej egzystencji, a nie tak jak naród ukraiński, który musiał uciekać z własnej ziemi. Im bardziej będziemy im pomagać, tym bardziej będą czuli nasze wsparcie i jeszcze zażarciej będą bronili swojej ziemi — dodaje na zakończenie nasz rozmówca.
Rozmawiała Ewelina Gulińska

Mam wykształcenie wojskowe, wiem, jak się zachowywać, wiem, na czym polega wojna i staram się to wykorzystać, aby wspomóc Ukrainę — mówi Ryszard Doda (z prawej), na zdjęciu z wójtem gminy Braniewo, Jakubem Bornusem.
Obrazek w tresci