Ewa Lenarczyk: Książka pisana gwarą

2022-04-09 12:00:00(ost. akt: 2022-04-08 16:48:14)
Ewa Lenarczyk jako pisarka zadebiutowała w 2010 roku

Ewa Lenarczyk jako pisarka zadebiutowała w 2010 roku

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Oparta na autentycznych wydarzeniach książka Ewy Lenarczyk „Zojda z Bieszczad” opowiada o losach dziewczyny wywodzącej się ze wsi, która wyjechała na emigrację do Brazylii. Jest to powieść obyczajowa, częściowo pisana gwarą.
Jak można przeczytać na oficjalnej stronie autorki, Ewa Lenarczyk spędziła w Elblągu całe swoje dzieciństwo, a do Gdańska przeniosła się po maturze. Uczyła się w Medycznym Studium Zawodowym, a po jego ukończeniu pracowała w szkole jako higienistka szkolna. Następnie była ankieterką w Urzędzie Statystycznym, a przez kolejne 9 lat zarządzała Halą Targową na gdańskiej Zaspie. Blisko piętnaście lat mieszkała na kaszubskiej wsi Wilanowo, a obecnie znowu mieszka w Trójmieście. Jak o sobie mówi, jest szczęśliwą emerytką. Obecnie zajmuje się marketingiem sieciowym znanej polskiej marki i prowadzeniem bloga. W wolnym czasie uwielbia zajmować się ogrodnictwem. Jako pisarka zadebiutowała w styczniu 2010 roku powieścią „Zojda z Bieszczad” i od tamtej pory napisała czternaście kolejnych książek.

Tytułowa Zojda z debiutanckiej powieści to wiejska dziewczyna, która została przygarnięta przez bieszczadzką zielarkę jako dziecko. Kobieta wychowywała ją jak swoją córkę, nauczyła czytać i pisać oraz przekazała jej swoją wiedzę o ziołolecznictwie. Po śmierci swojej opiekunki Zojda wychodzi za mąż za Franka – łemkowskiego chłopa, z którym w wyniku tragicznych zajść w ich wiosce udaje się na emigrację do Brazylii. Po wielu miesiącach ciężkiej podróży docierają do nowej osady w okolicach Kurytyby, która z pustych pól i karczowisk przeistacza się w miejsce zamieszkania dla wielu osadników. Życie na obczyźnie nie jest jednak usłane różami, a Zojda mierzy się z kolejnymi trudnościami. Bierze na siebie wychowanie obcego dziecka, oprócz tego ciężko pracuje na roli. Niestety spotykają ją również nieprzyjemności ze strony innych ludzi – w tym Franka, z którym małżeństwo okazuje się być niepowodzeniem. Kiedy znowu próbuje sobie ułożyć życie, dochodzi do kolejnych tragedii. Wszystko to sprawia, że Zojda, która jest przekonana, że tylko przynosi pecha, trafia do klasztoru, który staje się jej domem na kilka lat. Od tego momentu los wydaje się jej być przychylny – z czasem zdobywa wykształcenie i staje się licencjonowaną nauczycielką, a następnie żoną Polaka, naczelnego urbanisty Kurytyby.

Powieść Ewy Lenarczyk, oprócz historii głównej bohaterki, opowiada też o losach największej polskiej emigracji do Brazylii z początków XX wieku. Możemy się z książki dowiedzieć, jak wyglądały podróż, powstawanie osad, a także postęp cywilizacji. Jednak w książce mi zabrakło więcej opisów samej Brazylii, które pozwoliłyby się wczuć w klimat.

Bardzo ciekawym zabiegiem w „Zojdzie z Bieszczad” jest z kolei zastosowanie gwary nie tylko w dialogach, ale również w narracji. Gwara jednak zanika powoli wraz z przebiegiem akcji, co uważam za strzał w dziesiątkę, ponieważ sama akcja zbiega się z przemianą Zojdy z prostej, acz pracowitej dziewczyny w wykwalifikowaną nauczycielkę. Kreacja głównej bohaterki również jest według mnie mocną stroną tej książki, ponieważ pokazuje losy osoby, która mimo tylu tragedii, które ją w życiu spotkały, ostatecznie wychodzi na prostą.

Uważam, że „Zojda z Bieszczad” to książka, która może się spodobać miłośnikom gatunku – jest to opowieść o miłości, nadziei, wytrwałości i szacunku do pracy.