Bogdan Kiliński: Trzeba kochać to, co się robi

2023-04-02 15:00:00(ost. akt: 2023-03-31 11:35:48)

Autor zdjęcia: arch. pryw.

Bardzo miłe jest to, że dzieci zawsze czekają, kiedy przyjdzie pan Bogdan z jakimś nowym zadaniem, z którym będą mogły się zmierzyć – mówi elbląski artysta Bogdan Kiliński, który już od ponad 20 lat prowadzi w swojej Pracowni Artystycznej Inveni/Ryt cieszące się dużym zainteresowaniem zajęcia artystyczne.
– Pracownia Artystyczna INVENI/RYT ma już ponad 20 lat. W tym czasie poprowadził pan już wiele zajęć artystycznych zarówno u siebie, jak i we współpracy z innymi placówkami. Jak by pan podsumował te lata pracy?
– Rzeczywiście, 20 lat minęło bardzo szybko. Dwudziestą rocznicę istnienia pracowni obchodziłem w 2021 roku, a teraz mamy już 2023 rok. Jest to piękny i wyjątkowy czas w moim życiu, kiedy mogłem i nadal mogę pracować głównie z dziećmi w szkołach, ale też u siebie w pracowni plastycznej, dzieląc się swoim doświadczeniem i wiedzą. Podczas tych wielu lat pracy z dziećmi uruchamiał się swoisty mechanizm zwrotny, kiedy to ja czerpałem od dzieci, podziwiając – przede wszystkim bezpośredniość w ich procesach twórczych, spontaniczność, ciągły rozwój i to, że możliwość stwarzania to doskonała zabawa. Do tej pory praca z dziećmi daje mi mnóstwo energii do działania, do pracy. Są takim wiatrem w żagle. Praca z dziećmi, postrzeganie ich wrażliwości, pomoc w trudnościach, bycie tuż obok podczas stwarzania, bycie ich mentorem sprawia mi wielką satysfakcję.

– A jak ocenia pan zainteresowanie dzieci i młodzieży sztuką? Z jakim odbiorem spotykają się pańskie zajęcia?
– Najlepiej byłoby spytać o to samych uczestników. Ale myślę, że odbiór jest pozytywny. Bardzo miłe jest to, że dzieci zawsze czekają, kiedy przyjdzie pan Bogdan z jakimś nowym zadaniem, z którym będą mogły się zmierzyć. Często jestem witany okrzykiem radości „o, nareszcie pan Bogdan przyszedł” (śmiech). Miłe jest dla mnie też to, że dzieci nie chcą wychodzić do domu, jak rodzice przychodzą i czas zajęć się kończy. Wtedy są prośby o jeszcze 5-10 minut, tak żeby jeszcze coś zrobić i się pobawić.

Myślę, że moja pracownia w Elblągu – chociaż są różne inne miejsca, gdzie można chodzić na takie zajęcia – cieszy się uznaniem i szacunkiem. Świadczyć może o tym duża ilość dzieci, które przychodzą do pracowni na zajęcia popołudniowe, ale też bardzo duże zainteresowanie ze strony szkół, w których prowadzę warsztaty plastyczne. W tej chwili nie mam wolnych terminów, żeby przyjąć kolejne klasy, które chciałyby skorzystać z mojej wiedzy i doświadczenia.
Myślę, że w naszym mieście jest dosyć duże zainteresowanie twórczością plastyczną wśród dzieci i młodzieży, która ma niewątpliwie ogromny wpływ na wielozmysłowy rozwój człowieka.

Fot. archiwum prywatne


– Ile z tych dzieci potem kontynuuje swoją przygodę ze sztuką? Czy wiadomo panu o jakichś artystach, którzy wcześniej przychodzili do pana na zajęcia?
– Jest dosyć spora grupa dzieci, które później kontynuowały swoje poszukiwania w różnych dziedzinach sztuk plastycznych. Każdego roku, od 15 lat, przygotowywałem około 10-15 osób do różnych szkół i uczelni o kierunku artystycznym. Teraz są to już dorosłe osoby, które pracują niejednokrotnie, prowadząc swoje pracownie architektoniczne czy zajmując się pokrewnymi dziedzinami, wymagającymi uzdolnień plastycznych.

Bardzo miłe jest dla mnie to, że wielu z moich uczniów, którzy zaczynali 10-15 lat temu, utrzymują ze mną kontakt. Pojawiają się w pracowni, odwiedzają, opowiadają o swoich osiągnięciach, o swojej drodze, jak próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości, zdominowanej przez multimedia i grafikę komputerową. Wielu z nich swoją aktywność ukierunkowało w tradycyjnych dziedzinach sztuki, jak malarstwo, grafika warsztatowa czy rzeźba.

– Zajmuje się pan grafiką warsztatową, malarstwem, rysunkiem, ceramiką artystyczną i rzeźbą w śniegu. Która technika jest panu najbliższa i dlaczego?
– Najbliższą mi techniką obecnie jest grafika warsztatowa. Wcześniej było to malarstwo i rysunek. Ale grafika warsztatowa jest tą „moją” techniką, która mnie zafascynowała już od pierwszych zajęć podczas studiów. Na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku miałem fantastycznych nauczycieli, m.in. pani Alina Jackiewicz-Kaczmarek, która potrafiła tak ciekawie opowiadać o tej technice i możliwościach, sprawiła, że się „zakochałem”. Rzeczywiście, sprawia mi to mnóstwo frajdy i radości.

Ciągle odkrywam coś nowego i cały czas pojawiają się pomysły, co można jeszcze zrobić z tymi blachami, jak je opracować, co ulepszyć, co zmienić.
W chwili obecnej nie zajmuję się tylko grafiką warsztatową. Pochłania mnie również ceramika artystyczna, której poświęcam część swojej aktywności, a od 2-3 lat fascynuje mnie żywica epoksydowa i możliwość tworzenia w technice kolażu. W 2021 roku właśnie tej technice poświęcona była wystawa „10 obrazów inspirowanych formą koła”, która odbyła się w Galerii EL w Elblągu.
Jeśli chodzi o rzeźbę w śniegu, to też jest dla mnie fascynująca przygoda. Uczestniczyłem w kilku festiwalach rzeźby w śniegu „Terytorium bieli” organizowanych przez Galerię EL.

Fot. archiwum prywatne


– Skąd czerpie pan inspiracje? Jak wygląda u pana proces twórczy?
– W pewnym momencie zostałem zauroczony naturą – tym, co nas otacza. Więc pojawiają się w moich pracach motywy wody, ziemi, powietrza. Ale nie tylko. Od kilkunastu lat motywem, który pojawia się najczęściej w moich pracach, jest forma koła, spirali, wiru. Cały czas próbuję eksperymentować i bawić się tymi formami w różnych technikach, co daje niesamowite możliwości formalne oraz sposobność rozważania różnych zagadnień od kompozycji po odpowiedź na pytanie: kim jestem?

Sam proces twórczy to wiele czynności, które trzeba wykonać samemu. Zaczyna się od generowania pomysłu, koncepcji i szukania inspiracji. To jest ten najpiękniejszy czas poszukiwań tego, co ukryte w myślach, co można wyrazić na papierze czy w innej materii. Proces twórczy to również przygotowanie np. blachy, wykonanie rysunku, trawienie kwasem i na samym końcu wykonanie odbitki na prasie walcowej. Proces tworzenia to dziesiątki godzin w samotności, w byciu tylko z tą materią, z którą się pracuje. To jest jeden z najwspanialszych momentów, których doświadczam w życiu.

– Skąd się wzięło pana zainteresowanie tworzeniem? Kiedy to się zaczęło?
– Zaczęło się w dzieciństwie. Okazało się, że już jako dziecko bardzo dużo rysowałem, malowałem. Rodzice to zauważyli i zapisali mnie do domu kultury na zajęcia plastyczne w 3 albo 4 klasie szkoły podstawowej. Od tego czasu do skończenia szkoły podstawowej chodziłem do tego domu kultury i tam poznawałem pod okiem mojego pierwszego nauczyciela Lecha Zasadzkiego linoryt, drzeworyt, suchą igłę, zagadnienia związane z rysunkiem i malarstwem – i tak już zostało. Później było liceum sztuk plastycznych w Gdyni Orłowie i kolejnych 5 lat pracy. I chyba odkryłem, że to jest moja droga, którą chcę podążać. Już w dzieciństwie w tej przestrzeni czułem się jak ryba w wodzie.

– Jak to się stało, że postanowił pan zająć się edukacją artystyczną?
– Taki pomysł zrodził się w momencie, kiedy przyszły na świat nasze dzieci – dwóch synów. Oni też zaczęli bardzo dużo rysować, bawić się plasteliną i wszystkim, co dało się jakoś przetworzyć. Od tego momentu zainteresowałem się twórczością dziecka. Przestudiowałem całego Schumanna i wielu innych, którzy zajmowali się sztuką dziecka, żeby zrozumieć, o co w tym chodzi. I w pewnym momencie wspólnie z żoną wpadliśmy na pomysł, żeby otworzyć pracownię, do której mogłyby przychodzić dzieci i bawić się w małych artystów. Ktoś jeszcze podpowiedział, że mam dar przekazywania wiedzy, że dobrze mi to wychodzi. Zorganizowaliśmy pracownię w jednym pokoju w naszym mieszkaniu na Starym Mieście w Elblągu. Przez blisko 9 lat pracownia funkcjonowała w mieszkaniu, w pokoju o powierzchni 14 m2. To była pierwsza lokalizacja pracowni. Były też kolejne: na ul. Browarnej, Studziennej i obecna na ul. Nitschmanna.

– Pańskie prace można zobaczyć na wystawach nie tylko w Elblągu w Galerii EL, ale również w Gdańsku czy nawet za granicą. Jak wygląda proces przygotowywania wystawy i jak pan wspomina wernisaże swoich prac?
– Jak wcześniej wspominałem, ostatnią wystawę miałem w 2021 roku w Galerii EL i był to cykl „10 obrazów inspirowanych formą koła”. Ta forma koła nadal mnie fascynuje – jako symbol doskonałości i pełni, jako obraz ludzkiej psychiki pozwala poczuć jedność z wszystkimi kulturami i ludami, w których ten symbol się pojawiał.

W tym cyklu bawię się tą formą, tworząc kompozycje w technice kolażu. Ta wystawa miała się odbyć trochę wcześniej, w 2019 roku, ale z przyczyn oczywistych związanych z pandemią nie odbyła się. Cykl zamknął się 15 obrazami, powstało kolejnych 5 kompozycji, które stały się próbą odpowiedzi na zamknięcie i formą wyrażenia wiary w potęgę życia. Wystawa i wernisaż są finałowym akcentem okresu, który wypełniony jest żmudną pracą nad poszczególnymi kompozycjami.

Sam proces przygotowywania prac na tą konkretną wystawę był bardzo skomplikowany. Materią, z której tworzyłem kompozycje, był zwykły sznurek jutowy lub konopny misternie wyklejany fragment po fragmencie, następnie malowany farbami olejnymi i zalewany trzema warstwami żywicy epoksydowej, na których pojawiały się motywy malowane farbami akrylowymi przy pomocy aerografu. Przy tak różnorodnych mediach, sam proces powstawania kompozycji wydłużony jest do 2-3 miesięcy i dziesiątek godzin pracy.

Wernisaż jest dla mnie wydarzeniem o bardzo dużym ładunku emocjonalnym i wspominam je jako bardzo doniosłe i ważne momenty w moim życiu. Jest to też możliwość spotkania się z rodziną, ludźmi, z którymi kiedyś współpracowałem, czy też z bliskimi, których zbyt często nie goszczę u siebie w domu, bo jestem zajęty wykonywaniem kolejnych prac. Jest to więc dla mnie miła sposobność do porozmawiania na temat samych kompozycji czy też życia, o którym bardzo często one opowiadają. Czekam więc z utęsknieniem na najbliższy wernisaż, który już niebawem.

– Kiedy możemy się spodziewać tego wernisażu i jakie prace zobaczymy tym razem?
– Jestem na ukończeniu kolejnego cyklu 20 kompozycji – tym razem będą to mandale ceramiczne. Jak wspomniałem wcześniej, ceramika też jest mi bardzo bliska i odkrywam na nowo możliwości gliny i szkliw, którymi później maluję mandale. Czysta forma mandali – czyli obrazu na płaszczyźnie koła, już pojawiła się w mojej twórczości. To będzie kolejna odsłona – nie będę teraz o tym mówił, zapraszam na wernisaż, który odbędzie się w przeciągu 2-3 miesięcy – najpóźniej do końca maja.

– Jakich znanych artystów ceni pan najbardziej?
– Jeżeli chodzi o grafikę, to myślę, że Albrecht Dürer ze swoimi niezapomnianymi miedziorytami i drzeworytami, Rembrandt, Giovanni Battista Piranesi, Francisco de Goya. Z bliższych czasów Józef Gielniak. Poznałem ich na studiach, podczas wykładów z historii sztuki. Te nazwiska są przykładem ogromnej pracowitości, która wynika z pasji. To byli tytani pracy. Współcześnie cenię moich mentorów: pani profesor Alina Jackiewicz-Kaczmarek – druk wklęsły i wszystkie techniki trawione kwasami, profesor Zbigniew Gorlak – druk wypukły, drzeworyt, linoryt.
To są ludzie, których podziwiam, szanuję za ich dorobek artystyczny, za trud, za pracę i za niezłomność – że ciągle trwają i działają w tej przestrzeni.

– Co jest dla pana najważniejsze w tworzeniu?
– Muszę powiedzieć o jednej najważniejszej rzeczy: jest to pasja. Jeżeli nie ma pasji, to jest ciężko. To musi być przyjemność, to musi wynikać z lekkiego współgrania z tym, co się robi. Trzeba to też kochać. Pasja jest formą działalności, która uskrzydla, daje mnóstwo energii do życia, daje poczucie spełnienia. Jeżeli się z czymś „zmagamy”, to nie można tego nazwać pasją. Jeżeli robimy to naprawdę z radością i z pełnym, otwartym sercem, wtedy jest to pasja. W moim przypadku pasją jest sam proces twórczy, stwarzanie, ale też praca edukacyjno-artystyczna w pracowni z dziećmi, młodzieżą i osobami dorosłymi. Kocham to, co robię.

Rozmawiała Agata Tupaj