Kiosków jest nam trochę żal
2021-06-12 18:02:00(ost. akt: 2021-06-11 15:17:59)
Gazety, środki czystości, zabawki i słodycze — kiedyś tak oblegane, dziś kioski powoli odchodzą w zapomnienie. W latach swojej świetności w Polsce było ponad 30 tysięcy takich punktów. Dlaczego tak je lubiliśmy?
Trudno uwierzyć, ale początki RUCH-u sięgają 1918 r., kiedy to Jan Stanisław Gebethner i Jakub Mortkowicz podpisali akt notarialny powołujący do życia Polskie Towarzystwo Księgarni Kolejowych RUCH Sp. z o.o. Ich spółka opierała się na nowoczesnym wówczas formacie „trafik” — kiosków dworcowych, oferujących prasę, tytoń i inne drobne artykuły. Towarzystwo stawiało sobie za cel misję rozpowszechniania czytelnictwa w odradzającym się po wojnie społeczeństwie. Na tamte czasy było to nowatorskie i pionierskie przedsięwzięcie, które dało początek jednemu z największych przedsiębiorstw w Polsce. Pierwszy kiosk został otwarty w styczniu 1919 r. na peronie dworca Kolei Wiedeńskiej w Warszawie. W niespełna pół roku funkcjonowało już ponad 60 kiosków i księgarń.
W latach 90-tych kioski Ruchu cieszyły się ogromną popularnością. „Według stanu na 31 grudnia 1998 r. przedsiębiorstwo posiadało 198 hurtowni i 31 313 punktów sprzedaży detalicznej” — informuje wikipedia.
Dziś tych budek wypełnionych przeróżnymi produktami zostało niewiele. Kioski spotkać można głównie przy przystankach autobusowych. Czy klientów jest nadal dużo? — Pracuję tu od około pięciu lat — opowiada pani Basia, która sprzedaje w elbląskim kiosku. — To już nie są te kioski, co kiedyś. Teraz mamy mało gazet, a te, które są, to zazwyczaj te główne, codzienne.
Zakładali teczki
Kiedyś ludzie zakładali sobie teczki, do których kioskarze odkładane zamówione gazety. Były całe stosy tych teczek. — W tej chwili mam założone trzy teczki na prasę — zauważa pani Basia. — Przychodzi na przykład pan, któremu odkładam codzienną gazetę sportową. Dzieci też przychodzą, ale rzadko i głównie z rodzicami, po gazetki z zabawkami w środku. Mamy też środki czystości, dezodoranty, perfumy. Muszę przyznać, że do nas zazwyczaj przychodzą po bilety autobusowe.
Kiedyś ludzie zakładali sobie teczki, do których kioskarze odkładane zamówione gazety. Były całe stosy tych teczek. — W tej chwili mam założone trzy teczki na prasę — zauważa pani Basia. — Przychodzi na przykład pan, któremu odkładam codzienną gazetę sportową. Dzieci też przychodzą, ale rzadko i głównie z rodzicami, po gazetki z zabawkami w środku. Mamy też środki czystości, dezodoranty, perfumy. Muszę przyznać, że do nas zazwyczaj przychodzą po bilety autobusowe.
Zapytaliśmy naszych czytelników o wspomnienia dotyczące właśnie kiosków. Odzew był ogromny. — Miałam założoną teczkę w kiosku na prenumeratę gazet — napisała pani Zdzisława.
— To kiosk przy ul. Słonecznej — zauważa pani Dorota z Elbląga. — Rodzice kupowali mi tam zabawki mojego pokolenia: skakanki, pchełki, karty Piotruś, grę planszową "Grzybobranie" i kredę. Stał blisko mego domu. Kiosk kiedyś miał klimat i było w nim wszystko, co potrzebne. Dziś ich brakuje.
— Jako dziecko zawsze podchodziłam do okienka, jak najbardziej mogłam, żeby poczuć zapach gazet wymieszany z zapachem proszku do prania — wspomina pani Patrycja.
— Jako dziecko zawsze podchodziłam do okienka, jak najbardziej mogłam, żeby poczuć zapach gazet wymieszany z zapachem proszku do prania — wspomina pani Patrycja.
— Ach. U nas były cztery. Jeden koło szkoły przy ul. Kopernika, taki sam jak ten na zdjęciu. Zawsze coś ciekawego mogłem tam kupić, wracając ze szkoły lub gdy się szło na lekcje i zapomniało zeszytu, czy długopisu. Drugi na osiedlu Władysława IV, przy wieżowcach. Tuż obok był przystanek autobusu nr 13. Trzeci niemalże w parku na tymże osiedlu, przy placu zabaw. Czwarty już murowany, w kompleksie handlowym też na osiedlu Władysława IV. I te kolejki, gdy rzucono do kiosku kilka sztuk gazet z płytami kolęd Zbigniewa Preisnera, aż się ludzie pobili o te płyty — opowiada pan Mirosław.
Zapamiętali zapach
— Z małego okienka zawsze dochodził niesamowity aromat, który będę pamiętała do końca życia — mówi pani Katarzyna. I dodaje: — Pół godziny oglądałam wystawy, podczas gdy moja mama rozmawiała z panią sprzedawczynią. A czego tam nie było na tych wystawach? Zabawki, perfumy, gumy, balony, wszystko, czego dusza zapragnie! Zawsze znalazło się coś dla mnie. Później, to już był początek końca kiosków, chodziłam tam z moim synem. Ale to już nie było to samo. Tylko ten zapach nie przeminął…
— Z małego okienka zawsze dochodził niesamowity aromat, który będę pamiętała do końca życia — mówi pani Katarzyna. I dodaje: — Pół godziny oglądałam wystawy, podczas gdy moja mama rozmawiała z panią sprzedawczynią. A czego tam nie było na tych wystawach? Zabawki, perfumy, gumy, balony, wszystko, czego dusza zapragnie! Zawsze znalazło się coś dla mnie. Później, to już był początek końca kiosków, chodziłam tam z moim synem. Ale to już nie było to samo. Tylko ten zapach nie przeminął…
— Pamiętam to, że mama miała założoną teczkę na prenumeraty i chodziło się do kiosku i kupowało właśnie te gazety — wspomina pani Elżbieta. — To był chyba „Przekrój”. I kiedyś to właśnie gazety głównie były w kioskach, a nie zabawki. Teraz wszystko jest w marketach, ale to już nie to samo.
Karolina Król
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Monika #3068586 | 82.160.*.* 12 cze 2021 18:37
Cześć panowie, mam na imie Monika :). Chętnie poznam normalnego faceta. Nie szukam sponsora, nie interesuje mnie jakie masz zarobki, samochód itp. Przede wszystkim cenię kulturę osobistą i poczucie humoru, wygląd dla mnie to sprawa drugorzędna. Zainteresowanych panów zapraszam do kontaktu najlepiej na moim profilu gdzie zobaczysz moje prywatne zdjęcia : http://panieonline.pl/monika090
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-4) odpowiedz na ten komentarz