Twierdzi, że bała się o swoje życie. Są zeznania kobiety w sprawie głośnego przesłuchania na elbląskiej komendzie

2024-01-15 16:21:00(ost. akt: 2024-01-16 00:01:48)
Po tym, jak nagranie wypłynęło w lokalnych mediach, wszczęto postępowanie wyjaśniające wobec policjantów, a w efekcie jednemu z nich Bartłomiejowi K. — funkcjonariuszowi z 24-letnim stażem pracy — postawiono zarzuty.

Po tym, jak nagranie wypłynęło w lokalnych mediach, wszczęto postępowanie wyjaśniające wobec policjantów, a w efekcie jednemu z nich Bartłomiejowi K. — funkcjonariuszowi z 24-letnim stażem pracy — postawiono zarzuty.

Autor zdjęcia: EG

Nie przyznałam się policjantce do tego, że nagrywam przesłuchanie, bo się bałam. Uważam, że postąpiłam słusznie. Gdybym przyznała się do tego, to nie wiem, czy bym uszła z życiem — mówiła przed sądem kobieta, która nagrała słynne przesłuchanie na elbląskiej komendzie.
Przed elbląskim sądem rejonowym toczy się proces w sprawie policjanta Bartłomieja K. oskarżonego o przekroczenie uprawnień w toku rozpytania świadka. Chodzi o sprawę głośnego przesłuchania, podczas którego policjant mówił, że „zapoda klapsa” kobiecie, z którą przeprowadzał czynności.

Podczas drugiej rozprawy zeznawała kobieta mająca w sprawie status osoby pokrzywdzonej.

Przed sądem opowiedziała, jak przesłuchanie na elbląskiej komendzie wyglądało z jej perspektywy i jak wpłynęło to na jej życie.
Fot. EG

— Miałam obawy, że coś będzie nie tak. Słyszałam różne rzeczy o przesłuchaniach, np. że policjanci biją. Z tego powodu włączyłam nagrywanie w telefonie, już jadąc taksówką do komendy. Nie spodziewałam się jednak, że idąc tam, spotka mnie taka sytuacja — mówiła przed sądem Natalia T., która była wezwana na przesłuchanie jako świadek w sprawie uszkodzenia taksówki przez jej znajomego.

Przypomnijmy, że kobieta mająca status pokrzywdzonej w opisywanej sprawie nie chciała podać danych sprawcy uszkodzenia taksówki, które dobrze znała. Był to bowiem znajomy jej ówczesnego chłopaka. Podczas rozmowy telefonicznej potwierdziła policjantce, że poda dane sprawcy, jednak będąc już na komendzie, nie zrobiła tego. Przed sądem tłumaczyła, że było to spowodowane emocjami związanymi z przesłuchaniem. Długo zaprzeczała, że zna dane sprawcy, tłumacząc podczas przesłuchania, że „się przejęzyczyła” podczas rozmowy telefonicznej z policjantką. W sądzie mówiła też, że była zdenerwowana, bo nie widziała, czy aby na pewno ma do czynienia z policjantami.

— Nie przedstawili mi się. Mogli to być równie dobrze ochroniarze pani policjantki — mówiła w sądzie Natalia T.

Kobieta zapewniała, że nie planowała, iż nie poda danych swojego kolegi.

— To wszystko wyszło w trakcie przesłuchania — przyznała.

I zaznaczyła, że dziś postąpiłaby inaczej i chroniła siebie, a nie dane znajomego.
Fot. EG

— Nie chciałam podać jego danych. Pod wpływem emocji nie powiedziałam prawdy (że znam dane sprawcy uszkodzenia taksówki — przyp. red.). Policjantka, zamiast pouczyć mnie o odpowiedzialności karnej, wezwała pana Bartłomieja i drugiego policjanta, aby zabrali mnie do innego pomieszczenia. Gdy weszłam tam, zobaczyłam, że oprócz tych dwóch policjantów jest tam jeszcze parę innych osób. Usiadłam na krześle, a zeznania zostały wymuszone ze mnie siłą i groźbami. Pan Bartłomiej powiedział, że „nastrzela mi klapsów”. Wyzywał mnie od gówniar, powiedział, że „ostatni raz pije do niepamięci”. W tym wszystkim dużo przeklinał. Gdy byłam cała roztrzęsiona i chciałam wyjść, przytrzymał mnie na krześle, naruszając moją przestrzeń osobistą, i siłą próbował mi wyrwać rzeczy — głównie telefon. Gdy nie chciałam go oddać, zaczął mnie zastraszać, mówiąc, że i tak mi go zabierze. Po tym, jak podałam imię i nazwisko oskarżonego o uszkodzenie taksówki, powiedział, że teraz mam pójść do pani i powiedzieć jej wszystko. Wychodząc na korytarz, spotkał innego policjanta, wspólnie zaczęli się śmiać i powiedzieli mi, że „jeszcze chwila i pójdę na dołek” — relacjonowała w sądzie kobieta.

— Wychodząc z komendy, byłam strasznie roztrzęsiona i zapłakana. Od razu zadzwoniłam do rodziców, aby opowiedzieć im o całej sytuacji. Rodzice wysłali mnie do psychologa. Po tym zdarzeniu miałam ogromną traumę. Później stwierdziłam, że trzeba coś z tym zrobić. Chciałam, aby ten policjant poniósł konsekwencje i nie zrobił tego jeszcze komuś innemu — tłumaczyła Natalia T.

— Przeprowadziłam się do innego miasta, boję się mieszkać w Elblągu, boję się zemsty tych policjantów — stwierdziła kobieta.

I dodała, że zwrot dotyczący „zapodania klapsów” to molestowane ze strony policjanta.

— Nie przyznałam się policjantce do tego, że nagrywam, bo się bałam. Uważam, że jeśli uczestniczę w jakiejś rozmowie, to mam prawo ją nagrywać. Uważam, że postąpiłam słusznie. Gdybym przyznała się do tego, że nagrywam, to nie wiem, czy bym uszła z życiem — mówiła w sądzie kobieta.

Pokrzywdzona zapewniała przed sądem, że nagranie, które było upublicznione w mediach i przekazane policji, jest oryginalne i nikt nie dokonywał w nim żadnych ingerencji.

— Policjanci pobrali nagranie z WhatsAppa, bo z telefonu jakoś nie mogli go pobrać — tłumaczyła Natalia T.

Obrońca ma jednak zastrzeżenia co do autentyczności nagrania i wniósł o powołanie biegłego, który mógłby określić, czy nagranie jest prawdziwe i niezmanipulowane. Jest to istotne, ponieważ według zeznań zarówno oskarżonego, jak i drugiego policjanta biorącego udział w przesłuchaniu, kobieta jeszcze przed przesłuchaniem, idąc korytarzem, lamentowała i płakała. Jednak na nagraniu tego nie słychać. Zastrzeżenia co do autentyczności ma również drugi policjant biorący udział w przesłuchaniu. Twierdzi, że na nagraniu nie słychać całego przesłuchania, m.in. fragmentu, w którym uspokajał przesłuchiwaną kobietę i proponował jej szklankę wody.

Sędzia postanowił przesłuchać wszystkich policjantów, którzy mieli możliwość usłyszeć lub zobaczyć, jak zachowywała się Natalia T. przed, w trakcie i po przesłuchaniu. Dopiero wtedy zadecyduje, czy powoła biegłego, który orzeknie o autentyczności nagrania.
Fot. EG