Niosą ludziom nadzieję i wsparcie. Beata i Piotr Grzeszczukowie opowiadają o pomocy, którą oferuje chrześcijańska misja Teen Challenge

2023-12-24 15:00:00(ost. akt: 2023-12-21 12:56:08)
 Beata i Piotr Grzeszczukowie

Beata i Piotr Grzeszczukowie

Autor zdjęcia: EG

Za nami IX wyjątkowe wigilijne spotkanie, ale załogę Teen Challenge i ich pomocników na elbląskim dworcu można spotkać w każdy w piątek o 17. Osobom w potrzebie, często wykluczonym społecznie, oferują nie tylko ciepły posiłek, ale przede wszystkim rozmowę.
Pierwsze takie spotkanie odbyło się w 2014 — jak zawsze w piątek — opowiada Piotr Grzeszczuk z elbląskiego oddziału chrześcijańskiej misji społecznej Teen Challenge. Wtedy gotowali dla ośmiu osób w potrzebie — dziś to grono jest znacznie większe. Po raz IX na elbląskim placu Dworcowym zorganizowano wigilijne spotkanie dla osób bezdomnych i potrzebujących „Nie jesteś sam”.

— To naprawdę niesamowite, że mogliśmy kolejny rok być tutaj i dać nadzieję tym, którzy nie mają nadziei — cieszy się pan Piotr i podkreśla, że nie byłoby to możliwe, gdyby nie łaska Boża: — Wskazujemy na tego, który ma moc wyciągnąć każdego z uzależnienia, z wszelkiej niemocy. To właśnie jest Jezus Chrystus i to chcemy tutaj, na placu Dworcowym, przekazać innym.

Ale to wyjątkowe spotkanie nie odbyłoby się, gdyby nie ludzie dobrego serca.
— Przy wsparciu wielu podmiotów, z którymi współpracujemy, pomocy serdecznych ludzi oraz wsparciu kilku stowarzyszeń, szkół i firm możemy zorganizować tak piękne wydarzenie. Ma ono charakter społeczno-charytatywny, w organizację bezinteresownie zaangażowali się społecznicy i ludzie dobrego serca. Dlatego dziękujemy wszystkim, którzy w tym roku się przyłączyli, by razem z nami współtworzyć tę inicjatywę i usłużyć potrzebującym — podkreśla Piotr Grzeszczuk.

Zaufanie budowali latami


— Gdy zaczynaliśmy dziewięć lat temu, to w Elblągu nie było takich przedsięwzięć. Trzeba było czasu, by zdobyć zaufanie ludzi, którzy do nas przychodzą. To nasza wierność i stałość działań, dzięki której niezależnie od warunków i pogody w każdy piątek jesteśmy na dworcu, pozwoliła to zaufanie zdobyć — wspomina Beata Grzeszczuk z Teen Challenge.

— Nawet dwa lata temu, gdy wigilia wypadała w piątek o 17, również tu byliśmy. To czas, gdy większość z nas zasiadała już do białego stołu, ale i tego dnia znalazły się osoby, które przyszły na dworzec. Było ich znacznie mniej, niż w inne piątki — około dwudziestu, ale mnie dotknęło wtedy to, że tego 24 grudnia przyszły tu osoby, które naprawdę nie miały dokąd się udać, które nie miały nikogo. Gdy odbyła się nasza pierwsza wigilia, na plac Dworcowy przyszło jakieś 8 osób, które zasiadły z nami do białego stołu — opowiada Beata Grzeszczuk.

Wigilijne spotkanie skierowane było przede wszystkim do osób bezdomnych, ubogich, ale także tych, którzy po prostu czują się samotni. Z roku na rok osób, które przychodzą na dworzec, jest coraz więcej.

— Są tu oczywiście osoby, które mają dach nad głową, ale w większości w spotkaniu uczestniczą osoby, które są w kryzysie bezdomności. Wiele z nich znamy z naszych piątkowych spotkań. Z okazji wigilijnego spotkania przygotowaliśmy jedzenie dla około 160-200 osób — przekazuje Beata Grzeszczuk.

I dodaje: — Teraz co piątek przychodzi tu od 40 do 80 osób. To osoby, które przychodzą tu regularnie, które nas poznały i nam zaufały. Przyjść do nas w każdy piątek może każdy. Odwiedzają nas nie tylko osoby bezdomne, ale również seniorzy i osoby, które mają dom. Mówią, że nie przychodzą tu na zupę, ale dlatego, że dobrze się tu czują, bo chcą posłuchać Słowa Bożego, porozmawiać, potrzebują uwagi. I wiedzą, że zostaną tu wysłuchani.

— Dla mnie jest wzruszające to, że przyłączają się do akcji młodzi ludzie — młodzież, dzieci ze szkół podstawowych, a nawet przedszkoli. W tym roku wsparła nas również Misja Piernik. Przysłali niesamowite paczki z różnych miejsc w Polsce, szkół i przedszkoli. Pierniki robione małymi rączkami i piękne, wzruszające kartki. Gdy czytałam te życzenia, moje serce się roztopiło, a to wszystko z myślą o osobach w kryzysach, odrzuconych, samotnych, poranionych — przyznaje pani Beata.

— Dla nas jako misji Teen Challenge priorytetem jest niesienie ludziom miłości i wsparcia. To, co dla nas kluczowe, to aby się radować i dziękować Bogu za pana Jezusa Chrystusa, który przyszedł na świat, aby nas zbawić od grzechu. Zawsze warto głosić Słowo Boże — nawet dla jednego serca, które zostanie nim dotknięte — podkreśla.

Nie tylko piątkowe spotkania


Cotygodniowe spotkania na placu Dworcowym to zaledwie początek długofalowej pomocy, która oferuje chrześcijańska misja Teen Challenge.

— Są one pomostem — budują zaufanie i stanowią początek procesu całej ścieżki wsparcia przy wychodzeniu z bezdomności, która często połączona jest z uzależnieniem. Tak naprawdę działamy w każdy dzień, nie tylko w piątki. Dzwonią do nas ludzie z całej Polski, którzy już sami czują, że chcą zmienić swoje życie. Umawiamy się z osobami, które pytają nas o różną pomoc, rozmawiamy z nimi, spędzamy czas. Opowiadamy o sobie i sposobach działania, przedstawiamy wachlarz rozwiązań, a przede wszystkim kierujemy na terapię. Są też osoby, które w pierwszej kolejności potrzebują detoksu — mówi Beata Grzeszczuk.

— Nie jesteśmy terapeutami ani lekarzami, ale współpracujemy z ośrodkami leczenia uzależnień na terenie całej Polski. Często dowozimy też osoby do takich ośrodków. Pomagamy ludziom, którzy często nie mają dowodów tożsamości, pomagamy im więc z wszelkiego rodzaju formalnościami, także uzyskaniem skierowania od lekarza na terapię. Wyposażamy w środki higieny i środki czystości — tłumaczy pani Beata.

I zaznacza: — Nie prowadzimy statystyk, ale wśród osób, które pomagają nam w naszej działalności, jest bardzo wielu uratowanych. Działamy w ramach wolontariatu. Nikt z nas nie ma umowy, nie piszemy projektów. Wszystko, czym dysponujemy — odzież, środki czystości i higieny — pochodzą z darów i zbiórek. Zawsze wskazuję, że siła naszej misji tkwi w ludziach, którzy włączają się w pomoc. Bez nich nie dalibyśmy rady pomagać, jesteśmy wdzięczni wszystkim ludziom dobrej woli.

— Warto pomagać. Ostatnio Piotr zawiózł do ośrodka 19-latka. To zdolny chłopak, który pochodzi z domu przemocowego, w którym nie miał szansy na rozwój. Historie ludzi są przeróżne — przerażające i przytłaczające. Gdy widzimy człowieka, który jest brudny i brzydko pachnie, to możemy powiedzieć: „to jego wybór”. Jednak gdy zagłębiamy się w jego historię i poznajemy jego życiorys, to dla nas nie jest to osoba bezdomna; to pan Jerzy, pan Piotr czy pan Stanisław — to są ludzie, którzy coś przeszli i nie poradzili sobie. Często to dom rodzinny kształtuje ludzi, którzy trafiają na niewłaściwą ścieżkę. A my pomagamy ich uratować — przekazuje Beata Grzeszczuk.

Ewelina Gulińska