Elbląg: Śmiertelne pobicie na Hetmańskiej. Sąd przesłuchał kolejnych świadków

2023-05-01 07:49:00(ost. akt: 2023-07-03 09:49:34)
Adamowi M. i Łukaszowi Ż. zarzuca się udział w pobiciu ze skutkiem śmiertelnym

Adamowi M. i Łukaszowi Ż. zarzuca się udział w pobiciu ze skutkiem śmiertelnym

Autor zdjęcia: EG

W sądzie rejonowym w Elblągu toczy się proces przeciwko Adamowi M. i Łukaszowi Ż. w sprawie śmiertelnego pobicia przy ul. Hetmańskiej. Podczas trzeciej rozprawy przesłuchano kolejnych świadków zdarzenia, do którego doszło w sierpniu 2022 roku.
Adamowi M. i Łukaszowi Ż. — przypomnijmy — zarzuca się czyn z art. 158 § 3 kk, czyli udział w pobiciu ze skutkiem śmiertelnym, za co grozi kara pozbawienia wolności od roku do lat 10. Dodatkowo Adam M. będzie odpowiadał w ramach recydywy. Wcześniej był skazany za przestępstwo z użyciem przemocy wobec funkcjonariuszy publicznych. Grozi mu do 15 lat pozbawienia wolności.

Świadek zdarzenia: To działo się bardzo szybko

Podczas trzeciej rozprawy sąd przesłuchał m.in. mieszkankę ul. Hetmańskiej, która zaniepokojona głośnymi krzykami, dochodzącymi do jej mieszkania pomimo zamkniętych okien, postanowiła zobaczyć, co się dzieje na zewnątrz.

— Miejscem była ul. Hetmańska, zatoczka autobusowa przy kwiaciarni. Usłyszałam głos kobiecy wołający: „Adam, zostaw go!” i głos męski wołający: „Ratunku, pomocy!” oraz mieszane głosy awantury. Byłam wtedy w swoim mieszkaniu, nie spałam, leżałam w łóżku. Gdy spojrzałam przez okno, zobaczyłam leżącego na ulicy mężczyznę oraz migające światła policji i pogotowia ratunkowego — zeznała mieszkanka ul. Hetmańskiej.

— Po jakim czasie po usłyszeniu tych odgłosów podeszła pani do okna? — zapytał sędzia.

— To była chwila, nawet nie 5 minut. Całe to zdarzenie trwało bardzo krótko — odpowiedziała świadek zdarzenia.

— Doświadczenie życiowe mówi, że pomiędzy wezwaniem karetki i policji a ich przyjazdem na miejsce upływa jakiś okres. A pani mówi, że słyszała te odgłosy i po chwili wyjrzała przez okno — dopytywał sędzia.

— To naprawdę działo się bardzo szybko, ktoś jeszcze musiał usłyszeć te głosy i już wcześniej wezwać policję, gdy jeszcze trwała awantura — tłumaczyła kobieta.

Sędzia zapytał ją, czy gdy podeszła do okna, to widziała jeszcze jakieś inne osoby oddalające się z miejsca tego zdarzenia. Kobieta zaprzeczyła. I potwierdziła, że widziała jedynie leżącego płasko na plecach mężczyznę, a dookoła niego policję, pogotowie i jakiegoś mężczyznę, najprawdopodobniej sąsiada. Mieszkanka ul. Hetmańskiej zdecydowała się wyjść z mieszkania i z bliska przyjrzeć się temu zajściu. Według jej relacji mężczyzna był rozebrany do połowy i trwała już akcja ratunkowa.

— Słychać było, że ten mężczyzna był jeszcze przytomny, wydawał z siebie odgłosy, dźwięki charczenia. Nie wydawał z siebie dźwięków, które można by było uznać za logiczne — opisywała kobieta.

— Zatem ten mężczyzna był przytomny, czy po prostu żywy? — próbował doprecyzować sędzia.

— Był żywy, miał otwarte oczy i nie wymagał podania tlenu ani reanimacji. Jego ciało nie było jeszcze wiotkie. Podnoszono mu ręce, one się lekko utrzymywały. Lekarze próbowali się z nim komunikować. Jego zachowanie nie wskazywało jednak na to, że rozumiał lekarzy. Nie widziałam, aby mężczyzna miał obrażenia, ale widziałam ślady krwi. Były one pod jego głową — opisywała świadek zdarzenia.

Dziś już wiemy, że nie udało się uratować życia pobitemu mężczyźnie.

Nie sądziły, że może potrzebować pomocy

Przypomnijmy, że podczas drugiej rozprawy przesłuchano trzy kobiety będące świadkami tego, co zaszło między oskarżonymi a nieżyjącym już Patrykiem Sz.

Z zeznań i wyjaśnień Doroty P. wynika, że 5 sierpnia 2022 udała się ze znajomymi do dyskoteki, gdzie przebywał również Patryk Sz., który miał zawołać ją do siebie i po krótkiej rozmowie kupić jej drinka (chociaż w sądzie Dorota P. zaznaczała, że źle się po nim poczuła i nie wypiła go w całości i mimo że kobieta nie przyznała się do zażywania tego dnia środków odurzających, to w jej krwi wykryto amfetaminę). Kobieta zatańczyła nawet z mężczyzną, ale później ich drogi się rozeszły. Po raz kolejny spotkali się na parkiecie, ale Patryk Sz. miał zachowywać się tym razem natarczywie i niestosownie.

— Jak tańczyłam, to podszedł do mnie i zaczął mnie klepać po tyłku i złapał za pośladek. Chciał ze mną tańczyć. Nie podobało mi się, że on się tak do mnie przystawia — mówiła kobieta.

Sytuacja miała nie spodobać się również jej znajomemu, Adamowi M., który w pewnym momencie miał do Patryka Sz. powiedzieć: „Idź stąd albo wyp********, to jest moja żona”. Patryk Sz. odszedł i jak wspominała Dorota P., więcej jej w lokalu nie zaczepiał.

Kiedy kobieta i jej znajomi opuścili lokal i udali się w drogę powrotną do domu, Dorota P. zorientowała się, że Patryk Sz. idzie za nimi. Zauważył to również Adam M.

Gdy Patryk Sz. dorównał im kroku, znów miał niestosownie zachowywać się wobec kobiet. Wkrótce Adam M. miał podejść do Patryka Sz. i uderzyć go w twarz.

— Następnie chyba kopnął go w nogę, jakby mu ją podcinał w celu wywrócenia się. Byłam pod wpływem alkoholu, ale pamiętam, że na pewno go uderzył i wydaje mi się, że przyczynił się do jego upadku (...). Usłyszałam uderzenie — chyba głową o podłoże i zobaczyłam, że Patryk Sz. leży na wznak. Był przytomny i coś mówił pod nosem, ale nie wiem co. Wtedy podszedł do niego Łukasz i zaczął uderzać go zaciśniętą pięścią w twarz. Odwróciłam głowę po pierwszym uderzeniu, ale słyszałam, że było ich 2 lub 3. Pamiętam, że krzyczałam coś w stylu: „zostaw go” — wspominała w trakcie składania wyjaśnień Dorota P.

I mówiła: — Jak widziałam tego mężczyznę, gdy już leżał, nie widziałam krwi. Odprowadziliśmy matkę Izy, a po drodze na stacji paliw kupiliśmy sobie piwo i poszliśmy je wypić na podwórku Adama. Po jakiejś godzinie wezwałam taksówkę i pojechałam do domu.

Kolejna przesłuchiwana, Izabela D. wspominała, że nie pamięta, czy Dorota P. skarżyła się feralnego wieczoru na jakiegoś mężczyznę.

— Kojarzę, że ona często się skarży, że mężczyźni zaczepiają ją w lokalu. Możliwe, że dlatego, że jest dla nich atrakcyjna — przyznała.

I opowiadała o powrocie do domu: — Poszliśmy w kierunku ul. 12 Lutego. Na wysokości Biedronki w dawnym Feniksie zobaczyłam, że za nami idzie jakiś mężczyzna. On do nas dołączył. (...) Ja w ogóle go nie kojarzyłam i nie znałam. Powiedział mi, że ładnie zaśpiewałam w programie telewizyjnym i że mamy wspólną znajomą. Do mnie raczej się nie przystawiał, ale przystawiał się do mojej mamy.

Wtedy uwagę zwrócić miał mu Łukasz Ż.

— Jak Łukasz powiedział mu, że ma się odczepić, to ten mężczyzna stał się wtedy agresywny. Zaczął wymachiwać pięściami, jakby chciał zachęcać do bójki — opowiadała Izabela D., przyznając, że jej partner „był zdecydowanie mniejszy od tego mężczyzny i mógłby od niego oberwać”.

Również Izabela D. zeznała, że to Adam M. uderzył jako pierwszy, widziała, jak Patryk Sz. upada na plecy i uderza głową o chodnik.

— Słyszałam ten huk. Kojarzę też, że Adam podciął mu nogi i to mogło spowodować ten upadek. Ale pewności nie mam. Jak ten mężczyzna leżał, to krzyczał coś jeszcze i zachęcał do bójki. Jak upadł, to poszłam szybko w kierunku mamy. Nie widziałam krwi, byłam już za daleko. Następnie zobaczyłam, że podchodzi do niego Łukasz i stojąc nad nim, wymachiwał rękoma. Nie wiem, czy Łukasz go uderzył, bo byłam już oddalona kilka metrów. Wydaje mi się, że Łukasz nie trafił w jego twarz, tylko zamachnął się ze dwa razy. Na pewno nie więcej. Dorota była bliżej tego leżącego mężczyzny i krzyczała, aby przestali go bić. Jak Łukasz odszedł od niego, to ten mężczyzna jeszcze się coś odzywał, ale nie wiem, co mówił. Wszyscy poszliśmy w kierunku ul. Tysiąclecia — relacjonowała kobieta.

Izabela D. przyznała, że zastanawiała się razem ze swoim konkubentem Łukaszem Ż. nad tym, jakie obrażenia poniósł mężczyzna i czy wstał i wrócił do domu. Ale tylko przez chwilę. Później już o tym nie myśleli. Następnego dnia, gdy Izabela D. dowiedziała się z doniesień medialnych, że Patryk Sz. nie żyje, przestraszyła się.

— Byliśmy w szoku. Łukasz z całego tego stresu i nerwów ukrył swoje ubrania, wyrzucając je do śmietnika — mówiła.

Sędzia dopytywał, dlaczego nikt z całej piątki nie zadzwonił po karetkę.

— Widziałam już gorsze rzeczy w życiu. I nie wiedziałam, że ta bójka może spowodować takie obrażenia. Według mojej oceny nic nie wskazywało na to, że ten mężczyzna może nie przeżyć — tłumaczyła Izabela D.

Podobnie odpowiedziały Małgorzata P. i Dorota P.

— Chcieliśmy spokojnie wrócić do swoich domów. To nie powinno się wydarzyć. Gdy odchodziliśmy z tego miejsca, nikt z nas nie interesował się już tym człowiekiem. Byłam wystraszona, nie wiedziałam, że tak to się skończy — powiedziała Małgorzata P.

Według relacji wszystkich przesłuchiwanych kobiet, gdy cała grupa opuszczała ul. Hetmańską, Patryk Sz. jeszcze żył, choć kobiety nie były do końca pewne, czy był przytomny. Ich zdaniem nie było momentu, w którym Adam M. i Łukasz Ż. jednocześnie zadawaliby ciosy Patrykowi Sz.