Andrzej Korpacki to nie tylko dyrektor Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Elblągu. Jest też zapaśnikiem, trenerem, sędzią sportowym i prezesem Polonii Elbląg

2024-04-13 15:00:00(ost. akt: 2024-04-12 10:30:15)
Andrzej Korpacki jako sędzia w akcji, jeszcze na macie

Andrzej Korpacki jako sędzia w akcji, jeszcze na macie

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Silny, wytrzymały i sprawny, ze sprawnością graniczącą wręcz z akrobatyką. A oprócz mocy fizycznej ważna jest jeszcze moc psychiczna, żeby przetrwać kilkuletni reżim treningowy. Tu hartuje się charakter – podkreśla Andrzej Korpacki, który z zawodu jest… dyrektorem Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Elblągu. Tym razem jednak rozmawiamy z nim o jego osiągnięciach w sporcie.
– Wiemy, że jest pan dyrektorem szkoły muzycznej w Elblągu. Jednak tym razem chciałabym z panem porozmawiać o karierze jako zapaśnika, trenera, sędziego zapasów i prezesa Polonii Elbląg. Dlaczego akurat zapasy?
– To zupełny przypadek. Chociaż w takich podwórkowych tzw. przewracankach bardzo dobrze sobie radziłem.
Fot. arch. pryw.

Ale nigdy nie myślałem o takim sporcie, chociaż bardzo chętnie uczestniczyłem we wszystkich formach aktywności fizycznej. Można by mnie było tak zdiagnozować, że byłem bardzo uzdolniony ruchowo, więc wszelkie techniczne zabawy ruchowe łatwo mi przychodziły. W szkole podstawowej grałem w szkolnej reprezentacji piłki ręcznej. Ale tak na poważnie o treningu sportowym nie myślałem do czasu, kiedy już w liceum ogólnokształcącym w klasie spotkałem się z kolegą, który był miłośnikiem wszelkich sztuk walki. I to on namówił mnie po raz pierwszy na trening zapaśniczy. On bardzo szybko odszedł i przeszedł do judo, a ja już zostałem z zapaśnikami. Oczywiście w formie zabawowej, nie myśląc wcale jeszcze o karierze wyczynowej, tym bardziej, że zaczynałem jako 15-latek – na początek kariery to już trochę późno, chociaż w tym wieku zaczynając, też można dojść do pewnych sukcesów. Okazało się, że byłem tam jakimś talentem, który dostrzegł ówczesny trener tej sekcji Tadeusz Jaworski i dosyć szybko wkręcił mnie w cykl uczestnictwa w zawodach. Zaczęło się to już naprawdę dobrze rozwijać. Nawet po około 2,5 roku treningu na Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży (mistrzostwa polski dla wieku juniora młodszego) zdobyłem brązowy medal, nieznacznie przegrywając na szczycie z kolegami. W rezultacie zostałem zakwalifikowany do kadry narodowej, ale niestety w wakacje podczas obozu letniego złapałem jakąś przypadłość na skórze. Nie wyglądało to poważnie, natomiast lekarz sportowy stwierdził, że akurat w tej dyscyplinie sportu, gdzie następuje kontakt bezpośredni skóra ze skórą, może to być zaraźliwe, w związku z tym zamroził mnie na pół roku, kierując na specjalistyczne leczenie. To mnie zupełnie wytrąciło z tego rytmu. Oczywiście po pół roku wróciłem do treningów, ale to już była końcówka liceum i trzeba było myśleć o maturze. Byłem w II Liceum Ogólnokształcącym w klasie humanistycznej – miałem mnóstwo nauki, a bardzo mi zależało, żeby tę maturę zdać na przyzwoitym przynajmniej poziomie. Oczywiście wtedy startowałem w zawodach, ale to już nie był trening taki „na pełen gaz”, a na tym etapie trzeba było się temu poświęcić bezwzględnie. Ale to właśnie dzięki treningowi i namowie mojego trenera, pana Tadeusza Jaworskiego, o którym wspominałem, po maturze poszedłem na studia do Gdańskiej Akademii Wychowania Fizycznego, czym bardzo uraziłem moich nauczycieli z liceum. Zupełnie inną karierę mi wróżyli i trochę się na mnie przez jakiś czas gniewali, ale potem już mieliśmy wspaniałe relacje. Zresztą z niektórymi po wielu latach spotkałem się już jako pracujący nauczyciel w II Liceum Ogólnokształcącym, a potem nawet dyrektor tej wspaniałej szkoły.
Nastąpił zwyczajowy w takim przypadku logiczny ciąg zdarzeń, że jeżeli się pokochało tę dyscyplinę sportu – a ja ją rzeczywiście pokochałem – to zostaje się przy niej.
Andrzej Korpacki jako sędzia w akcji, jeszcze na macie
Fot. archiwum prywatne
Andrzej Korpacki jako sędzia w akcji, jeszcze na macie

– A w której z tych ról – zapaśnika, trenera czy sędziego – pan się najlepiej odnalazł?
– Chyba jednak najmilej wspominam te początki, kiedy byłem zawodnikiem – kiedy mieliśmy bardzo zgraną paczkę, wspólnie jeździliśmy na zawody, wzajemnie się wspierając, kibicując sobie, na co dzień ciężko pracując. To bardzo jednoczy grupę, to są przyjaźnie na całe życie – nie tylko tutaj w klubie, ale również w całej Polsce, a nawet w gronie zagranicznym. Faktycznie, w tej mojej tak zwanej karierze sportowej pełniłem praktycznie każdą możliwą funkcję – bo i działacza, i sędziego, i trenera, i zawodnika. I do dzisiaj jest mi z tym dobrze. Wszyscy moi znajomi z dawnych lat bardzo dobrze wspominają naszą współpracę. Mało tego – dzięki sędziowaniu zwiedziłem trochę świata, w bardzo ciekawych miejscach bywałem. Miałem okazję poznać osobiście wielokrotnych mistrzów czy to igrzysk olimpijskich, czy mistrzostw świata, z którymi nawiązaliśmy nawet relacje koleżeńsko-przyjacielskie, co jest dla mnie ogromnym zaszczytem. A najtrudniejszą wszakże funkcją było prezesowanie klubowi Polonia – czyli dzisiejszej Olimpii Elbląg.

– Dlaczego warto trenować zpasy? Dla kogo jest ten sport?
– Powiedziałbym, że to jest sport dla każdego. Może nie każdy ze swoimi predyspozycjami psychofizycznymi będzie w stanie osiągnąć poziom mistrzowski, który jest dla nielicznych. Natomiast jako sport dla młodych ludzi jest wszechstronnym narzędziem rozwoju fizycznego i sprawności.
Zapaśnik jest jak doskonale skonstruowana maszyna – silny, wytrzymały i sprawny, ze sprawnością graniczącą wręcz z akrobatyką. Oczywiście ważne są również umiejętności samoobrony, typowej walki (oczywiście bez agresji), stąd tutaj mogę zaznaczyć, że wszelkie służby specjalne to wręcz wyrywają sobie takich kandydatów, jeśli wiedzą, że są po tym sporcie. A oprócz mocy fizycznej ważna jest jeszcze moc psychiczna, żeby przetrwać kilkuletni reżim treningowy. Tu hartuje się charakter, tu trzeba umieć walczyć ze słabością, często również z bólem, łamać bariery – własne oczywiście – ale w rezultacie przynosi to fantastyczne samopoczucie takiego spełnienia prawdziwego mężczyzny.

– A czy ten sport jest też popularny wśród kobiet?
– Od ponad dwudziestu lat ten sport oficjalnie uprawiają kobiety (również dziewczęta od 12 roku życia) i pięknie się rozwija też w naszym kraju. W tej chwili cały świat już ma reprezentacje kobiece. Już od 2004 r. (Ateny) zapasy kobiet są w programie Igrzysk Olimpijskich i mamy tutaj fantastyczne dokonania – dwie medalistki. Za chwilę w Paryżu, w dniach 5-11 sierpnia, przed szansą zdobycia kolejnych medali też staną nasze dziewczyny – absolutnie nie bez szans, bo mają wcześniejsze dokonania w imprezach mistrzowskich kontynentalnych, czy światowych. Liczymy, że powiększą nasz historyczny dorobek medalowy z igrzysk olimpijskich.

– A jak wygląda popularność zapasów w Elblągu? Czy my też możemy się pochwalić jakimiś większymi osiągnięciami?
– Mamy przede wszystkim piękną historię zapasów, wspaniałych zapaśników w czasach tzw. wunderteamu trenera Janusza Tracewskiego. W tym czasie w jego kadrze narodowej, oprócz takich nazwisk, jak chociażby obecny prezes Andrzej Supron (ogólnie bardzo znana postać), mieliśmy w tej kadrze dwóch zawodników, których jeszcze jako zaczynający miałem okazję spotkać na macie – to były nasze wzory. Byli to Wiesław Tańczyn i Jerzy Sznicer. Później my młodzi staraliśmy się im dorównać i na przestrzeni tych lat, odkąd jestem w tej dyscyplinie, mieliśmy krajowe medale rangi mistrzostw Polski, ale także mieliśmy reprezentantów na mistrzostwach świata w kategoriach juniorskich – bez medalu co prawda, ale było blisko. Na razie te tłuste lata naszej dyscypliny mamy za sobą.

– Jak można dołączyć do pana klubu zapaśniczego?
– W celach organizacyjnych i aby mi tu było bliżej, to w tej chwili sekcja trenuje na obiekcie szkoły muzycznej. Mamy bardzo miłą, kameralną salę akurat na nasze potrzeby i zapraszamy ewentualnych chętnych od nawet 10 roku życia – bo już taką grupą zaczynamy ten etap wstępnego przygotowania – ale także i w wieku 12-14 lat, jak ktoś jest sprawny, silny i chce się sprawdzić. Zapraszamy w poniedziałek, środę i piątek na godz. 17 do szkoły muzycznej.
Rozmawiała Agata Tupaj
 Miła pogawędka na zawodach z wybitnym mistrzem, tutaj jako sędzia Walery Riezancew (po lewej) – 2-krotny Mistrz Olimpijski, 4-krotny Mistrz Świata, 3-krotny Mistrz Europy
Fot. archiwum prywatne
Miła pogawędka na zawodach z wybitnym mistrzem, tutaj jako sędzia Walery Riezancew (po lewej) – 2-krotny Mistrz Olimpijski, 4-krotny Mistrz Świata, 3-krotny Mistrz Europy