Historia Elbląga i okolic: Dawne zwyczaje wielkanocne
2023-04-08 07:00:00(ost. akt: 2023-04-07 14:00:52)
Dawne tradycje wielkanocne częściowo przetrwały do dziś. Mówiąc o Wielkanocy mamy przed oczyma pisanki, żurek z jajkami i białą kiełbasę, babki, rzeżuchę, palemki i święconkę. Stare zwyczaje w podelbląskich okolicach niewiele różniły się od polskich.
Przypominamy tekst z Archiwum Dziennika Elbląskiego. Autorem poniższego artykułu jest Lech Słodownik.
Tradycyjnie już w Wielki Czwartek wypiekano tzw. wielkoczwartkowe obwarzanki (die Gründonnerstagskringel), uwielbiane szczególnie przez dzieci i nieco słabiej uposażonych. W Wielki Piątek jeszcze przed wschodem słońca zamiatano izby, a śmieci wyrzucano na… posesję sąsiada, co miało chronić przed inwazją pcheł! Ale już w czasie dnia nie wolno było nic robić, tylko rzeczy niezbędne. Na obiad nie podawano w ogóle mięsa, a starsi ludzie nie jedli nawet cały dzień, by nie chorować i nie być cherlawym. Kto złamał te zasady, boleśnie to później odczuwał.
Pierwszego dnia świąt młode dziewczyny wstawały wczesnym rankiem i udawały się do pobliskiego strumyka lub źródła, by stąd przynieść czystą wodę. Tak robiły między innymi dziewczęta z Topolna Małego, w dzisiejszej gminie Rychliki, które chętnie odwiedzały źródło w pobliżu Marwicy. Robiono to w całkowitej ciszy i nikomu nie wolno było wypowiedzieć nawet słowa, ponieważ w innym wypadku źródlana woda traciła swoją magię, po której przecież tak wiele sobie obiecywano.
Wierzono, że wielkanocna woda przynosi błogosławieństwo, dlatego też po powrocie do domu pryskano nią osoby jeszcze śpiące oraz zwierzęta w stajni i oborze. Resztki tej wody przechowywano w butelce, uważają, że będzie ona zawsze „świeża i dobra na wszystko”. Przekonanie o magicznej sile wielkanocnej wody panowało także w innych regionach, gdzie podczas Wigilii Paschalnej, czyli w noc Zmartwychwstania Pańskiego, tradycyjnie kąpano się w rzece lub jeziorze albo po prostu kulano się nago (!) po jakiejś podmokłej, lub pokrytej wielkanocną rosą łące! Bywało, że w tę noc prowadzono konie i inne bydło domowe do wody. W sumie to wszystko służyło także pożegnaniu z zimą, której „złe moce” zmywano wielkanocną wodą.
Oczywiście było również wielkanocne dzielenie się jajkiem, które uznawano za symbol płodności i jedyny wówczas pozakościelny zwyczaj. Nie tylko w Elblągu, ale też w bliższych i dalszych okolicach, niezwykle popularna była tradycja wielkanocnego smagania (niem. Schmackostern). Zwyczaj ten znany jest dzisiaj jako śmigus-dyngus i prawdopodobnie odnosił się do wiary ludzi w lecznicze działanie roślin i drzew, również w postaci takiego bezpośredniego kontaktu, czyli smagania. Być może został przejęty od pierwotnych mieszkańców tych ziem Prusów, z ich obrzędów i pogańskich praktyk. Bowiem smaganie to po niemiecku „Schmackostern”, a w języku staropruskim „smagoti”, czyli uderzanie, biczowanie. W każdym razie to stary obyczaj, ponieważ już z krzyżackich ksiąg handlowych wynikało, że na początku XV w. na zamku krzyżackim w Malborku, na polecenie wielkiego mistrza, dziewki służebne „odbierały zwyczajowo na Wielkanoc swój trybut w wysokości 4 skojców, podawany na szprosie utkanym z bukowych gałązek, zwany przez mistrza jako „smackostern” (IIII scot den frymaiden gegeben von des meisters geheyse als sy smackostern).
Co ciekawe, Poniedziałek Wielkanocny na Kaszubach nazywany jest dëgòsem, a chłostanie jałowcowymi lub brzozowymi rózgami dziewcząt określane jest jako degowanie, chociaż w tym przypadku rdzeń tego słowa nie ma nic wspólnego z Wielkanocą.
Początek Niedzieli Wielkanocnej ogłaszały dzwony kościelne bijące we wszystkich kościołach. Tego świątecznego dnia kończył się też cichy tydzień i rozpoczynano farbowanie jajek. Jako barwników używano skórek cebuli, mieloną kawę, nasiona siana, suszone jagody, sok z buraków a świeżą zieleń pozyskiwano od kiełkujących ziaren żyta. Wieczorem młodzież wiejska gromadziła na najwyższym wzniesieniu w okolicy drewno na wielkanocne ognisko. Wkrótce takie ogniska można było zaobserwować w wielu miejscowościach, bowiem wszyscy mieli ambicję, by ich ogień był jak najwyższy. Popiół z ogniska zabierano później do domu, gdyż uważano, iż ma on szczególne właściwości lecznicze.
Niektórzy chłopi już kilka dni przed Wielkanocą przykrywali gałązki do wielkanocnego smagania obornikiem w owczarni, by te szybciej pączkowały i rozwinęły swoje zielone listki. Natomiast w Poniedziałek Wielkanocny każde zwierzę domowe otrzymywało raz życiodajną rózgą po plecach, podobnie czynił gospodarz ze swoją żoną i dziećmi. Które z dzieci pierwsze wstało, miało prawo zaskoczyć rózgą swoje rodzeństwo, rodziców, sąsiadów, a nawet gości.
Również dzieci były beneficjentami prezentów, które dostarczał zajączek wielkanocny jako symbol wiosennej płodności. Tradycyjną zupą spożywaną podczas tych świat była zupa szczawiowa z jajkiem. Ale bywało tak, że święta były dosyć wcześnie, a na polach leżał jeszcze śnieg. Wówczas do jajek na twardo podawano szczypiorek, który wcześniej posadzono w garnku wystawionym na kuchennym oknie, albo rybę w sosie prosciutto, czyli w sosie, w którym ryba gotuje się od spodu, a z wierzchu podpieka się wraz z szynką.
W Poniedziałek Wielkanocny, na ogół po wsiach, wędrowali młodzi ludzie zwani wielkanocnymi przebierańcami. Zbierali datki, ale przede wszystkim żywność. Gospodarza, który otworzył im drzwi, witali słowami: „Z wielkanocnym smaganiem przychodzimy tutaj, życzymy ci powodzenia, żeby Bóg obdarzył cię w tym roku łaskami i pozwolił przeżyć go bez zmartwień, żeby nie gryzły cię pchły. Daj nam wszystkie kolorowe jajka, takie, jakie są – czarne lub białe. Bierzemy je z podziękowaniem i starannością”. Mówiono jednak, że w bardziej dosadnej i często stosowanej wersji, ci wielkanocni przebierańcy recytowali: „Wielkanoc, zielona Wielkanoc, pięć jaj oraz słoniny mi daj, dołóż dziesiątaka na piwo – a odejdziemy stąd żywo”.
Lech Słodownik
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez