„Menadżer za free”, notoryczny kłamca i dobry chłopak. Zeznania kolejnych świadków w sprawie zabójstwa Anny W. na Okulickiego

2023-10-20 14:54:56(ost. akt: 2023-10-26 14:21:56)

Autor zdjęcia: Dziennik Elbląski

O związku z Rafałem N. i o tym jakim jest ojcem ich wspólnego dziecka, opowiedziała przed sądem jego była partnerka. Według niej Rafał N. jest notorycznym kłamcą, często pozostawał bez zatrudnienia i dopuszczał się licznych zdrad. Jej zdaniem wybierał kobiety, z którymi się spotykał według pewnego schematu: każda z nich była sporo starsza, miała dzieci, mieszkanie i pracę. Rafał N. miał również stosować wobec byłej partnerki przemoc fizyczną — także, gdy ta była w ciąży. W sądzie zeznawał też m.in. były pracodawca oskarżonego.
Do zabójstwa na elbląskiej Zawadzie — przypomnijmy — doszło we wrześniu ubiegłego roku. Zakrwawione ciało Anny W. znalazł po powrocie ze szkoły jej 9-letni syn. Sprawca zadał swojej ofierze 11 ciosów nożem.

O zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem 43-letniej elblążanki, oskarżony został 30-letni Rafał N. Mężczyzna przyznał się do zbrodni.

W piątek 20 września odbyła się druga rozprawa. Zeznawali kolejni świadkowie, w tym była partnerka i były pracodawca oskarżonego. Sąd przesłuchał też kolejny raz Rafała N.


„Jak się nie pomylił, to prawdy nie powiedział”


— Poznaliśmy się w 2014 roku w internecie. Miałam już wtedy jedno dziecko. Po pewnym czasie zamieszkaliśmy u moich rodziców. W 2015 roku okazało się, że jestem z oskarżonym w ciąży. Zdecydowaliśmy się, że wyprowadzimy się od moich rodziców. Do piątego miesiąca życia naszego syna mieszkaliśmy razem w wynajmowanym mieszkaniu przy ul.Topolowej. Do momentu, gdy mieszkaliśmy u rodziców, było w miarę dobrze, ale w późniejszym czasie zaczęło się między nami komplikować — mówiła w sądzie była partnerka Rafała N.

I wyjaśniała: — Wszystko rozchodziło się głównie o to, że oskarżony nie miał pracy. Prosiłam go o skończenie jakiejkolwiek szkoły, bo miał ukończoną tylko szkołę zawodową. W związku z tym, że zamieszkaliśmy razem, prosiłam go, aby podjął jakąkolwiek pracę. Mówił, że zapisał się do szkoły, co później okazało się kłamstwem. Wszelkie prace, jakie podejmował, bardzo szybko kończył. Zawsze „coś” wychodziło, zawsze miał wytłumaczenie, dlaczego w danym miejscu nie może już pracować. Tłumaczył, że jeden dzień się źle poczuł, drugi dzień źle się poczuł i z racji tego, że nie stawił się w pracy, po prostu ją tracił. Ostatnią większą pracę, jaką miał była praca w firmie sprzątającej. Byłam pewna, że chodzi do pracy, bo normalnie robił kanapki i wychodził jak gdyby nigdy nic. Do myślenia dało mi to, że na koncie nie było pieniędzy z tytułu tej pracy. Tłumaczył, że nie wie dlaczego, że może księgowej nie było […]. Nie dawało mi to spokoju i zadzwoniłam do tego zakładu zapytać, czy on tam w ogóle pracuje. Poinformowali mnie, że za to, iż nie stawiał się do pracy, od miesiąca już tam nie pracuje. A cały miesiąc twierdził, że chodził do pracy.
Fot. Dziennik Elbląski

— Gdy byłam w ciąży, studiowałam dziennie. Moim jedynym dochodem była praca w kościele jako organistka. Dorabiałam też, robiąc w domu paznokcie. Poinformowałam go, że nie jesteśmy w stanie wyżyć za pieniądze pochodzące tylko z moich dochodów. Tłumaczył, że to nie jest problem, bo jego mama jest w stanie pomóc nam finansowo. I pomagała nam. Nie godziłam się na to. Oskarżony zarzucał mi, że moi rodzice nam nie pomagają. Stwierdziłam, że skoro podjęliśmy się założenia rodziny, to musimy sami na to wszystko zapracować, a nie prosić o pomoc naszych rodziców. W międzyczasie składał propozycje, że to może ja pójdę do pracy, a on zajmie się dziećmi, ale nie godziłam się na to — opowiadała w sądzie była partnerka Rafała N.

— W czasie gdy urodził się nasz syn nasze relacje całkowicie się „rozjechały”. Wychodził z domu i nie mówił gdzie. Wracał, jadł obiad i spędzał resztę dnia przy konsoli. W pierwszych miesiącach życia naszego syna pomagał mi, ale później stwierdził, że musi się wysypiać, bo rzekomo pracuje. Podjął pracę w sklepie „Małpka”. Po pewnym czasie zorientowałam się, że spotyka się ze sporo od siebie starszą kobietą. Ona była jakimś przedstawicielem i przychodziła do niego do pracy. Zdenerwował się, gdy powiedziałam mu, że o tym wiem. Powiedział, że ona jest dojrzała i może mu dać to, co on chce, a nie to, co ja. Później to już zupełnie nie było dobrze między nami — opisywała kobieta.

— On jak się nie pomylił, to prawdy nie powiedział. Wiecznie w naszym życiu istniała też jego mama. Nadszedł taki dzień, gdy stwierdziłam, że zabieram dzieci i się wyprowadzam, bo pomimo tej kobiety, którą poznał w pracy, było też wiele innych kobiet. Gdy byłam w trakcie pakowania, wyrzuciłam mu wszystko, co wiem o tych kobietach. Powiedziałam, że mam już tego dosyć. W tym momencie on zaczął mnie wyzywać, więc uderzyłam go w twarz. On mi oddał. Zaczęliśmy się szarpać, przerwał to jego szwagier, który wszedł do domu, bo drzwi były otwarte. Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam. To był nasz koniec — stwierdziła.

— Wcześniej jeszcze dawałam mu szansę. Gdy byłam w ciąży, też się dowiedziałam, że mnie zdradza. Poszłam wtedy do niego do pracy i powiedziałam mu, że o wszystkim wiem. Wtedy też była między nami spora kłótnia. Wyzywał mnie, że to wszystko to moja wina. Doszło między nami do szarpaniny. Pierwsza uderzyłam go w twarz. Wtedy on złapał mnie za barki i popchnął na regał. Byłam wtedy w piątym miesiącu ciąży. Pojechałam do szpitala w obawie o dziecko, ale miałam tylko stłuczenia. Z dzieckiem wszystko było w porządku — wspomniała.

— Po wyprowadzce z Topolowej z powrotem zamieszkałam u rodziców. Poinformowałam Rafała, że złoże sprawę o alimenty. Nie był z tego powodu zadowolony, ale powiedział, że mam robić, jak uważam. W późniejszym etapie kłóciliśmy się często o kontakty z dzieckiem. Często pomimo umawianych spotkań on nie stawiał się na widzenia. Niestety pod względem płacenia alimentów i kontaktów z dzieckiem nie spełniał się w roli ojca. Zasądzono alimenty w wysokości 500 zł. Oskarżony nie uiszczał ich dobrowolnie, wpłacał drobne kwoty do komornika. Złożyłam więc wniosek o świadczenie alimentacyjne, które zostały mi przyznane. Wciąż otrzymuje je z tego źródła. Nie jest to pełna kwota, bo mój dochód przekracza próg dochodowy. A jeśli chodzi o sądownie uregulowane kontakty, to w ogóle nie przyjeżdżał w wyznaczonych terminach. Tłumaczył się, że pracuje i nie może, przyjeżdżał w innych terminach niż te uregulowane przez sąd. Gdy odmawiałam mu wydania dziecka, wzywał policję — przekazała.

— Gdy spędzał czas z synem, to potrafił przywieźć go na zbiórkę harcerską w nowych ubraniach, po czym, gdy odstawił go do domu, syn był już w starych ubraniach. Gdy zapytałam syna, gdzie ma rzeczy od taty, to powiedział, że w tych ubraniach będzie chodził tylko u taty. Syn, gdy opowiadał mi o spotkaniach u taty, mówił, że jeździł z tatą do różnych kobiet, na które mówił „ciocie”. Zostawał tam i bawił się z innymi dziećmi. Dało mi to do myślenia i powiedziałam, że nie godzę się na takie spotkania. Nie chciałam, aby jeździł z dzieckiem gdzieś do obcych kobiet. Powiedział, że mam w to nie ingerować więc odpuściłam. Pytałam, czy jest w stanie dokładać mi do alimentów, skoro tyle pracuje, że nie ma nawet czasu zobaczyć się z dzieckiem. Wiecznie mówi, że nie ma pieniędzy. Gdy pytałam go o nowe auta, którymi podjeżdżał, to mówił, że to nie jest moja sprawa. Mówiłam, że skoro stać go na nowe samochody to mógłby coś dołożyć do dziecka. Wiem, że pracował w firmie kurierskiej, bo widziałam go wielokrotnie w samochodzie tej firmy. Komornik też go tam namierzył — wyjaśniała w sądzie była partnerka oskarżonego.

„Dobry chłopak”


W sądzie zeznawał też były pracodawca Rafała N., będący podwykonawcą firmy kurierskiej. Stwierdził, że Rafał N. pracował u niego na czarno, bo nie chciał umowy.

— Najpierw było bez umowy, bo był okres próbny. Później po wspólnych rozmowach Rafał stwierdził, że ma zobowiązania i nie chce takiej umowy — wyjaśniał w sądzie były pracodawca.

Rafał N. miał pracować u niego rok — do sierpnia 2022 roku. Został zwolniony przez kierownika firmy kurierskiej, gdyż dwukrotnie nie rozliczył się na czas.

— Był dobrym pracownikiem. Jego jedynym minusem było to, że czasem potrafił skłamać. Chciał dostawać wynagrodzenie dwa razy w miesiącu, gdyż twierdził, że 15. płaci alimenty — dodał.

— Gdy do naszej firmy dotarła wiadomość o zabójstwie, to my wszyscy nie dowierzaliśmy. To jest naprawdę przykładny pracownik, chłopak, kolega. Można było na niego liczyć w różnych sytuacjach. Zawsze był pomocny — mówił o oskarżonym jego były pracodawca.

Stwierdził też, że nie wierzy w historię o narkotykach, bo specyfika pracy kuriera nie pozwala czasem nawet na to, aby coś zjeść. Jednak przyznał, że Rafał N. zjawiał się w pracy jako jeden z pierwszych i kończył pracę przed godziną 15.00, więc mógł ewentualnie używać samochodu służbowego już po godzinach pracy.


„Menadżer za free”


W sądzie zeznawała też kobieta, pracująca w jedynym z lokalnych klubów, w których często miała bywać zamordowana Anna W., a Rafał N. miał tam pomagać.

— On tam nie pracował, tylko pomagał. Mówiono o nim „menadżer za free”. Chyba tylko raz widziałam go za barem i raz w szatni. Wcześniej znałam go jako gościa w tym lokalu. Dzwoniłam do niego, gdy trzeba było coś przewieźć, on korzystał z samochodu firmy kurierskiej. Wszyscy wiedzieli, że on tam pracuje. Annę W. poznałam dwa lata temu. Ona spotykała się z Adamem, który pracuje w Anglii. Ona miała dobrą sytuację materialną, choć nie pracowała. Zapytałam ją skąd ją stać na spodnie trzy razy w tygodniu za ponad 100 zł. Powiedziała, że oszczędza. Miała alimenty i 500 plus. Odkąd ją znałam, szukała pracy — mówiła przed sądem kobieta.

Sąd przesłuchał też kolejny raz Rafała N. Oskarżony stwierdził, że wszystko, co opowiedziała o nim była partnerka, jest kłamstwem i zażądał, aby powołać w charakterze świadka, ojca jej starszego dziecka, którego kobieta również oskarżała o przemoc fizyczną. Dodał, że przez cały okres przebywania w związku z matką swojego dziecka pracował w rodzinnej firmie. Wyjaśnił też, że w chwili śmierci Anny W. miał dług tylko wobec swojej siostry.

Zaplanował zabójstwo?


„Jak wbić nóż w plecy, aby zabić”, „jak zabić na szybko”, „trutka na szczury — śmiertelna dawka”, „sprzedam nerkę”, „jak żyć ze świadomością zabójstwa” — takie frazy — przypomnijmy — ujawniono w wyszukiwarce internetowej w telefonie Rafała N. Miał je wpisywać dzień przed i w dniu zabójstwa Anny W. Prokurator już na etapie śledztwa stwierdził w rozmowie z Dziennikiem Elbląskim, że zbrodnia była najprawdopodobniej zaplanowana i dokonana z zimną krwią.

Rafał N. przyznał się do zabójstwa Anny W. Powodem miały być rozliczenia finansowe ze wspólnej sprzedaży narkotyków. W jednej z wersji, którą przedstawił przed sądem, stwierdził, że od jakiegoś czasu nie otrzymywał od Anny W. swojej części ze sprzedaży narkotyków i była mu winna pieniądze. W kolejnych zeznaniach przekazał, że miał mieć dług u dostawców narkotyków, a pieniądze miał przekazać Annie W., by to ona się z nimi rozliczyła. Ta jednak tego nie zrobiła, a mężczyźni mieli nachodzić jego matkę i grozić, że połamią mu ręce i nogi.
Fot. EG

Fot. Dziennik Elbląski