Autorowi wolno puścić wodze fantazji. „Gmaszysko” to debiutancka powieść elbląskiej pisarki Katarzyny Pedersen [ROZMOWA]
2024-04-14 10:00:00(ost. akt: 2024-04-12 10:48:45)
Do grona pisarzy elbląskich w tym roku dołączyła kolejna osoba! W styczniu tego roku ukazała się debiutancka powieść Katarzyny Pedersen „Gmaszysko”, a w marcu odbyło się spotkanie z autorką w Bibliotece Elbląskiej. Debiutantka dzieli się z nami swoimi doświadczeniami związanymi z pisaniem.
– Masz za sobą pierwsze spotkanie autorskie w Bibliotece Elbląskiej dotyczące Twojej pierwszej w życiu wydanej książki „Gmaszysko”. Jak wrażenia?
– Oczywiście stres, bo nie wiedziałam, czego się spodziewać. Również obawa, że nikt nie przyjdzie, a jak przyjdą, to trzy osoby na krzyż i będzie mi przykro. A także niepewność – choć nie taka obezwładniająca, bo wiedziałam, że prowadząca to tak rozegra, że będzie dobrze. Poza tym wiedziałam, o czym mówić, bo to – jakby nie było – moja książka, więc przynajmniej pod tym względem byłam przygotowana. Ale właśnie takie emocje mi towarzyszyły. I jeśli mogę od razu powiedzieć, jak to spotkanie przebiegło, to nie byłam wcale rozczarowana. Niepotrzebnie się też martwiłam, bo przyszło naprawdę dosyć dużo ludzi jak na debiutanta. Nie było się czego bać i wyszło dużo lepiej, niż się spodziewałam.
– Oczywiście stres, bo nie wiedziałam, czego się spodziewać. Również obawa, że nikt nie przyjdzie, a jak przyjdą, to trzy osoby na krzyż i będzie mi przykro. A także niepewność – choć nie taka obezwładniająca, bo wiedziałam, że prowadząca to tak rozegra, że będzie dobrze. Poza tym wiedziałam, o czym mówić, bo to – jakby nie było – moja książka, więc przynajmniej pod tym względem byłam przygotowana. Ale właśnie takie emocje mi towarzyszyły. I jeśli mogę od razu powiedzieć, jak to spotkanie przebiegło, to nie byłam wcale rozczarowana. Niepotrzebnie się też martwiłam, bo przyszło naprawdę dosyć dużo ludzi jak na debiutanta. Nie było się czego bać i wyszło dużo lepiej, niż się spodziewałam.
– Czy w takim razie masz kolejne spotkanie w planach i kiedy?
– Owszem, mam – na swoich „śmieciach”, czyli w mojej lokalnej bibliotece, Lokomotywie nad Jarem, do której mam w kapciach kilkadziesiąt sekund. Spotkanie jest więc zaplanowane, ale dopiero na jesień.
– Owszem, mam – na swoich „śmieciach”, czyli w mojej lokalnej bibliotece, Lokomotywie nad Jarem, do której mam w kapciach kilkadziesiąt sekund. Spotkanie jest więc zaplanowane, ale dopiero na jesień.
– Tytułowym gmaszyskiem w Twojej powieści jest Szkoła Podstawowa nr 4 przy ul. Mickiewicza. Czemu akurat tę szkołę wybrałaś na miejsce akcji?
– Dlatego, że to w tej szkole kiedyś był szpital. Może w jakiejś innej też był, ale akurat o tej wiem. A że tam pracowałam i ta historia ze szpitalem jest nierozerwalna, to tylko tam mogłam tę akcję umieścić. Poza tym jest to stary budynek (liczy sobie ponad 100 lat – przyp. red.). To, co napisałam, nijak nie mogłoby się mieścić w szkole z lat 70-80 czy jeszcze nawet jakiejś nowszej, więc potrzebne było tło retro.
– Dlatego, że to w tej szkole kiedyś był szpital. Może w jakiejś innej też był, ale akurat o tej wiem. A że tam pracowałam i ta historia ze szpitalem jest nierozerwalna, to tylko tam mogłam tę akcję umieścić. Poza tym jest to stary budynek (liczy sobie ponad 100 lat – przyp. red.). To, co napisałam, nijak nie mogłoby się mieścić w szkole z lat 70-80 czy jeszcze nawet jakiejś nowszej, więc potrzebne było tło retro.
– Chociaż w książce pojawiają się rzeczywiste miejsca, to są w niej również elementy fantastyczne. Ile w tej książce jest prawdy, a ile wytworu Twojej wyobraźni?
– W procentach, tak mniej więcej, prawdy jest tak z 15 procent, natomiast cała reszta – jeśli chodzi o te historyczne sprawy – to jest jak najbardziej moja inwencja twórcza. Ponieważ akcja jest kilkupoziomowa, ten poziom współczesny – pandemia, zdalne nauczanie – to jest wszystko najszczersza prawda. Jeśli chodzi o historię szkoły w czasach, kiedy była szpitalem, to nie udało mi się dokopać do żadnych sensownych źródeł, a że nie mam żadnych znajomości ani nikogo, z kim bym się mogła konsultować, to musiałam sobie sama pomagać i puściłam wodze fantazji. Bo autorowi wolno, kto mu zabroni?
– W procentach, tak mniej więcej, prawdy jest tak z 15 procent, natomiast cała reszta – jeśli chodzi o te historyczne sprawy – to jest jak najbardziej moja inwencja twórcza. Ponieważ akcja jest kilkupoziomowa, ten poziom współczesny – pandemia, zdalne nauczanie – to jest wszystko najszczersza prawda. Jeśli chodzi o historię szkoły w czasach, kiedy była szpitalem, to nie udało mi się dokopać do żadnych sensownych źródeł, a że nie mam żadnych znajomości ani nikogo, z kim bym się mogła konsultować, to musiałam sobie sama pomagać i puściłam wodze fantazji. Bo autorowi wolno, kto mu zabroni?
– Co Cię zainspirowało do stworzenia takiej historii?
– To, że w pewnym momencie, kiedy pracowałam w szkole i byłam wychowawcą, dzieci zaczęły mnie męczyć o nockę w szkole. To była ostatnia rzecz, na jaką miałam ochotę. Żeby więc mieć argument, na który nie będą mieli żadnej odpowiedzi, powiedziałam im, że przykro mi, ale nie będzie nocki w szkole, ponieważ tutaj kiedyś był szpital, a w szpitalu ludzie czasami umierają. Ja w nawiedzonym miejscu spać nie będę. Oni nie mogli nic na to poradzić, a ja sobie pomyślałam wtedy: „wow, fajnie, mam ich z głowy, a przy okazji dobry pomysł (na książkę – przyp. red.)”. I tak to właśnie powstało.
– To, że w pewnym momencie, kiedy pracowałam w szkole i byłam wychowawcą, dzieci zaczęły mnie męczyć o nockę w szkole. To była ostatnia rzecz, na jaką miałam ochotę. Żeby więc mieć argument, na który nie będą mieli żadnej odpowiedzi, powiedziałam im, że przykro mi, ale nie będzie nocki w szkole, ponieważ tutaj kiedyś był szpital, a w szpitalu ludzie czasami umierają. Ja w nawiedzonym miejscu spać nie będę. Oni nie mogli nic na to poradzić, a ja sobie pomyślałam wtedy: „wow, fajnie, mam ich z głowy, a przy okazji dobry pomysł (na książkę – przyp. red.)”. I tak to właśnie powstało.
– A co spowodowało, że w ogóle zaczęłaś pisać książkę? Skąd taka decyzja?
– Na pewno tutaj nie mówimy o teraźniejszych czasach, tylko musimy się cofnąć do momentu, kiedy byłam nastolatką. Zawsze chciałam coś napisać i zawsze miałam pomysły, tylko po prostu nie miałam w sobie tyle samozaparcia ani dyscypliny. Czasami bywało, że nie miałam czasu, a przede wszystkim nie było wtedy czegoś takiego, jak Wattpad, żeby takie 15-latki jak ja mogły sobie pisać, cokolwiek im przyjdzie do głowy, i żeby wszystkie wypociny miały w ogóle szansę trafić do ludzi. Niestety w tamtych czasach pisało się rzeczywiście do szuflady, więc wszystko lądowało właśnie tam. Ale piszę od bardzo dawna, to nie są moje pierwsze „podrygi”.
– Na pewno tutaj nie mówimy o teraźniejszych czasach, tylko musimy się cofnąć do momentu, kiedy byłam nastolatką. Zawsze chciałam coś napisać i zawsze miałam pomysły, tylko po prostu nie miałam w sobie tyle samozaparcia ani dyscypliny. Czasami bywało, że nie miałam czasu, a przede wszystkim nie było wtedy czegoś takiego, jak Wattpad, żeby takie 15-latki jak ja mogły sobie pisać, cokolwiek im przyjdzie do głowy, i żeby wszystkie wypociny miały w ogóle szansę trafić do ludzi. Niestety w tamtych czasach pisało się rzeczywiście do szuflady, więc wszystko lądowało właśnie tam. Ale piszę od bardzo dawna, to nie są moje pierwsze „podrygi”.
– To co się stało ze wcześniejszymi historiami, które napisałaś?
– Też się nad tym zastanawiam, bo zapisałam kilka zeszytów A4. Pamiętam, że stworzyłam trylogię o średniowiecznym rycerzu, i te książki naprawdę doprowadziłam do końca, poza tym nie były one jakichś wysokich lotów, chociaż zrobiłam do nich nawet rysunki. I podejrzewam, że wylądowały w piwnicy, a stamtąd po latach, kiedy przestałam się nimi interesować, powędrowały pewnie na śmietnik – nie wiem, co z nimi, pewnie nawet już nie istnieją. Nie było wtedy takiej możliwości, żeby to gdzieś tam zapisać na komputerze czy dyskietce, a zatem myślę, że przepadły.
– Też się nad tym zastanawiam, bo zapisałam kilka zeszytów A4. Pamiętam, że stworzyłam trylogię o średniowiecznym rycerzu, i te książki naprawdę doprowadziłam do końca, poza tym nie były one jakichś wysokich lotów, chociaż zrobiłam do nich nawet rysunki. I podejrzewam, że wylądowały w piwnicy, a stamtąd po latach, kiedy przestałam się nimi interesować, powędrowały pewnie na śmietnik – nie wiem, co z nimi, pewnie nawet już nie istnieją. Nie było wtedy takiej możliwości, żeby to gdzieś tam zapisać na komputerze czy dyskietce, a zatem myślę, że przepadły.
– W takim razie dobrze, że ukazało się Twoje „Gmaszysko” – zwłaszcza że to naprawdę ciekawa powieść. Umiejscowiłaś jej akcję w okresie pandemii i lockdownu. Według mnie świetnie oddałaś panującą wówczas sytuację. A w jaki sposób pandemia wpłynęła na Ciebie?
– Destrukcyjny. Podejrzewam, że miałam lekką depresję czy coś w tym stylu. Na pewno zapłaciłam za to wysoką cenę. Byłam strasznie przygnębiona. Opłakiwałam różne rzeczy, które mnie ominęły, bo było tego sporo. Oczywiście nie obyło się bez czarnych myśli pod tytułem, że już nigdy nie będziemy chodzić na koncerty czy do kawiarni, a nawet jeśli z powrotem wszystko otworzą, to ludzie nawet nie będą mieli na to ochoty – nawet takie rzeczy przychodziły mi do głowy. Bardzo mocno to przeżywałam i w związku z tym podejrzewam, że ta frustracja była po części motorem do pisania.
– Destrukcyjny. Podejrzewam, że miałam lekką depresję czy coś w tym stylu. Na pewno zapłaciłam za to wysoką cenę. Byłam strasznie przygnębiona. Opłakiwałam różne rzeczy, które mnie ominęły, bo było tego sporo. Oczywiście nie obyło się bez czarnych myśli pod tytułem, że już nigdy nie będziemy chodzić na koncerty czy do kawiarni, a nawet jeśli z powrotem wszystko otworzą, to ludzie nawet nie będą mieli na to ochoty – nawet takie rzeczy przychodziły mi do głowy. Bardzo mocno to przeżywałam i w związku z tym podejrzewam, że ta frustracja była po części motorem do pisania.
– Co było dla Ciebie najtrudniejsze w tworzeniu tej książki?
– Było dużo trudnych rzeczy. W ogóle życie się składa z trudności, więc pisanie pewnie też. Ponieważ potrzebowałam się zmierzyć z opisywaniem rzeczy w przeszłości, a nie mam, tak jak powiedziałam, zbyt wielkiego dostępu do dodatkowych źródeł, to było mi ciężko, ponieważ musiałam zrobić samodzielny research. I w paranoiczny sposób się bałam, że być może opisuję rzeczy, które kłócą się z ówczesną rzeczywistością albo że coś robię nie tak – to też było trudne, bo musiałam walczyć sama z sobą. Zdarzały się też momenty, kiedy myślałam: „o nie, już chyba zanudzam czytelnika, a tak nie może być – tu muszę skrócić, tam z kolei akcja jest za szybka, więc muszę ją przeciągnąć” i tak dalej, czyli były też warsztatowe rozkminy.
– Jednak poza tymi trudnościami to podejrzewam, że pisanie musiało sprawiać Ci przyjemność. Jak wspominasz proces pracy nad tą powieścią? Jak on u Ciebie wyglądał?
– Praca wyglądała w ten sposób, że czasami siedziałam w domu i pisałam jak należy, czyli przy biurku, a czasami się zdarzało, że prowadziłam lekcje online i zapisywałam sobie gdzieś obok w notesie jakieś spostrzeżenia. Czasami było tak, że w ogóle nie miałam pod ręką żadnego notesu – muszę się przyznać, że nie mam takiego nawyku, by nosić go przy sobie, by móc coś zapisywać – więc wiele rzeczy musiałam zapamiętać. I podejrzewam, że niestety kilka z nich mi umknęło w ten sposób i powieść może mogłaby być lepsza, tylko po prostu o pewnych rzeczach zapomniałam, bo nie miałam czasu ani sposobności, by sobie je zapisać. Pisałam wieczorami, kiedy sama się trochę bałam tego, co piszę, pisałam również w pełnym słońcu latem – i wtedy to było śmieszne, ponieważ siedziałam w zalanym słońcem pokoju, a opisywałam jakieś mroczne historie, więc to był taki kontrast. Bardzo różnie to u mnie wyglądało – może dlatego, że ta książka powstawała bardzo mozolnie. Taką powieść powinno się pisać szybciej, no ale nie byłam w tym systematyczna, nie zawsze miałam czas i sposobność, więc pewnie dlatego to się tak przeciągnęło w czasie.
– Było dużo trudnych rzeczy. W ogóle życie się składa z trudności, więc pisanie pewnie też. Ponieważ potrzebowałam się zmierzyć z opisywaniem rzeczy w przeszłości, a nie mam, tak jak powiedziałam, zbyt wielkiego dostępu do dodatkowych źródeł, to było mi ciężko, ponieważ musiałam zrobić samodzielny research. I w paranoiczny sposób się bałam, że być może opisuję rzeczy, które kłócą się z ówczesną rzeczywistością albo że coś robię nie tak – to też było trudne, bo musiałam walczyć sama z sobą. Zdarzały się też momenty, kiedy myślałam: „o nie, już chyba zanudzam czytelnika, a tak nie może być – tu muszę skrócić, tam z kolei akcja jest za szybka, więc muszę ją przeciągnąć” i tak dalej, czyli były też warsztatowe rozkminy.
– Jednak poza tymi trudnościami to podejrzewam, że pisanie musiało sprawiać Ci przyjemność. Jak wspominasz proces pracy nad tą powieścią? Jak on u Ciebie wyglądał?
– Praca wyglądała w ten sposób, że czasami siedziałam w domu i pisałam jak należy, czyli przy biurku, a czasami się zdarzało, że prowadziłam lekcje online i zapisywałam sobie gdzieś obok w notesie jakieś spostrzeżenia. Czasami było tak, że w ogóle nie miałam pod ręką żadnego notesu – muszę się przyznać, że nie mam takiego nawyku, by nosić go przy sobie, by móc coś zapisywać – więc wiele rzeczy musiałam zapamiętać. I podejrzewam, że niestety kilka z nich mi umknęło w ten sposób i powieść może mogłaby być lepsza, tylko po prostu o pewnych rzeczach zapomniałam, bo nie miałam czasu ani sposobności, by sobie je zapisać. Pisałam wieczorami, kiedy sama się trochę bałam tego, co piszę, pisałam również w pełnym słońcu latem – i wtedy to było śmieszne, ponieważ siedziałam w zalanym słońcem pokoju, a opisywałam jakieś mroczne historie, więc to był taki kontrast. Bardzo różnie to u mnie wyglądało – może dlatego, że ta książka powstawała bardzo mozolnie. Taką powieść powinno się pisać szybciej, no ale nie byłam w tym systematyczna, nie zawsze miałam czas i sposobność, więc pewnie dlatego to się tak przeciągnęło w czasie.
– To jak długo trwała praca nad tą książką?
– Pamiętam, że zaczęłam, kiedy zamknęli nas po raz drugi. Był to mniej więcej początek 2021 roku. I miałam dłuższe przerwy, czasem potrafiłam nawet przez miesiąc nie pisać, więc trochę to trwało. A książka ukazała się pod koniec stycznia tego roku.
– Pamiętam, że zaczęłam, kiedy zamknęli nas po raz drugi. Był to mniej więcej początek 2021 roku. I miałam dłuższe przerwy, czasem potrafiłam nawet przez miesiąc nie pisać, więc trochę to trwało. A książka ukazała się pod koniec stycznia tego roku.
– Wracając do samej powieści, to jej akcja toczy się w Elblągu. A z tego, co można o Tobie przeczytać, to podróżowałaś dużo po świecie, ale jednak wróciłaś do swojego rodzinnego miasta. Jak Ci się podoba Elbląg i czy uważasz za atrakcyjny turystycznie?
– Na pewno przez te wszystkie lata zmienił się na plus, od momentu kiedy byłam tutaj w szkole, w liceum (a to już dłuższy kawał czasu). Niemniej jednak, gdybym była turystą – ale takim przeciętnym, bez żadnych dogłębnych zainteresowań – i nie miała tutaj żadnych znajomych ani rodziny, to myślę, że niekoniecznie bym tutaj ściągała do tego miasta. Ale ta jego średnia atrakcyjność (moim zdaniem, oczywiście) stanowi o tym, że jest miastem dosyć ciekawym, bo nie wszystko, co piękne, atrakcyjne i popularne w oczach ludzi, musi być interesujące. Potrafię dostrzec piękno w różnych rzeczach takich niepozornych i niekoniecznie porywających. Elbląg jest taki trochę szarobury, popeerelowski, jest w nim (na szczęście) jeszcze sporo śladów przeszłości, i to dosyć pięknych – szczególnie mi chodzi o architekturę. Jest w nim jeszcze dużo rzeczy do zrobienia, i nie wiem, czy kiedykolwiek zostaną zrobione, ale nie narzekam. Jak dla mnie może być.
– Na pewno przez te wszystkie lata zmienił się na plus, od momentu kiedy byłam tutaj w szkole, w liceum (a to już dłuższy kawał czasu). Niemniej jednak, gdybym była turystą – ale takim przeciętnym, bez żadnych dogłębnych zainteresowań – i nie miała tutaj żadnych znajomych ani rodziny, to myślę, że niekoniecznie bym tutaj ściągała do tego miasta. Ale ta jego średnia atrakcyjność (moim zdaniem, oczywiście) stanowi o tym, że jest miastem dosyć ciekawym, bo nie wszystko, co piękne, atrakcyjne i popularne w oczach ludzi, musi być interesujące. Potrafię dostrzec piękno w różnych rzeczach takich niepozornych i niekoniecznie porywających. Elbląg jest taki trochę szarobury, popeerelowski, jest w nim (na szczęście) jeszcze sporo śladów przeszłości, i to dosyć pięknych – szczególnie mi chodzi o architekturę. Jest w nim jeszcze dużo rzeczy do zrobienia, i nie wiem, czy kiedykolwiek zostaną zrobione, ale nie narzekam. Jak dla mnie może być.
– Masz jakieś kolejne plany książkowe?
– Oczywiście. Jakiś czas temu zaczęłam tworzyć kolejną. Mam bardzo dużo pomysłów i musiałam zrobić rzecz następującą: na małych karteczkach napisałam roboczy tytuł rzeczy, które chciałabym napisać i które kłębią się w mojej głowie, wrzuciłam je do pudełka i wylosowałam jedną z nich. Nie mogę sobie pozwolić na to, by zabierać się za pięć rzeczy na raz, bo na pewno bym nie doprowadziła ich do końca. Więc wylosowałam tytuł i jest to coś znowu bardzo elbląskiego. Będzie to również powieść grozy, lecz tym razem w tle znajdzie się muzyka oraz szkoła muzyczna. Choć nie wiem, czy jakakolwiek scena rozegra się właśnie tam.
– Oczywiście. Jakiś czas temu zaczęłam tworzyć kolejną. Mam bardzo dużo pomysłów i musiałam zrobić rzecz następującą: na małych karteczkach napisałam roboczy tytuł rzeczy, które chciałabym napisać i które kłębią się w mojej głowie, wrzuciłam je do pudełka i wylosowałam jedną z nich. Nie mogę sobie pozwolić na to, by zabierać się za pięć rzeczy na raz, bo na pewno bym nie doprowadziła ich do końca. Więc wylosowałam tytuł i jest to coś znowu bardzo elbląskiego. Będzie to również powieść grozy, lecz tym razem w tle znajdzie się muzyka oraz szkoła muzyczna. Choć nie wiem, czy jakakolwiek scena rozegra się właśnie tam.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez