„Przyjęła rolę ofiary”. Ruszył proces elbląskiego policjanta oskarżonego o znęcania się nad świadkiem

2023-10-16 16:13:51(ost. akt: 2023-10-21 12:26:21)

Autor zdjęcia: EG

Przed elbląskim sądem rozpoczął się proces w sprawie policjanta Bartłomieja K. oskarżonego o przekroczenie uprawnień w toku rozpytania świadka. Chodzi o sprawę głośnego przesłuchania, podczas którego policjant mówił, że „zapoda klapsa” kobiecie, z którą przeprowadzał czynności.
W akcie oskarżenia przedstawionemu elbląskiemu policjantowi Bartłomiejowi K. sformułowano aż 4 zarzuty: stosowanie przemocy wobec świadka poprzez szarpanie za odzież, psychiczne znęcanie się nad świadkiem, kierowanie groźby pobicia oraz znieważanie świadka słowami uznawanymi powszechnie za obelżywe.

Uszkodził taksówkę


Czynności rozpytywania świadka dotyczyły ustalenia danych sprawcy uszkodzenia drzwi taksówki. Zdarzenie miało miejsce w marcu ubiegłego roku. Wówczas taksówką z ulicy Władysława IV około północy jechała trójka pasażerów – dwie kobiety i mężczyzna. Zdaniem taksówkarza wszyscy byli pod wpływem alkoholu. Mężczyźnie nie podobało się to, że kierowcą taksówki jest osoba pochodząca z innego kraju. Gdy wysiedli przy ul. Brzeskiej, mężczyzna mocno trzasnął drzwiami auta. Taksówkarz zwrócił mu uwagę, by tak więcej nie robił, co jeszcze bardziej rozzłościło młodego mężczyznę. Wrócił w kierunku samochodu, uderzył pięścią w drzwi auta i odszedł. 21-latek spowodował w ten sposób uszkodzenie samochodu na kwotę powyżej 500 zł.


„Mów, gówniaro, jak on się nazywa, bo ci klapsa zapodam”


Policjanci w celu ustalenia sprawcy wezwali na przesłuchanie młodą kobietę, która w rozmowie telefonicznej miała potwierdzić, że przyjdzie na komendę i poda dane swojego znajomego — sprawcy uszkodzenia taksówki. Jednak podczas czynności policyjnych odmówiła podania danych mężczyzny, z którym podróżowała taksówką, twierdząc, że ich nie zna. Zasłaniała się też niepamięcią i tym, że była zbyt pijana, by pamiętać całe zdarzenie. Kobieta całe przesłuchanie nagrała na telefon i poszła z nim do lokalnych mediów.

Słychać na nim, jak jeden z policjantów w pewnym momencie stracił nad sobą panowanie, używał wulgarnych słów.

„Mów, gówniaro, jak on się nazywa, bo ci, k…a, jeszcze zaraz tu klapsa zapodam”, „Myślisz, że jak powiesz, że się nachlałaś, to co, myślisz, że ujdzie ci to na sucho?”, „Myślisz, gówniaro, że tu przyszłaś i będziesz nas tu wkur…ć z samego rana?”, „K…a, ostatni raz będziesz piła do niepamięci, rozumiesz?”, „Możesz się uspokoić? To teraz słuchaj. Będę dla ciebie miły. Ty masz 18 lat. Całe życie przed tobą. I po cholerę ci w papierach cokolwiek?”, „To nie jest film, że pójdziesz na policję i powiesz, że nie wiesz, o co chodzi. Musisz wszystko mówić” — między innymi takie słowa policjant kierował do młodej kobiety podczas czynności rozpytywania.

Po tym, jak nagranie wypłynęło w lokalnych mediach, wszczęto postępowanie wyjaśniające wobec policjantów, a w efekcie jednemu z nich Bartłomiejowi K. — policjantowi z 24-letnim stażem pracy — postawiono zarzuty.


" Lamentowała bez powodu"


W poniedziałek 16 października odbyła się pierwsza rozprawa. Przesłuchano Bartłomieja K. oraz innych policjantów. Podczas rozprawy odtworzono też nagranie. Wątpliwości co do jego autentyczności zgłaszała obrona. Prokurator potwierdził, że nie jest to oryginalne nagranie, gdyż kobieta, która jest w tej sprawie pokrzywdzoną, do tej pory pomimo wielu wezwań nie udostępniła oryginału.

— Już na samym początku świadek wycofała się ze swoich wcześniejszych oświadczeń. Twierdziła, że nie zna danych sprawcy, a okoliczności tego zdarzenia nie są jej znane, że była pijana. Od samego początku kobieta zachowywała się dziwnie i irracjonalnie w pokoju koleżanki, która przeprowadzała z nią czynności. Lamentowała bez powodu. Prowadząca postępowanie poprosiła mnie o pomoc w czynnościach. Poprosiliśmy świadka, aby poszła z nami do naszego pokoju, bo chcieliśmy przeprowadzić z nią czynności rozpytania, ewentualnie zabezpieczenia — tłumaczył przed sądem policjant Bartłomiej K.

— Już w momencie gdy świadek szła za nami, lamentowała bez powodu. Wykrzykiwała: „Co mi robicie? Gdzie mnie ciągnięcie?”. To było zaskakujące dla nas, a także dla innych policjantów, którzy w tym czasie pracowali w swoich pokojach. Niektórzy policjanci wychodzili na korytarz zobaczyć, co się dzieje. Świadek szła z nami dobrowolnie, nie była w żaden sposób skrępowana. W naszym odczuciu i w odczuciu innych policjantów jej zachowanie było niewyjaśnione. Po wejściu do pokoju, w którym pracujemy, poprosiliśmy, aby świadek usiadła na krześle, i zacząłem rozpytywanie — przedstawiał policjant.

— W miarę tych czynności świadek ponownie zaczęła się denerwować, zachowywać irracjonalnie. Lamentowała bez powodu. Jej zachowanie było niezrozumiałe. Zachowywała się, jakby była całkowicie zdemoralizowana i nie wiedzieliśmy, dlaczego tak się zachowuje. Wzbudziło to nasze zastanowienie, dlaczego świadek aż tak chce ukryć dane sprawcy. Wielokrotnie powtarzałem jej, że dobro pokrzywdzonego jest ważniejsze niż dobro sprawcy.


"Chciałem ją zdyscyplinować"


— W pewnym momencie przez przyjęcie przez świadka pozy skrzywdzonej zdemoralizowanej młodej kobiety — biorąc pod uwagę moje doświadczenie — wiedziałem, że ta pani kreuje się na taką osobę, a w rzeczywistości taka nie jest. W wyniku tej irytacji padły z moich ust słowa, że jeszcze powinna dostać klapsa. Nie użyłem tego słowa, aby jej grozić, lecz aby ją zdyscyplinować i aby zachowywała się tak, jak przystoi pełnoletniej kobiecie. Z uwagi na to, że nadal nie chciała podać danych sprawcy, postanowiliśmy dokonać zabezpieczenia jej telefonu. Sięgnąłem ręką po torebkę, która stała na podłodze. Kobieta zorientowała się, że chcę zabrać jej tę torebkę i szybko schowała ją za plecy, co uniemożliwiło mi jej odebranie. W momencie gdy złapałem za tą torebkę, kobieta złapała za nią i trzymała ją przy szyi. Świadek trzymała torebkę, a drugą ręką uderzała mnie po dłoniach w celu zachowania torebki. Widząc zachowanie i determinację kobiety, odstąpiłem od czynności zatrzymania. Dalszą część rozpytania świadka podjęli moi koledzy — opisywał zdarzenie Bartłomiej K.

Policjant postanowił też usprawiedliwić swoje zachowanie.

— Świadek, przychodząc do komendy, miała z góry powzięty zamiar wprowadzenia w błąd funkcjonariuszy. Chciała zeznawać nieprawdę. Już na początku bez powodu lamentowała, szlochała, zachowywała się irracjonalnie — całkowicie bez powodu. Ewidentnie przyjęła postawę ofiary. Wiedząc, że nagrywa czynności, tak kierowała ich przebiegiem, aby móc przybrać rolę tej ofiary — twierdzi oskarżony policjant.

Bartłomiej K. ustosunkował się też do treści stawianych mu zarzutów.

— Na żadnym etapie czynności rozpytania nie szarpałem jej za odzież, nie doszło do żadnego kontaktu cielesnego. Nie dotykałem jej odzieży ani żadnej rzeczy poza torebką, którą próbowałem jej zabrać. A w momencie gdy postanowiła ją schować, postanowiłem odstąpić od czynności. Nie chciałem eskalować tej sytuacji. Nie groziłem pokrzywdzonej pozbawieniem wolności ani pobiciem. Przez cały czas trwania czynności rozpytania jedynie uświadamiałem jej, jakie konsekwencje prawne niesie zeznawanie nieprawdy.

— Co do zwrotu, że świadek dostanie klapsa — nie został użyty w celu grożenia pokrzywdzonej, a został powiedziany z ojcowską surowością w celu jej zdyscyplinowania. Nie znęcałem się psychiczne nad świadkiem, jedynie wielokrotnie przypominałem jej prawa świadka i konsekwencje, jakie mogą ją spotkać. Tłumaczyłem jej, że w tak młodym wieku, zeznając nieprawdę, może zostać obciążona zarzutami, a przecież znała dane sprawcy. Nie znieważałem świadka słowami powszechnie uznawanymi za obelżywe. Z nagrania jednoznacznie wynika, że jedynym słowem, które użyłem wobec kobiety, był zwrot „gówniara”. Zgadzam się, że taki zwrot nie powinien paść w kierunku świadka z moich ust, nie powinienem też być wulgarny w trakcie rozpytywania świadka. Moje zachowanie stanowiło jednak naruszenie zasad etyki policjanta — za co w postępowaniu wewnętrznym zostałem ukarany karą dyscyplinarną — wyjaśniał oskarżony.

— Policjantem jestem od 24 lat, od dobrych kilkunastu lat jestem policjantem operacyjnym. Przez wszystkie te lata nie było skarg, uwag czy zażaleń na moją pracę. Nikt nigdy nie miał wątpliwości co do intencji w trakcie mojej pracy. Jestem bardzo oddany mojej pracy, często poświęcam jej swój czas prywatny i oddaję swoje serce. Wyrok skazujący, który by ewentualnie zapadł w tej sprawie, spowodowałby to, że musiałbym odejść z policji. Przekreśliłoby to moją wieloletnią pracę zawodową. Przykro mi, że wykonując rzetelnie swoje obowiązki służbowe — przez chwilę irytacji — dwoma słowami w ciągu jednej minuty mogę przekreślić całą moją pracę — podkreślał policjant Bartłomiej K.

Na następnej rozprawie, która odbędzie w styczniu przyszłego roku, ma zostać przesłuchana kobieta, mająca w sprawie status pokrzywdzonej.