Małgorzata Manelska: Mazury są moim domem

2022-11-19 15:04:00(ost. akt: 2022-11-18 09:36:25)

Autor zdjęcia: arch. pryw. autorki

Bardzo sobie cenię każdy skrawek ziemi na Mazurach i nasze bogactwo: lasy, jeziora, zabytki, a także to, co pozostało po dawnych mieszkańcach – mówi w rozmowie z Dziennikiem Elbląskim Małgorzata Manelska, która pisze książki obyczajowe osadzone w malowniczych Mazurach. Już od 20 października można przeczytać jej najnowszą powieść „Srebrny węzełek”.
– Otwarcie pani przyznaje, że kocha Mazury – w końcu akcja pani książek również jest osadzona w mazurskich miasteczkach. Co pani najbardziej kocha w Mazurach?
– Trudne pytanie. Kocham w nich wszystko. Urodziłam się na Mazurach, tutaj urodzili się też moi rodzice, dlatego uważam, że Mazury są moim domem. Innego domu nigdy nie miałam. Choć moi dziadkowie nie pochodzą stąd, moi rodzice, ja i moje rodzeństwo już tak, więc jesteśmy bardzo blisko związani zarówno z miejscami, jak i z historią.

– A są jakieś konkretne miejsca na Mazurach, do których pani jest szczególnie przywiązana?
– Sentymentalnie jestem związana z miejscem, w którym moi dziadkowie byli na robotach przymusowych w czasie wojny. Moi dziadkowie – Stanisław i Marianna – pochodzili spod Ostrołęki – oboje już nie żyją. Spędzili prawie całą wojnę w niewielkiej wsi Dymer (wcześniej Dimmern) w ówczesnych Prusach Wschodnich. Właśnie stąd się wzięły też pomysły na moje książki. Mimo że jest to niewielka wioska pomiędzy Szczytnem a Biskupcem, a dom i gospodarstwo, w których dziadkowie pracowali w czasie wojny, już nie istnieją, darzę ją szczególnym sentymentem.

Jeśli chodzi o walory turystyczno-krajoznawcze, bardzo sobie cenię każdy skrawek ziemi na Mazurach i nasze bogactwo: lasy, jeziora, zabytki, a także to, co pozostało po dawnych mieszkańcach. Lubię odwiedzać stare ewangelickie cmentarze, gdzie historia jest w szczególny sposób zapisana. W ostatnim czasie odkryłam na Pojezierzu Mazurskim Mazury Garbate z jego najpiękniejszymi zakątkami – takimi jak Gołdap, Sztynort, Rapa, Stańczyki. To takie „prawdziwe” Mazury, gdzie możemy wypoczywać nad malowniczymi jeziorami oraz podziwiać dziką przyrodę.

– Często porusza pani w swoich książkach historyczne wydarzenia z życia mieszkańców Mazur. Pojawiają się również takie miejsca, które dziś już nie istnieją. Jak wygląda pani praca nad książkami, jeśli chodzi o research?
– Przygotowując się do pisania książki, staram się w jak najbardziej dogłębny sposób poznać interesujący mnie okres w historii. Nie zawsze można dotrzeć do bezpośrednich świadków jakichś wydarzeń, bo wielu już nie ma, a czasem nie chcą się dzielić swoimi wspomnieniami, niekiedy bardzo traumatycznymi. Staram się docierać do różnego rodzaju dokumentów, książek, filmów, wspomnień, wywiadów czy artykułów prasowych. Niemniej najbardziej wartościowe są rozmowy ze świadkami i, oczywiście, osobiste eksplorowanie miejsc, o których planuję pisać.

– A jak wygląda cała pani praca nad książką, krok po kroku?
– W związku z tym, że pracuję zawodowo – jestem z zawodu oligofrenopedagożką, pracuję z dziećmi i młodzieżą niepełnosprawną intelektualnie – czas, który poświęcam książkom, jest ograniczony. Najpierw muszę wykonać swoje obowiązki zawodowe, dopiero później mogę się zabrać za inne rzeczy. Piszę zazwyczaj wieczorem. Potrzebuję ciszy, żeby się skupić. Kiedy pracuję nad książką, nie wygląda to tak, że siadam i bez odrywania się od klawiatury piszę kilka godzin dziennie. Zdarza się, że potrzebuję jakichś informacji do danej sceny czy wątku, który akurat opisuję. Wówczas przerywam pracę i szukam – czy to w książkach, które posiadam, w czasopismach, internecie. I czasem znalezienie mało istotnej drobnostki, która tak naprawdę nie ma znaczenia dla fabuły, zajmuje dość dużo czasu.

– W pani książkach pojawiają się przeróżne postacie. Skąd czerpie pani inspirację do ich tworzenia? Czy są to rzeczywiste osoby, czy wymyślone?
– Dotychczas w moich książkach znalazły się dwie autentyczne postacie. Są to robotnicy przymusowi, Stasiek i Maria, bohaterowie inspirowani losami moich dziadków. Inni bohaterowie zostali przeze mnie wymyśleni, aczkolwiek takie osoby naprawdę mogły żyć w ówczesnych czasach.

– Wracając do ciekawych miejsc na Mazurach, mieszka pani i pracuje w Szczytnie. Co warto tam zobaczyć? Co pani się najbardziej podoba w tym mieście?
– W Szczytnie, oczywiście, podoba mi się wszystko, bo tutaj się urodziłam (śmiech). Moje miasto nazywane jest bramą Mazur, ponieważ jadąc od strony Olsztyna (który leży na Warmii), wjeżdża się do Szczytna, a ono jest już na Mazurach.

Cóż tutaj możemy zobaczyć? Mamy dwa urokliwe jeziora w samym centrum miasta. W ubiegłym roku zostały zakończone prace przy rewitalizacji ruin zamku krzyżackiego, które stały się wspaniałą atrakcją turystyczną na mapie Mazur. Ponadto w Szczytnie znajduje się Chata Mazurska, która jest pozostałością dawnej drewnianej zabudowy mazurskiej. Mamy szkołę policyjną, kształcącą przyszłych funkcjonariuszy policji. Miasteczko jest bardzo ładne, czyste, zadbane, z fajną plażą i ścieżkami rowerowymi. Oczywiście wokół miasta nie brakuje przepięknych lasów i jezior.

– Jeśli chodzi o czas wolny, to bardzo lubi pani podróże i zwiedzała różne miejsca zarówno w Polsce, jak i za granicą. Można przeczytać, że była pani m.in. w Gibraltarze, Portugalii czy Hiszpanii. A jakie są pani ulubione miejsca w naszym kraju poza Mazurami?
– Bardzo lubię jeździć w nasze polskie góry, by spacerować po szlakach i wypoczywać na łonie natury. Ale tak jak powiedziałam, w tym roku właśnie odkryłam okolice Gołdapi. Są to trochę zapomniane miejsca, aczkolwiek bardzo urokliwe, z ciekawą historią i ładnymi widokami. Można się tam zrelaksować i wypocząć z rodziną. Nie miałam jeszcze dotąd okazji, żeby pojechać na Podlasie, chociaż ciągnie mnie w tamte strony. Ja w ogóle lubię miejsca, gdzie nie dociera cywilizacja.

– Niedawno wyszła pani najnowsza książka „Srebrny węzełek”. Co ciekawego w niej znajdziemy?
– Jest to książka nieco inna niż moje dotychczasowe powieści, ponieważ tutaj w zasadzie nie ma tła historycznego, chociaż wspominam pewne fakty historyczne, które dla fabuły nie mają większego znaczenia. Jest to książka świąteczna, której akcja dzieje się na Mazurach – jest grudzień, zima i mnóstwo śniegu. Nie chciałabym, żeby czytelnicy myśleli, że na pierwszy plan wyłaniają się tu przygotowania do świąt, strojenie choinki, pocałunki pod jemiołą czy śpiewanie kolęd. Owszem, moi bohaterowie czekają na święta i o nich mówią, jednak w książce poruszam przede wszystkim ważne problemy społeczne. Nawiązuję do samotności osób starszych, do marginalizacji społeczeństwa, do problemów dzieci. Piszę tutaj o adopcjach i rodzinach zastępczych. Natomiast święta pojawiają się w tle. Oczywiście książka ma szczęśliwe zakończenie.

Fot. arch. pryw. autorki


– A czy pracuje już pani nad kolejną książką?
– Tak, oczywiście. Na początku przyszłego roku ma się ukazać pierwszy tom mojej kolejnej sagi pt. „Nawłociowe wzgórze”. Tom pierwszy „Stefania” jest po redakcji, ma swoją okładkę. Jestem w trakcie pisania drugiego tomu tej sagi pt. „Baśka”. Są to książki z historią w tle, których akcja rozgrywa się we wsi Lesiny Wielkie na Mazurach w ciągu pierwszych miesięcy po zakończeniu drugiej wojny światowej. W powieści nawiązuję do losów osadników na Mazurach.

– Na koniec zapytam, czy myślała pani o napisaniu książki, której akcja nie toczy się na Mazurach?
– Tak, myślę o książce, której akcja może zacząć się w Bieszczadach, ale na pewno skończy się na Mazurach (śmiech).

Rozmawiała Agata Tupaj